Król Fury jest tylko jeden, ale co teraz: MMA? Emerytura? Może jednak boks?
Dillian Whyte (28-3, 19 KO) czekał na walkę o pas WBC ponad dwa lata. Teraz zapewne chce o niej szybko zapomnieć. W sobotę, na wypełnionym Wembley, przez kwadrans Tyson "Król Cyganów" Fury (32-0-1, 23 KO), dawał mu lekcję boksu, a w szóstej rundzie znokautował. Fury zapowiedział, po raz kolejny, że kończy karierę, ale czekanie na to, czy tak zrobi, czy zawalczy o 100 mln USD i komplet pasów ze zwycięzcą drugiego pojedynku Usyk - Joshua może być ciekawsze od tego, co działo się w Londynie.
"Słuchajcie, Dillian Whyte jest wojownikiem. Wierzę w to, że będzie jeszcze mistrzem świata, ale ja jestem największym pięściarzem wagi ciężkiej wszech czasów i niefartownie dla niego, musiał ze mną się bić" - te słowa Tysona Fury'ego udowadniają, że jakby skończył z boksem, to będzie świetnym politykiem. Rzeczywistość tego, co działo się na Wembley była jednak inna: Dillian Whyte, któremu nikt charakteru odmówić nie może, po prostu nie miał umiejętności, żeby bić się z rywalem klasy mistrza WBC.
Ci, którzy liczyli na to, że zobaczą pięściarski klasyk po dwóch rundach wiedzieli, że raczej nic z tego nie będzie. Dillian Whyte chciał urwać głowę Tysonowi Fury, ale kończyło się na tym, że jego ciosy trafiały w miejsce, gdzie "Króla" już dawno nie było. Praca nóg, szybkość, przewaga wzrostu, a przede wszystkim umiejętności sprawiły, że Whyte chciał bić, ale sam był bity. Akurat w tym przypadku, statystyki rundowe nie kłamały: liczba trafionych ciosów: Fury 76, Whyte 29; liczba trafionych lewych prostych: Fury 29, Whyte 8; procent trafionych ciosów mocnych: Fury 47, Whyte 21.
Whyte nie dawał rady nawet wtedy, kiedy usiłował zamienić boks w zapasy. "Chciał uprawiać zapasy z dinozaurem, ale ja na ringu jestem jak T-Rex. Mam 2 metry wzrostu, 123 kilogramy, więc łatwo ze mną nie jest. Zwłaszcza jak jesteś mniejszy, nie za szybki. Chciał mnie bić łokciami, przedramieniem: chcesz oszukiwać w walce, to przegrywasz” - tłumaczył po pojedynku Fury, który skończył walkę ciosem podbródkowym, którego podczas tego pojedynku użył tylko raz - nokautując Whyte’a, który w ten sam sposób poległ dwa lata temu z Aleksandrem Powietkinem.
Tak dotkliwej porażki Whyte nie może jednak przeboleć, bo wystarczyły 24 godziny, by stwierdził w nagraniu dla telewizji SKY, że Fury wygrał w sposób nielegalny. "Byłem oszołomiony po tym uderzeniu, przyznaję, ale on mnie z całej siły odepchnął i padając uderzyłem głową o matę ringu. To nie zapasy wolnej amerykanki, to boks. To nielegalne. Sędzia był tragiczny bo powinien mi dać czas na dojście do siebie, już w moim narożniku. Ale jak zawsze oni pozwalają robić Fury to, co on chce. Mam nadzieję, że nie zakończy kariery, chcę rewanżu” - mówił Dillian Whyte.
Szanse na taki rewanż (Fury odepchnął go, bo się na niego przewracał) Whyte ma mniej więcej takie same, jak na to, że może zrobić Fury krzywdę na ringu. Czyli minimalne. Czy Fury będzie teraz robił świetnie płatne pokazówki jak Floyd Mayweather Jr, bo o tym mówił na konferencji prasowej, wspominając walkę z obecnym w Londynie i na ringu Ngannou? Może dla ambicji, bo nigdy nie zarobi części tego, co zarobili Mayweather i McGregor, bo ani on, ani Ngannou nie są tak popularnymi sportowcami jak Floyd i Conor. Ciągle najlepiej zarobi na tym, co potrafi robić świetnie - na boksie.
Przejdź na Polsatsport.pl