Iwanow z Madrytu: „Nie pogrywaj z królem”! Kolejna magiczna noc na Bernabeu
Cokolwiek nie zdarzy się jeszcze w tym sezonie Ligi Mistrzów, to jeżeli będziemy do niego wracać, zawsze pojawi się mecz na stadionie Realu. Najpierw ten rewanżowy w 1/8 finału z Paris SG - ze względu na niezwykłą dramaturgię, katastrofalny błąd Donnarummy, który odwrócił losy rywalizacji, hattrick Benzemy i dwa minimalne spalone Mbappe, „odkryte” dopiero przez analizę VAR. Wtorkowy bój w 1/4 finału z Chelsea był nie mniejszym rollercoasterem.
W tym meczu znów było wszystko, czego wymaga Champions League, odrobienie strat z pierwszego, przegranego przez londyńczyków 1-3 spotkania na Stamford Bridge, nieuznany gol … wychowanka Realu w barwach „The Blues” Marcosa Alonso, trafienie Timo Wernera, które wyrzucało „Blancos” z Europy i nieprawdopodobna mobilizacja madryckich asów, która dała im ostatecznie awans. Oprawa z napisem „Nie pogrywaj z królem” opatrzona wizerunkiem władcy ze wszystkimi jego atrybutami w wymownych szatach mogła być głęboko schowana. Ale nie musi. Znów okazało się, że w piłce rządzą dwaj ludzie: Luka Modrić i Karim Benzema.
ZOBACZ TAKŻE: Liga Mistrzów: Szalony mecz w Madrycie! Real wyeliminował Chelsea po dogrywce
36-letni Chorwat swym magicznym „zewnętrzniakiem” do Rodrygo przedłużył nadzieje Realu na pozostanie w grze. Jednak jeszcze bardziej imponująca była jego tytaniczna praca jaką wykonał w defensywie: agresywne podejście pod rywala, odbiory, mnóstwo przebiegniętych kilometrów. To samo robił mocno poobijany i biegający w końcówce już „na oparach” Benzema.
To trudne do uwierzenia ale znów jego nieustępliwość dała zespołowi Carlo Ancelottiego awans. Włoch nie ściągał go z boiska do końca, a rozgrzewający się przez całą dogrywkę Gareth Bale nie doczekał się na wejście na plac, bo trener wiedział, że swego mistrza nie ma prawa zmieniać. Francuz być może wykonałby więcej zadań od Walijczyka nawet gdyby musiał się czołgać. Chelsea zrobiła wczoraj wszystko by wyrwać królewskie berło z rąk europejskiego hegemona. Ale Benzema i Modrić na to nie pozwolili. Doprawdy szkoda, że dalej nie może grać także londyńska drużyna. Obrońca trofeum żegna z Ligą Mistrzów z podniesionym czołem. Choć to z pewnością wcale nie uspokaja Thomasa Tuchela.
Podobnie jak wściekłość Niemca na postawę Szymona Marciniaka. Trenerowi „The Blues” nie przypadła do gustu reakcja Polaka po zakończeniu meczu, który jego zdaniem z uśmiechem uciął sobie pogawędkę z trenerem rywali. Punkt widzenia zawsze jednak zależy od punktu siedzenia. Tak po prawdzie to nasz najlepszy arbiter w jakimś sensie pomógł Chelsea, bo rzutu rożnego, po którym Antonio Ruediger zdobył gola na 2-0 dla londyńczyków być nie powinno, bo po strzale Masona Mounta piłka nie dotknęła żadnego z piłkarzy Realu, choć sytuacja była szalenie trudna do rozstrzygnięcia i udowodniła to dopiero jedna z powtórek.
W przekazie na żywo było to absolutnie nie do uchwycenia, bo wydawało się, że piłka zmieniła swój lot, jego trajektoria sprawiała wrażenie kontaktu z którymś z piłkarzy przeciwnika. VAR oczywiście zgodnie z regulaminem nie miał prawa do tego wracać. A ludzkie oko nie było w stanie tego wyłapać. Rzut rożny to była już „nowa akcja.” Poza tym polska załoga sędziowska stanęła na wysokości zadania, mimo że pod wieloma względami, także „varowskimi” (brawo Tomasz Kwiatkowski i Bartosz Frankowski za dostrzeżenie muśnięcia dłonią piłki przez Marcosa Alonso), był to szalenie trudny mecz do poprowadzenia i zarządzania. W takim spotkaniu zawsze znajdą się jakieś drobne uchybienia i trzeba byłoby być bardzo drobiazgowym i nieprzychylnym, aby naszych arbitrów się czepiać. Choć wiemy jaki ostatnio jest u nas w tej kwestii klimat.
Przejdź na Polsatsport.pl