Kowalski: Aby wyleczyć kaca po Mbappe, Real musi wygrać tylko jeden mecz
Szok w Madrycie po tym, jak Kylian Mbappe odmówił podpisania kontraktu stulecia z Realem, na mocy którego Francuz mógł zarabiać 60 mln euro rocznie, wziąć 200 mln premii i cieszyć się pozostawieniem praw do wizerunku do własnej dyspozycji, nie mija. Odpowiedzią „Królewskich”, jak informuje „El Mundo”, ma być spokój i działanie bez szaleństwa.
Żadnych nerwowych poszukiwań kogoś, kto mógłby wskoczyć w buty szyte na miarę niewdzięcznego Francuza. Choć przecież wymagający i rozpieszczani madryccy kibice są spragnieni transferów, nowych nazwisk, które choć przez sekundę przykryją niesmak po Mbappe. Napastniku, który wybrał pieniądze katarskich szejków i pozostanie u siebie w domu w Paris Saint Germain.
To było trzecie „nie” dla prezydenta Realu Florentino Pereza ze strony Kyliana. Pierwszy raz jego rodzice odmówili w 2012 roku, kiedy zawodnik miał ledwie 14 lat, odwiedził madrycki ośrodek Valdebebas, ale opuszczając swoją paryską dzielnicę Bondy postanowił przenieść się nie do Madrytu, ale do szkółki Monaco. Cztery lata później działacze Realu znowu byli wściekli, bo Mbappe zapragnął kontynuować swoją karierę w PSG.
Na najwyższych szczeblach klubu z Santiago Bernabeu nie spodziewano się jednak, że nie skorzysta teraz z podpisania największego kontraktu w historii futbolu. Perez był pewien, że plan wypali, bo sprawdzał się dotąd prawie zawsze. Wystarczyło sfinalizować to co było negocjowane przez ostatnich kilkanaście miesięcy (dograne były już nawet szczegóły urządzenia apartamentów dla całej rodziny Francuza w Madrycie).
Pewność siebie, która była podstawą zarządzania klubu przez ostatnie lata, okazała się złudna. A przecież wszystko było podporządkowane sprowadzeniu Mbabbe już od długiego czasu. Po podpisaniu kosztownego (100 mln euro) kontraktu z Edinem Hazardem, który dwanaście miesięcy później miał zastąpić Cristiano Ronaldo, od 2020 roku Real wydał tylko 30 mln euro na Camavingę.
Mistrz świata z Francji właściwie wszystko uwarunkowywał. Dla niego wykarczowano przestrzeń płacową rezygnując ze świetnie zarabiających Marcelo, Isco i Balea. Wcześniej właśnie z myślą o nim w dwóch oknach transferowych sprzedano graczy (z Varanem na czele) za 170 mln euro.
Nastawienia wyłącznie na Mbappe było w Madrycie tak duże, że właściwie nie pochylono się poważnie nad możliwością sprowadzenia Erlinga Haalanda. Wycofano się ze wstępnej oferty dla Norwega, ponieważ zobowiązania ekonomiczne po uzgodnieniach ze świtą Mbappe były tak wysokie, że Realu zwyczajnie nie było już stać na następne szaleństwo. A priorytet był oczywisty.
I to, jak się okazało, był to najsłabszy punkt tej układanki. Nie było planu B. Perez zafiksował się tylko na jedno nazwisko. I przeznaczył na to 12 procent budżetu klubu! Błędem było też poleganie na umowie słownej z Mbappe. Nie zawarcie wstępnej umowy przed rezygnacją ze starań o Haallanda to dla takiego wygi jak Perez jeszcze większy błąd niż próba wysadzenia Ligi Mistrzów w powietrze i stworzenia Super Ligi..
Kiedy zbliżający się finał Ligi Mistrzów z udziałem Realu dobiegnie końca, teoretycznie Real powinien rozpocząć szukanie szans na rynku transferowym. Wiadomo, że ogłosi pozyskanie Rudgera z Chelsea za darmo i przyspieszy odnowienie kontraktu z Militao, a zwłaszcza Viniciusa Juniora.
Tak naprawdę to on skorzysta na całym zamieszaniu najbardziej. Utrzyma pozycję na lewej flance i jeszcze dostanie gigantyczną podwyżkę, dzięki której stanie u boku najlepiej zarabiających w Realu.
Odpowiedzią działaczy Królewskich na niespodziankę ze strony Mbappe, ma być przekaz, że teraz właśnie młodzi gracze mają być siłą Realu: Vinicius, Rodrygo, Valverde, Camavinga. Na nich będzie się stawiać, ich kreować. Wszyscy czterej od razu po ogłoszeniu, że Mbappe odrzucił ofertę z Hiszpanii, zabrali głos w mediach społecznościowych. Nie bezpośrednio odnosząc się do Francuza, ale demonstrując swoje przywiązanie do braw klubowych. „Bycie graczem z Madrytu to przywilej, który nie każdy może mieć” – napisał Valverde, a Rodrygo zamieścił zdjęcie, na którym całuje herb Realu.
Gorąca krew młodych madritistów to jeden z kluczy do dobrej atmosfery w obecnej szatni i jakiś drogowskaz do tego, jakich graczy Real będzie teraz szukać na rynku. Ścieżka, według której ściągano graczy ukształtowanych zbliżających się do trzydziestki, jak Hazard, 28-letni w czasie transferu, jest przestrogą.
Wydaje się obecnie wykluczone pozyskiwanie największych gwiazd, jak Lewandowski, Kane czy Salah, którzy są praktycznie nie do wyjęcia. Poza tym, to nie byliby piłkarze, którzy podobnie jak Mbappe mogliby być siłą realu przez następną dekadę.
„El Mundo” wskazuje, że kibic powinien raczej oswajać się z myślą, że na Santiago Berbabeu mogą niebawem trafić tacy zawodnicy jak Nunez (22-letni napastnik Benfiki), Bellinhgam (18-letni pomocnik Borussii Dortmund), Wirtz (19-letni środkowy Leverkusen), Leao (22-letni napastnik Milanu) czy Tchouameni (22-letni pomocnik Monaco).
Perez ma do wydania 200 milionów w gotówce na transfery i ogromną przestrzeń na płace. Ale nie będzie to szastanie, żadnego szaleństwa. Mimo ewidentnej klęski Pereza na polu transferowym, za chwilę może się okazać, że nowy sezon, podczas którego mecze Realu odbywać się będą w Madrycie na najnowocześniejszym po przebudowie stadionie świata, rozpocznie w roli prezydenta zdobywcy Pucharu Europy. Z Benzemą, który musi zgarnąć Złotą Piłkę i 22-letnimi geniuszami u jego boku – Viniciusem oraz Rodrygo.
Do tego, aby wyleczyć kaca po Mbappe wystarczy zatem wygrać jeszcze tylko jeden mecz…
Przejdź na Polsatsport.pl