Zieliński: Pini Zahavi – kończ waść, wstydu Lewemu oszczędź
Piłkarskie szachy z Bayernem o prawie pół miliarda złotych dochodu zakończyły się dla Roberta Lewandowskiego i jego menedżera Piniego Zahaviego – nazywanego w Niemczech piranią i szantażystą, a przez Michała Listkiewicza żałosnym podtatusiałym lowelasem - niepowodzeniem.
Bayern nie zgodził się na kontrakt do 2025 roku i podwyżkę zarobków do 30 mln euro brutto ze sezon, więc teraz są negocjacje z Barceloną, podobno poszła też oferta do Realu. Ciekawe kto następny w kolejce? Zahavi swoimi agresywnymi, nieodpowiedzialnymi wypowiedziami sprawia, że polski napastnik z legendy staje się w Monachium wrogiem numer 1.
Robert Lewandowski jest dla Bayernu Monachium żywym pomnikiem, maszyną do strzelania goli, napastnikiem, który pobił rekord nie do pobicia Gerda Muellera pod względem liczby goli w jednym sezonie. A gdyby kontrakt został przedłużony, Polak mógł też pobić rekord Muellera pod względem łącznej liczby goli w Bundeslidze.
Wydawało się, że bez względu na wszystko, po takich strzeleckich wyczynach, wygraniu Ligi Mistrzów, Lewy i Bayern będą na zawsze żyć w zgodzie, będą się szanować, że jeśli już Lewandowski odejdzie, to w glorii chwały, przy oklaskach na stojąco i przejedzie przez miasto otwartym autobusem.
Nie namawiam go do zmiany klubu
Zahavi doprowadził jednak do małej wojny, wzajemnego przerzucania się zarzutami i epitetami. Powoli doprowadza do tego, że Lewandowski z legendy staje się w Monachium wrogiem numer 1. Oczywiście Lewandowski to dorosły człowiek, wie co się dzieje wokół niego, sam ma też pewne dążenia i być może priorytetem wśród nich jest gra w Barcelonie, czy Realu (o którym wcześniej podobno marzył), ale widać, że Zahavi ma na niego duży wpływ i wytwarza wokół Polaka złą atmosferę.
- Nie próbuję na niego wpłynąć. Robert dokładnie wie, czego chce. To nie ja namawiam Lewandowskiego do zmiany klubu – tłumaczył się Zahavi.
Bayern to już dla Roberta historia?
Jego lekkie knajackie wypowiedzi, mające zabarwienie gróźb, sprawiają jednak, że negocjacje toczą się w paskudnej atmosferze.
- Władze klubu kompletnie zawaliły sprawę. Bayern jest już zamkniętym rozdziałem dla Roberta, to już historia. Mam nadzieję, że osoby odpowiedzialne, a także rada nadzorcza Bayernu, przemyślą to jeszcze raz. Oczywiście można zatrzymać Roberta na kolejny rok, ale nie polecam tego – tak mówił Zahavi, choć fakty są takie, że Lewandowski ma kontrakt z bawarskim klubem do czerwca 2023 roku i jeśli działacze Bayernu będą chcieli, to Polak będzie musiał go wypełnić, a psucie atmosfery przez Zahaviego na pewno nie sprzyja porozumieniu.
Pożarli się o Alabę
Zatargi Bayernu z Zahavim trwają już od poprzedniego roku, gdy menedżer z Izraela doprowadził do odejścia za darmo z Monachium do Realu Madryt Davida Alaby, gdy wygasł mu kontrakt. Działacze z Bawarii twierdzili, że gdyby nie zachłanność Zahaviego, Alaba mógł zostać w Bayernie.
Niemieckie media donosiły, że Alaba miał żądać 20 milionów euro od Bayernu za samo podpisanie nowej umowy, nie licząc kwot wynikających z kontraktu. Zahavi zaprzecza, aby były takie żądania. Były prezydent Bayernu Uli Hoeness nazwał wtedy Zahaviego „chciwą piranią”, a menedżer z Izreala jest też nazywany w Niemczech szantażystą.
Listkiewicz: Żałosny podtatusiały lowelas
Jeszcze bardziej dosadny w słowach na temat izraelskiego menedżera był były prezes PZPN Michał Listkiewicz, który w felietonie dla „Super Expressu” napisał:
„Efekty ciężkiej pracy trenerów są zagrabiane przez typów spod ciemnej gwiazdy. Agenci piłkarzy to najgorszy gatunek ludzi futbolu, przeważnie bez moralności, wykształcenia, poczucia wspólnoty ze środowiskiem. Kilku poznałem osobiście. Guru tej ferajny Pini Zahavi to żałosny podtatusiały lowelas, otoczony rojem bezpruderyjnych dziewcząt w wieku jego wnuczki, „imponujący” złotym medalionem i sygnetem oraz zegarkiem w cenie Mercedesa. Dobrze, że FIFA wzięła się za to towarzystwo, nowelizując przepisy w kierunku ograniczenia pazerności. Kwoty wypływające z futbolu do prywatnych kieszeni rzucają na kolana. Można by za nie wyszkolić wiele tysięcy piłkarzy, zbudować mnóstwo boisk” – zakończył Listkiewicz.
„Mocny” menedżer mieszał z Cannavaro
Zaskoczył za to obecny prezes PZPN Cezary Kulesza, który – zapytany o transferowe perypetie Lewandowskiego – powiedział w kontekście Zahaviego: - Robert Lewandowski ma bardzo mocnego menadżera i podejrzewam, że sytuacja w najbliższych dniach zostanie rozwiązana.
Zahavi w styczniu spotkał się z Kuleszą, wraz z Fabio Cannavaro, który miał być kandydatem na selekcjonera reprezentacji Polski. Zahavi z trenerem narobili sporo szumu, zamieszania, podnieśli notowania Włocha na rynku trenerskim, by po kilku dniach oświadczyć za pośrednictwem usłużnych mediów z Italii, że „Cannavaro nie jest zainteresowany prowadzeniem reprezentacji Polski”. Tylko - wbrew słowom Włocha i jego menedżera - nikt mu prowadzenie polskiej kadry nie oferował.
Barcelona za biedna na wykupienie Lewego?
Lewandowski już 2-3 lata temu miał być jedną nogą w swoim wymarzonym Realu Madryt i miała mu w tym pomóc zmiana menedżera z Cezarego Kucharskiego na wpływowego Zahaviego. Wyszło z tego fiasko. Teraz Robert jest niby dogadany z Barceloną na trzyletni kontrakt. Tyle tylko, że Barcelona to w zasadzie bankrut i to, że zaproponowała Bayernowi 32 miliony euro (plus 5 mln ewentualnych bonusów za sukcesy) za Polaka to i tak jest więcej niż naprawdę może.
Bawarczycy ofertę odrzucili i prawie na pewno nie zejdą poniżej 50 mln euro (rok temu, gdy Polak miał jeszcze dwa lata kontraktu – oczekiwali 120 mln euro). A jak nie znajdą szybko wartościowego zastępcy dla Lewandowskiego, to nie puszczą go do końca kontraktu, do czerwca 2023 roku. Niby z niewolnika nie ma pracownika, ale kontrakt respektować trzeba.
Lewy nie bardzo może sobie pozwolić przed mundialem w Katarze na siedzenie na trybunach. Ale Bayern też pewnie chętnie „przytuliłby” z 50 mln euro, bo przecież za rok to Polak odszedłby za darmo po wypełnieniu kontraktu. Więc jak ktoś otworzy sejf, to Polak z Monachium wyjedzie.
Oferta dla Realu? Oni mają Benzemę, nie Arruabarrenę
Wobec wątpliwej kwestii finansowego porozumienia Barcelony z Bayernem, z hiszpańskich mediów dobiegły informacje, że Zahavi zaproponował Lewandowskiego Realowi Madryt. Tyle tylko, że Królewscy mają Karima Benzemę (a to nie jest Arruabarrena, przez którego Lewego nie chcieli w Legii), który jest w życiowej formie i gra w tym roku lepiej od Polaka. Do tego obaj występują na tej samej pozycji, mają podobne predyspozycje i zalety. Oby za chwilę Zahavi nie chciał Polaka oferować Espanyolowi albo Getafe.
Wątpliwe jest, by Real był zainteresowany, choć nie wypalił Florentino Perezowi transfer Kyliana Mbappe, który zdecydował się zostać w Paris Saint-Germain, więc gotówkę odłożoną ma. Tyle tylko, że przebojowego Mbappe dałoby się ustawić z Benzemą na boisku, a takie dwie „dziewiątki” jak Benzema i Polak, to raczej by się na murawie dublowały i przeszkadzały sobie zamiast pomagać. Real ma niby odpowiedzieć po finale Ligi Mistrzów, ale to wszystko na razie palcem na wodzie pisane.
Koniec wpływów w Chelsea Londyn
Dawniej Zahavi mógłby Roberta umieścić w Chelsea Londyn, ale teraz jego nieograniczone wpływy na Stamford Bridge się skończyły. Izraelczyk był osobą, która bardzo pomogła Romanowi Abramowiczowi w przekonaniu Anglików do sprzedania Chelsea (i przeprowadzenia tego prawnie) rosyjskiemu biznesmenowi, związanemu z Władimirem Putinem, który był podobno pomysłodawcą tej transakcji. Od tamtej pory w zasadzie prawie każdy transfer do Chelsea musiał przejść przez Zahaviego, takie miał koneksje.
Tyle tylko, że po napaści Rosji na Ukrainę, Abramowicz został objęty w Wielkiej Brytanii sankcjami i zmuszony do sprzedania klubu. Po zakupie Chelsea przez amerykańskich biznesmenów wpływy Zahaviego na Stamford Bridge mocno osłabły, a może być nawet osobą niemile tam widzianą. Pomijając fakt, że w Chelsea jest trochę tłok w ataku i aby zrobić miejsce dla Lewandowskiego, to musieliby najpierw kogoś sprzedać, np. Timo Wernera.
Kucharski dobrze prowadził Lewandowskiego
Kłótniami, wzajemnymi oskarżeniami i sprawami w sądzie zakończyła się współpraca Lewandowskiego z poprzednim menedżerem Cezarym Kucharskim. Mam jednak wrażenie, że „Kucharz” dużo lepiej kierował karierą piłkarską i kreował wizerunek Roberta niż Zahavi. Znakomite wybory klubów, do kolejnych sportowych i finansowych skoków w karierze, świetne trampoliny do promocji – mistrzowski Lech Poznań, Borussia Dortmund z Juergenem Kloppem, wielki dominator Bayern Monachium.
Kucharski też wpoił Lewandowskiemu profesjonalne podejście do futbolu, ciężkiej pracy, rezygnacji z rozrywek i używek, odpowiedniego odżywiania się. Podpowiadał mu też w sprawach biznesowych, inwestycyjnych, sam miał w Polsce dużą liczbę mieszkań, kupionych pod wynajem. Uczył też Roberta pazerności – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – na strzały i gole.
Kucharskiemu, wraz z niemieckim wspólnikiem, udało się nawet doprowadzić do sytuacji wcześniej u naszych zachodnich sąsiadów nie do pomyślenia, że Polak może zarabiać lepiej niż wszyscy niemieccy piłkarze. A były duże opory z tym ze strony niemieckich działaczy. Ostatni kontrakt Lewandowskiego z Bayernem, do 2023 roku, z roczną gażą brutto około 24 mln euro, już za kadencji Zahaviego, był konsekwencją tego wynegocjowanego kilka lat wcześniej, a także pobicia przez Polaka rekordów strzeleckich i wygrania z Bayernem Ligi Mistrzów.
Społeczeństwo w Bawarii nie tak ofiarne, jak w Białymstoku
Zahavi był niby królem menedżerów, a nie udało mu się w ostatnich dwóch latach dokonać jakiegoś przełomu w karierze piłkarskiej i finansowej Polaka, a ostatnie negocjacje z Realem w sprawie transferu i z Bayernem w kwestii przedłużenia kontraktu i podwyżki - zakończyły się fiaskiem, nie wiadomo co będzie w kwestii przenosin do Barcelony. Na pewno Zahavi narobił tylko sporo niepotrzebnego smrodu wokół tej sprawy. Patrząc na to, co wyprawia z Lewandowskim, chciałoby się rzec w stylu sienkiewiczowskim: „Kończ waść, wstydu Lewemu oszczędź”.
W „Piłkarskim pokerze” prezes Białej Białystok i Bolo Łącznik organizują ustawioną scenkę negocjacji o pieniądze za kupienie meczu (o utrzymanie w lidze) na oczach kibica-taksówkarza, który podbiega do nich i konkretnie pyta: „O ile się rozeszło?”. Dostał odpowiedź - ile „baniek” brakuje do porozumienia. „Co jak co, ale społeczeństwo mamy w Białymstoku ofiarne” – oświadcza kibic i organizuje zrzutkę pieniędzy.
Małżeńska kłótnia o prawie pół miliarda
W Monachium rozeszło się o ponad 400 baniek. 90 milionów euro za trzyletni kontrakt, czyli po kursie 4,60 zł za euro – 414 milionów złotych, prawie pół miliarda złotych przy dobrym kursie, a gdyby udało się podpisać kontrakt do 2026 roku, to nawet więcej niż pół miliarda. Jak się okazuje, choć Bayern jest bogaty, to społeczeństwo w Bawarii nie jest aż tak ofiarne jak w Białymstoku i nie działa w myśl zasady: „zastaw się, a postaw się”. Tym razem nie zamierzali zastawiać rodowych sreber, by na siłę zatrzymać Lewandowskiego.
Wydawało się, że to gra taka sama jak wtedy, gdy poprzednio Lewandowski przedłużał kontrakt z Bayernem. Takie przeciąganie liny, zyskiwanie pozycji negocjacyjnej – kto ugra więcej. Tym razem jednak nie zakończyło się happy endem, ale głośną i niesmaczną małżeńską kłótnią.
Gra nawet o 120 milionów euro
Polak zarabia obecnie w Bayernie brutto około 24 mln euro za sezon (w zależności od podatków jest to około 15 milionów euro netto) i ma kontrakt do czerwca 2023 roku. Lewandowski i Zahavi w negocjacjach z Bayernem chcieli uzyskać przedłużenie kontraktu o minimum dwa lata (do 2025 roku), a najlepiej o trzy. Do tego podwyżkę z 24 do 30 mln euro brutto i to już od sezonu 2022/2023. Byłoby to więc 90 mln euro za kontrakt do 2025 roku, albo 120 mln euro za umowę do 2026 roku. O tak gigantyczne pieniądze toczyła się ta negocjacyjna gra, która tym razem zakończyła się fiaskiem.
Może dlatego, że przy poprzednich negocjacjach kontraktowych Lewandowski był o kilka lat młodszy, bardziej perspektywiczny, może bardziej był wtedy na topie, teraz Polakowi i Bayernowi jednak dwa razy nie poszło w Lidze Mistrzów, więc działacze z Monachium byli dużo twardsi w rozmowach i bardziej oszczędni w wydawaniu pieniędzy. A może dodatkowo irytowała ich ta zachłanna menedżerska pirania?
Hoeness: Czy ktoś u bankrutów zwariował?
Fakt jest taki, że do porozumienia nie doszło, a Bayern oferował Lewandowskiemu przedłużenie kontraktu tylko o rok, do 2024 roku i na tych samych warunkach finansowych co dotychczas, bez podwyżki (to jest i tak najwyższy kontrakt w historii niemieckiego futbolu). Na to nie zgodzili się Lewandowski i jego menedżer.
- Słyszałem, że Barcelona chce mieć Lewandowskiego, ale przecież pół roku temu miała 1,3 mld euro długu. W Niemczech byłaby już bankrutem. Trzeba by zapytać, czy przypadkiem ktoś tam w Katalonii nie zwariował – skomentował to niedawno honorowy prezes Bayernu Uli Hoeness.
Mgliste wizje hiszpańskiego prawnika
32 mln euro oferowane przez Barcelonę to za mało dla Bayernu. Na więcej Katalończyków nie stać. Wyjście z sytuacji miał niby znaleźć znany hiszpański prawnik Juan de Dios Crespo, ale jego wizje są chyba mało realne i niewykonalne w praktyce.
- Są przepisy FIFA, które pozwalają piłkarzowi na opuszczenie klubu za wyznaczoną kwotę. W ciągu 15 dni od zakończeniu sezonu, zawodnik musi wysłać list do Bayernu z żądaniem rozwiązania umowy. FIFA wtedy ustaliłaby kwotę transferu zależną od wieku piłkarza, jego zarobków i długości kontraktu. Prawdopodobnie cena nie przekroczyłaby 10 milionów euro – powiedział Crespo, ale to chyba są mrzonki.
Słabszy klub, mniejsze zarobki
Tak do końca, to nie wiadomo po co Lewandowski do tej Barcelony chce iść. Sportowo teraz zespół jest na dość marnym poziomie. Nie był ostatnio w stanie poradzić sobie ani w lidze hiszpańskiej, ani nawet w Lidze Europy, o Champions League nie wspominając. Finansowo jest na skraju upadłości, z długami w granicach miliarda euro.
Zarobki też Lewandowski miałby w Barcelonie mniejsze. Podobno zjechałby z 24 mln euro brutto w Bayernie, na 16 mln euro brutto w Hiszpanii (około 9 mln euro netto). To spora obniżka. Tyle tylko, że dostałby kontrakt na 3 lata, czyli do 2025 roku, a w Bayernie po przedłużeniu o rok miałby umowę tylko do 2024 roku. 2x24 równa się 48, trzy razy 16 też równa się 48, tylko, że za rok pracy więcej. Finansowo więc to trochę bez sensu.
Blisko będzie na Majorkę
Chyba, że Polak potraktował już rozgrywkę z Bayernem ambicjonalnie, jest obrażony, że – po tym, jak wiele dla nich zrobił - nie chcieli mu dać podwyżki i długiego kontraktu i chce za wszelką cenę odejść. Może też w Hiszpanii będzie w stanie podpisać ciekawsze i bardziej lukratywne kontrakty reklamowe, albo dostać udziały w zyskach ze sprzedaży koszulek i innych klubowych gadżetów z nim związanych. Może też traktuje to trochę prestiżowo, łechce jego ego fakt, że zagra w klubie o tak uznanej marce i sławie jak Barcelona. Zawsze można pochwalić się wnukom, że grało się dla Blaugrany na Camp Nou.
Może Lewandowskiemu i rodzinie bardziej teraz pasuje pogoda w Hiszpanii. Kupili przecież niedawno dom na Majorce, więc mieliby z Barcelony czy Madrytu znacznie do niego bliżej niż z Monachium. Za Lewandowskim ciągnęły się też kontrowersje podatkowe w Niemczech, związane z zarzutami Cezarego Kucharskiego, ale nie wydaje się, żeby to miało wpływ na decyzję o wyjeździe z tego kraju, nie było doniesień, które potwierdzałyby kłopoty Lewandowskiego z niemieckim fiskusem.
City i PSG już zajęte
Jeśli nie Barcelona i nie Real, to kto? Manchester City już nie, bo kupił Erlinga Haalanda. PSG nie, bo zostaje Kylian Mbappe. Angielskie i włoskie media donosiły, że chęć pozyskania Lewandowskiego mają Manchester United i Juventus Turyn i podobno są w stanie sprostać wymaganiom finansowym Polaka i Bayernu. Jednak Lewandowski podobno za bardzo nie pali się do gry w lidze angielskiej i włoskiej, a United i Juve też mają swoje problemy sportowe, organizacyjne i wyrzuciły w ostatnich latach mnóstwo pieniędzy w błoto.
Opcja hiszpańska wydaje się więc dużo bardziej prawdopodobna. Jedno jest pewne – po tym co zrobił Zahavi, mosty w Monachium są spalone i ani Bayern nie będzie chciał przedłużyć umowy z Lewandowskim, ani Lewandowski z Bayernem.
Przejdź na Polsatsport.pl