Lewandowski i Bayern na podwójnym ostrym zakręcie. Stawką jest 84 mln euro dla Polaka
Bayern Monachium i Robert Lewandowski znów są na ostrym zakręcie. I to podwójnym. Drugi rok z rzędu Bayern wcześnie odpada z Ligi Mistrzów. Kolejny raz dochodzi też do klinczu z klubem, gdy „Lewemu” kończy się kontrakt. Chodzi o jego przedłużenie o dwa lata z gażą 30 mln euro za sezon. Po to menedżer Pini Zahavi rozsiewał plotki o porozumieniu Polaka z Barceloną, by wywrzeć presję na Bayernie. Kataloński klub je dementuje. Do gry chcą stanąć Manchester United i Juventus.
Historia lubi się powtarzać. W poprzednim sezonie Bayern też odpadł w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, a Robert Lewandowski właśnie dlatego nie zdobył Złotej Piłki i przegrał z Leo Messim, który triumfował z Argentyną w Copa America (w 2020 roku „Lewy” i Bayern w Champions League triumfowali, ale „France Football” odwołał swój plebiscyt).
O ile odpadnięcie rok temu po wyrównanych ćwierćfinałowych meczach z arcysilnym PSG można było usprawiedliwić, to porażka z Kopciuszkiem Villarreal jest sporą wpadką Bayernu i pokazuje, że klub z Bawarii od dwóch lat jest, może nie w kryzysie, ale w małym dołku na arenie międzynarodowej. Króluje w Bundeslidze, ale porażki w ćwierćfinałach LM to trochę mało jak na ambicje i budżet Bayernu.
„Złota Piłka” odpłynęła łodzią
Zatonięcie z „Żółtą Łodzią Podwodną” to także gwóźdź do trumny Lewandowskiego w walce o Złotą Piłkę. Ona odpłynęła tą łodzią. Organizatorzy od tego roku zmienili zasady jej przyznawania i głosowanie nie będzie się odbywało na koniec roku, ale w lipcu, po zakończeniu sezonu (przy trochę też innych kryteriach). To w praktyce oznacza, że w tym roku w plebiscycie „France Football” zwycięży piłkarz, który pokaże się z najlepszej strony w Lidze Mistrzów.
ZOBACZ TAKŻE: Liga Europy: Prezes Barcelony oburzony i zawstydzony
Na dziś wygląda na to, że na 90 procent będzie to przeżywający drugą młodość 34-letni Karim Benzema, który w 38 meczach w tym sezonie strzelił 38 goli, z tego wiele bardzo ważnych. Real Madryt awansował do półfinału Champions League, a Francuz po drodze popisał się dwoma spektakularnymi hat-trickami w meczach z Chelsea i PSG. Na deser dołożył arcyważnego, decydującego o awansie gola w dogrywce rewanżowego ćwierćfinału z Chelsea.
Benzema, Salah, Modrić, de Bruyne?
Portal Goal.com co tydzień publikuje swój ranking szans na zdobycie „Złotej Piłki”. Polak był w nim liderem, ale po ćwierćfinałach LM został wyprzedzony przez Benzemę, a jest bardzo realne, że w głosowaniu może wypaść poza podium, bo przecież w półfinałach i finale oprócz Benzemy mogą jeszcze błysnąć Mo Salah z Liverpoolu, Luka Modrić (genialna asysta z Chelsea) z Realu, czy Kevin de Bruyne z Manchesteru City.
Kylian Mbappe, który - patrząc na chłodno i obiektywnie – jest teraz chyba najlepszym piłkarzem na świecie, pogrzebał swoje szanse poprzez odpadnięcie PSG już w 1/8 finału LM. Po raz pierwszy od kilkunastu lat w walce o „Złotą Piłkę” nie liczą się dwaj futbolowi giganci – Leo Messi i Cristiano Ronaldo. To znak czasów i zmiany piłkarskiej warty.
Lewandowski, choćby nie wiadomo ile goli nastrzelał w ostatnich kolejkach Bundesligi, to szanse na „Złotą Piłkę” w tym sezonie ma raczej iluzoryczne w starciu z piłkarzami, którzy pokażą się w półfinałach i finale LM. Były piłkarz Aston Villi Gabriel Agbonlahor trochę przesadził, nazywając Bundesligę „Ligą Myszki Miki”, w której łatwo jest nastrzelać goli, zwłaszcza grając w Bayernie, ale coś w tym jest.
Lewandowski odcięty od podań
Gdyby termin głosowania w plebiscycie „FF” nie został zmieniony „Lewy” chyba miałby jeszcze mniejsze szanse na triumf. Początkowo głosowanie miało się odbyć w drugiej połowie grudnia, po zakończeniu mundialu w Katarze, a szanse Polski na sukces i Lewandowskiego na zostanie bohaterem finałów mistrzostw świata – biorąc pod uwagę ostatnie występy Biało-Czerwonych na wielkich imprezach – były mocno wątpliwe.
Lewandowski ma ostatnio w Bayernie syndrom polskiej kadry z tych słabszych meczów. Jak Bawarczykom nie idzie, nie stwarzają za dużo sytuacji, to Polak nie strzela goli, nie dochodzi nawet do strzałów, dostaje mało podań. Sam niewiele może zdziałać. To nie jest Mbappe, czy Messi z najlepszych lat, że weźmie piłkę i przedrybluje kilku rywali.
Tak było w kilku meczach Bundesligi, w pierwszym z Villarreal, ale i w rewanżu, choć Robert strzelił gola, to za bardzo nie błyszczał i nie miał wielu sytuacji. Teraz widać najlepiej, jak mocny Bayern w poprzednich latach pracował też na indywidualne dokonania Lewandowskiego, nie tylko na zespołowe sukcesy.
Konflikt w drużynie
Pojawiły się głosy, że Bayern jest rozbity od środka, Polak jest samotnikiem, wchodzi teraz do szatni ostatni i pierwszy wychodzi, a zdaniem portalu „Sport 1” dwóch doświadczonych piłkarzy otwarcie krytykuje metody Juliana Nagelsmanna. Wydaje się jednak, że to nie trener jest problemem Bayernu. W poprzednim sezonie z Hansim Flickiem Bayern też odpadł w ćwierćfinale LM i widać były pierwsze syndromy regresu i rozbicia zespołu.
- W Bayernie panuje zła atmosfera i nie chodzi tylko o sprawy sportowe. Znów głośno jest o Lewandowskim, jego transferze i przedłużeniu kontraktu, nie wiadomo, jaka będzie jego przyszłość. Dawno nie widziałem takiego bałaganu w Bayernie – powiedział w rozmowie ze Sky Sports były legendarny piłkarz klubu z Bawarii i reprezentacji Niemiec Lothar Matthaeus.
Bayern nie jest już tak silny
Przede wszystkim Bayernowi brakuje trochę piłkarzy, siła zespołu nie jest już tak wielka jak w poprzednich latach. Odszedł z klubu, do Realu Madryt, bardzo ważny zawodnik – David Alaba. Kilku piłkarzy z Lewandowskim, Thomasem Muellerem i Manuelem Neuerem na czele ma już swoje lata i coraz trudniej będzie im o równą, wysoką formę.
Obniżyli też loty młodsi zawodnicy, którzy bardzo dobrze grali w sezonie 2019/2020, gdy Bayern triumfował w Champions League – Joshua Kimmich, Serge Gnabry, Kingsley Coman, Leon Goretzka. Klasowej młodzieży nie ma, Jamal Musiala to jeszcze nie ten rozmiar kapelusza, a jedynym poważnym wzmocnieniem w ostatnim czasie był Leroy Sane. W kolejnym sezonie Bayernowi może być jeszcze trudniej, bez względu na to, kto będzie go trenował.
Przebiegły Pini Zahavi
Historia powtarza się nie tylko w kwestii odpadnięcia Bayernu w ćwierćfinale LM, ale także w sytuacji, gdy zbliża się koniec kontraktu Lewandowskiego (w czerwcu 2023 roku) i wywołana zostaje kwestia jego przedłużenia. Podobnie jak kilka lat temu, teraz znów następuje przeciąganie liny pomiędzy Bayernem, a Polakiem i jego menedżerem Pinim Zahavim. Trwa taktyczna rozgrywka, podchody, wywieranie presji, próby osiągnięcia lepszej pozycji negocjacyjnej.
Wygląda na to, że to wpływowy, ale i przebiegły Pini Zahavi miał największy wpływ na rozpuszczenie plotki, że mocno zainteresowana pozyskaniem Polaka jest Barcelona, a Lewandowski uzgodnił już z nią warunki indywidualnego kontraktu. Miało to na celu wywarcie presji na działaczach Bayernu, by rozpoczęli negocjacje na temat przedłużania kontraktu z „Lewym”, a przede wszystkim, aby stało się to na odpowiednich dla piłkarza, i jego menedżera, warunkach finansowych.
Bayern, tak jak poprzednio, do negocjacji bowiem się nie kwapił, aby zyskać lepszą pozycję w rozmowach. Jak donoszą niemieckie media, Lewandowski czuje się lekceważony przez klub i jest rozgoryczony doniesieniami o rozmowach Bayernu na temat pozyskania z Borussii Dortmund Erlinga Haalanda.
Barcelona dementuje plotki
Pini Zahavi ma jednak problem w tych negocjacjach i informacyjnych gierkach, bo prezydent Barcelony Juan Laporta w rozmowie z gazetą „Marca” zaprzeczył jakoby klub chciał kupić Lewandowskiego lub Haalanda. Podkreślił, że Barcelona ma już dwóch świetnych napastników – Pierre Emericka Aubameyanga i wracającego do zdrowia superutalentowanego 19-letniego Ansu Fatiego.
Dyrektor Barcelony Mateu Alemany powiedział wprost, że na ten moment nie istnieje temat sprowadzenia Lewandowskiego do Barcelony i zapowiedział, że środkowym napastnikiem numerem 1 w przyszłym sezonie będzie Aubameyang.
- Bardzo doceniamy Lewandowskiego i to, co robi dla Bayernu. Rozumiem spekulacje mediów, ale zapewniam, że nie osiągnęliśmy porozumienia z Polakiem, ani absolutnie z nikim. Jeśli w pewnym momencie zainteresujemy się Lewandowskim, porozmawiamy o tym z jego klubem – powiedział Alemany.
Barcelony nie stać na Polaka
Barcelony tak naprawdę nie stać na Lewandowskiego, bo jest straszliwie zadłużona, na ponad miliard euro i w klubie od dwóch lat wdrożono wariant oszczędnościowy, stąd odejście Messiego, Suareza i Griezmanna. Kataloński klub podobno byłby w stanie zapłacić za Polaka – gdyby w ogóle przystąpił do negocjacji – maksymalnie 30 mln euro, gdy Bayern oczekuje około 60-70 mln.
Gdy pojawiły się plotki o porozumieniu Polaka z Barceloną, media w Hiszpanii pisały, że miałby tam zarabiać około 10 mln euro netto za sezon. Nawet biorąc pod uwagę to, że w Bayernie od 24 mln euro płaci około 40 procent podatku, to i tak nie jest to kwota satysfakcjonująca dla najskuteczniejszego napastnika świata.
W tej grze chodzi o 84 mln euro
O co więc tak naprawdę chodzi w tej grze? Jak zwykle o pieniądze. Poprzednio Lewandowski podpisał najwyższy kontrakt w historii niemieckiego futbolu, który gwarantuje mu 24 mln euro brutto za sezon. Polak i jego menedżer wiedzą, że to jest ostatnia szansa, kiedy 34-letni napastnik może podpisać kolejny bardzo wysoki kontrakt. Oczekują, że Bayern przedłuży kontrakt z Robertem o dwa lata, do 2025 roku i zapłaci mu za te sezony po 30 mln euro.
Stawka jest niebagatelna, bo 24 mln za sezon 2022/23 i 60 mln za dwa kolejne sezony, to pozwoliłoby Lewandowskiemu zarobić przez trzy lata 84 mln euro z samego kontraktu, a Zahaviemu zainkasować od tego wielką prowizję. Raczej żaden inny klub nie zdecyduje się zapłacić Polakowi takich pieniędzy, zwłaszcza, że musiałby jeszcze wyłożyć około 60 mln dla Bayernu za transfer.
Bayern chce umowy na rok
Jak poinformował dyrektor generalny Bayernu Oliver Kahn, miało już dojść do pierwszych wstępnych rozmów w sprawie przedłużenia kontraktu Polaka i odrzucił spekulacje o jego transferze po zakończeniu tego sezonu. - Nie jesteśmy szaleńcami, żeby rozmawiać na temat transferu napastnika, który strzela 30 albo 40 goli w sezonie. Lewandowski na pewno będzie grał w Bayernie w kolejnym sezonie – powiedział Kahn.
Z doniesień niemieckich mediów wynika jednak, że wszystko rozbija się o pieniądze i długość kontraktu. Po pierwsze, Bayern chciałby przedłużyć umowę z Lewandowskim nie o dwa lata, ale o rok, do 2024 roku, biorąc pod uwagę jego wiek, a po drugie – klub nie zamierza płacić Polakowi aż 30 mln za sezon, czego miał zażądać Zahavi. Ciąg dalszy negocjacji – wkrótce.
Lewy nie jest potrzebny Bayernowi?
Niektórzy uważają jednak, że rozstanie z Lewandowskim byłoby dobre dla Bayernu. Były piłkarz Bayernu i Liverpoolu Dietmar Hamann powiedział w wywiadzie dla Sky Sports:
- Odejście Lewandowskiego nie byłoby najgorszym rozwiązaniem dla Bayernu. Kończy już 34 lata, zapewne będzie strzelał gole jeszcze przez rok. Ale czy będzie w stanie utrzymać ten poziom przez kolejne dwa lub trzy sezony, tego nie wiem. Może lepiej byłoby inaczej budować zespół i mogłoby to być lepsze rozwiązanie. Nie byłoby to najgorsze rozwiązanie. Pod koniec umowy Robert miaby 37 lat. Widzimy na przykładzie Cristiano Ronaldo, że z wiekiem gra na najwyższym poziomie staje się coraz trudniejsza – powiedział Hamann.
Wszystko wskazuje na to, że do czerwca tego roku Bayern albo dogada się z Lewandowskim i przedłuży z nim kontrakt, albo będzie chciał go sprzedać, bo to już ostatnia szansa na zarobienie pieniędzy za 34-letniego napastnika. Raczej obie strony nie będą chciały czekać do czerwca 2023 roku, gdy wygasa obecny kontrakt.
United i Juve powalczą o Polaka?
Tymczasem w czwartek niemiecki „Kicker” donosił, że do walki o Lewandowskiego mogą włączyć się Manchester United i Juventus Turyn i że te kluby, w przeciwieństwie do Barcelony, stać na wyłożenie 60 mln euro, a także zaproponowanie Polakowi kontraktu na trzy lata z pensją w granicach 25-30 mln euro brutto. Z kolei katarscy działacze PSG dementowali niedawno, jakoby ich klub podjął rozmowy w sprawie transferu Polaka.
Bayern też podobno przygotowuje się na różne warianty. Pierwsza opcja to transfer z Borussii Dortmund Haalanda, ale podobno rozważane są także kandydatury Benjamina Sesko z RB Salzburg, Sasy Kalajdzicia ze Stuttgartu i Patricka Schicka z Bayeru, ale Bayern na pewno nie zapłaci za Czecha 70 mln euro, a na tyle wycenia go klub z Leverkusen.
Rekord Gerda Muellera jest do pobicia
Póki co, Lewandowski ma jeszcze coś do zrobienia w Bayernie. Rekord goli w Bundeslidze Gerda Muellera (365 bramek), który kilka lat temu wydawał się nie do pobicia, wcale nie jest poza zasięgiem Polaka, gdyby przedłużył kontrakt z Bayernem do 2025 roku. Robert trafił już 309 razy.
A później zostanie Lewandowskiemu już tylko lot za Ocean i gra w MLS, razem z Leo Messim i Cristiano Ronaldo. Tylko tamci mają „Złotych Piłek” od groma, a Polak żadnej. Chyba, że w Katarze zdobędzie z Polską mistrzostwo świata, z Bayernem wygra kolejną edycję Ligi Mistrzów i zwycięży w lipcu 2023 roku w plebiscycie „France Football”.
Przejdź na Polsatsport.pl