Mielewski: Zemsta Zibiego na Kubiaku
„Uważam, że aby ta reprezentacja zrobiła postęp, trzeba było wszystko czerwoną linią odciąć, bo właśnie taka "Grupa kubiakowa", czyli grupa wzajemnej adoracji została odcięta” – tak kilka dni temu programie „Misja sport” w Onecie powołania do siatkarskiej reprezentacji Polski podsumował Zbigniew Bartman. Nie zdziwił mnie przekaz Bartmana, ale jego sposób oceny pewnego okresu już tak - pisze Jerzy Mielewski, który od dziś będzie komentował siatkarską rzeczywistość także w portalu Polsatsport.pl
Od lat "Zibi" i "Kubi", niegdyś najlepsi przyjaciele, nie trawią się wzajemnie. Do tego konfliktu wracać nie będę, bo szczegółów nigdy nie poznaliśmy. Dorośli ludzie, mogą się poróżnić. Nie moja sprawa.
Martwią i zastanawiają mnie zupełnie inne aspekty tej sytuacji. Atakowanie Kubiaka i Drzyzgi stało się bardzo modne po przegranym ćwierćfinale igrzysk olimpijskich z Francją. Obaj stali się twarzą tej porażki. Obaj, jak można interpretować wypowiedzi Bartmana, stanowili trzon „grupy wzajemnej adoracji” i obu w tym sezonie nie zobaczymy w kadrze. (Michał zrobił ruch wyprzedzający i zakończył karierę).
Ze zdumieniem jednak obserwowałem i obserwuję ciągnący się wręcz publiczny lincz tych siatkarzy. Słowa Zbyszka niestety się w ten trend wpisały. Tak wielbieni, po niesamowitych mistrzostwach świata w 2018 roku zawodnicy, dwukrotni mistrzowie globu, nagle stali się ludźmi „wyklętymi”. Można się zastanawiać dlaczego. Przecież między innymi oni byli autorami niemal najlepszej, pod względem wyników, dekady w historii polskiej siatkówki.
Zło? Jakie zło, przecież to było niemal same dobro!
Jestem jak każdy kibic zawiedziony brakiem olimpijskiego medalu. Jestem w stanie obiektywnie ocenić ,że sportowo obaj zawiedli w Tokio, ale wskazywanie na konkretnych zawodników i sugerowanie, że to było zło tej drużyny - to dla mnie za dużo. To niby „zło” dało nam wszystkim zbyt wiele emocji, przeżyć i radości. Ci dwaj gracze, zwłaszcza Kubiak, poważnie ryzykowali własnym zdrowiem, by walczyć w Turynie dla naszej reprezentacji i dla nas.
Oddzielić czerwoną kreską? Co oddzielić? Okres, w którym niemal z każdej imprezy przywoziliśmy medal? Nowy etap trzeba rozpocząć. Musimy znaleźć nowych liderów, ale bez wątpienia czas „kubiakowy” to nie spalona ziemia. To ziemia usłana medalami. W Japonii zawiedli, ale jeden turniej, jeden mecz, jeden start nigdy nie określa żadnego sportowca, w żadnej dyscyplinie.
Sukcesy zniszczyły w nas radość, wyzwoliły ciągłe oczekiwania
Dlaczego na naszą reprezentację spadł aż taki hejt po przegranym ćwierćfinale? Odpowiedź w mojej opinii jest tylko jedna. To sukces. Sukces, który nam towarzyszył w ostatnim dziesięcioleciu. Ja jeszcze pamiętam czasy pojedynczych zwycięstw nad czołowymi reprezentacjami w Lidze Światowej. Pamiętam, jak zasypiając odtwarzałem w myślach akcje naszych chłopaków. Nawet nie marzyłem o medalu w tej imprezie. Czułem dumę jak zespół Waldemara Wspaniałego ogrywał Brazylię 3:0 w 2002 roku, a kolejne punkty zdobywali Świderski, Gruszka czy Murek. To było coś! A teraz? Teraz liczy się tylko złoto. Jasne, Wszystko inne szybko wyrzucamy do śmieci. Nawet medale innego koloru. Mam wrażenie, że czasami zapominamy iż po drugiej stronie siatki też jest rywal, też jest przeciwnik. Zapominamy, że to jest sport!
Wracając do słów Zbyszka Bartmana. Znamy jego charakter. Nie jest łatwy, podobnie zresztą jak Michała Kubiaka. Obaj zawsze budzą skrajne emocje i obaj doświadczyli podobnej, mało przyjemnej, olimpijskiej wpadki. To dodatkowo mnie zdumiewa. Przecież w 2012 roku w Londynie również miał być medal. Przed turniejem prezentowaliśmy wspaniała dyspozycję i wygraliśmy Ligę Światową. Skończyło się porażką w grupie z Australią i klęską w ćwierćfinale z krajem, którego w obecnej sytuacji nie będę przytaczał. Po turnieju ponarzekaliśmy troszkę, padło kilka żartów z kangurami i tyle. Choć nie. Było coś jeszcze. Zibi był jednym z liderów tamtego zespołu, a trener Anastasi był w niego zapatrzony po czym… odsunął od drużyny i nie powołał na polskie mistrzostwa Europy w 2013 roku.
Niestety, występ w „Misji sport” odbieram jak zwykłą wendettę. Zibi powtarzał często, że jest w stanie pogodzić się z Michałem. Na końcu jednak wyczekał wiele lat, by najzwyczajniej sobie ulżyć i się zemścić. To inteligentny człowiek. Wiedział, że teraz znajdzie poklask wśród wciąż rozgoryczonych kibiców, którzy wyrok wydali już wcześniej. Czekał na moment „porażki” Kubiaka. I uderzył. Problem w tym, że Michał mówi „pas” na szczycie. Mówi koniec, będąc kapitanem aktualnych mistrzów świata. Schodzi ze sceny, na której Zbigniewa nigdy nie było – i już nie będzie. Kończy swoją niełatwą, ale wspaniałą reprezentacyjną karierę. Możemy się nie lubić. Możemy krytykować, wymieniać poglądy ale w rodzinie siatkarskiej powinniśmy wzajemnie się szanować.
Za chwilę rozpocznie się reprezentacyjny sezon i jak zawsze jestem tą chwilą podekscytowany. Trener Nikola Grbić postanowił odświeżyć reprezentację. Myśląc w cyklu olimpijskim, to bardzo dobry ruch. Sport to rzeka, która nieustannie płynie. To być może był najlepszy czas aby nasze flagowe okręty zawinęły do portu. Na szerokie wody wypływają inne. Najpiękniejsze jest to, że tym nowym można życzyć aby wygrali choć tyle ile te stare. Do tych stojących w porcie nie można jednak strzelać. One tworzyły historię polskiej siatkówki.
Przejdź na Polsatsport.pl