Finał Ligi Mistrzów 2022, czyli "Ostatnie tango w Paryżu"

Piłka nożna
Finał Ligi Mistrzów 2022, czyli "Ostatnie tango w Paryżu"
Fot. PAP

To jest pełna fajerwerków, zwrotów akcji, filmowo-literacka edycja Ligi Mistrzów. Bez względu na to, kto wygra i co się wydarzy, sobotni finał w Paryżu zapewne będzie na miarę Oscara. Dreszczowce, seriale goli, pojedynki d’Artagnana i trzech muszkieterów z gwardzistami Richelieu, mieliśmy już od 1/8 finału. I genialny powrót na strzelecki tron Benzemy w stylu Hrabiego Monte Christo. Ten finał to będzie „Ostatnie tango w Paryżu” dla Benzemy, Modricia i tria z Liverpoolu.

To będzie opowieść o bohaterach finału właśnie w konwencji filmowo-literackiej…

 

Reżyser kultowego francusko-włoskiego filmu „Ostatnie tango w Paryżu” - Bernardo Bertolucci wywołał w latach 70-tych skandal z powodu śmiałych scen erotycznych. Do tego stopnia, że we Włoszech zabroniono dystrybucji filmu, a wszystkie kopie zostały oficjalnie zniszczone.

 

Ancelotti jak Bertolucci

 

Trener Realu Madryt, też Włoch, Carlo Ancelotti, jest w tym sezonie Champions League takim współczesnym piłkarskim Bernardo Bertoluccim. Prawdziwym reżyserem poczynań Królewskich, który nie pozwala nam się nudzić nawet przez chwilę. Podobnie jak Bertolucci - prowokuje i wywołuje niesamowite emocje.

 

Ze swoimi piłkarzami nakręcił w dwumeczach z PSG, Chelsea i Manchester City tak niesamowite akcje, zwroty sytuacji, dramatyczne rozstrzygnięcia w ostatnich minutach i w dogrywkach, że bez problemu można porównać ich siłę rażenia i wpływu na widzów do śmiałych scen erotycznych, stworzonych przez Bertolucciego w „Ostatnim tangu w Paryżu”. Bertolucci dosłownie obnażał aktorów, Ancelotti obnaża rywali, pozbawia ich złudzeń w finałowych scenach meczów.

 

Benzema jak Marlon Brando

 

U Bertolucciego głównego bohatera filmu - Paula, amerykańskiego emigranta i właściciela hotelu, gra słynny Marlon Brando. U Ancelottiego takim Marlonem Brando stał się Karim Benzema. W pewnym stopniu możemy nawet w przenośni porównać losy filmowego Paula z piłkarskimi losami Benzemy i wydarzeniami w ostatnich latach w Realu Madryt.

 

Filmowy Paul przekroczył czterdziestkę, z playboya stał się powoli rentierem, który zaczyna łysieć, tyć i siwieją mu włosy. Przeżywa szok i załamanie nerwowe po odejściu i samobójstwie żony. Odżywa, kiedy zaczyna się spotykać z 20-letnią atrakcyjną Jeanne, z którą uprawia perwersyjny seks.

 

Stosując przenośnię, można tu znaleźć pewne analogie do losów Karima Benzemy, który – jak filmowy Paul – już powoli stawał się piłkarskim emerytem, często krytykowanym za brak skuteczności, zawsze był w cieniu Cristiano Ronaldo, nawet kiedy razem wygrywali Ligę Mistrzów.

 

Natchniony jak po romansie z 20-latką

 

Odejście Cristiano Ronaldo z Realu do Juventusu można trochę porównać do śmierci żony filmowego Paula. CR7 w 2018 roku nagle zniknął i osierocił Królewskich po wygraniu czterokrotnie Ligi Mistrzów, w tym trzy razy z rzędu w latach 2016-2018. Bez niego byli bezradni, przez trzy kolejne sezony nie byli w stanie powtórzyć sukcesu w Champions League, ani nawet się do niego zbliżyć.

 

Tak jak grany przez Marlona Brando Paul odzyskał wigor i odżył psychicznie po romansie z 20-letnią Jeanne, tak w bieżącym sezonie Karim Benzema znalazł jakąś piłkarską muzę, natchnienie do tego, żeby grać i strzelać jak nigdy dotąd. Jego hat-tricki w meczach z PSG i Chelsea, decydujące o awansie do finału gole z Manchesterem City - były do kibiców z Madrytu nawet czymś więcej, wywołały jeszcze większe emocje niż wśród kinowych widzów najbardziej pikantne i wyuzdane sceny erotyczne w „Ostatnim tangu w Paryżu”.

 

Sądowe problemy Bertolucciego i Benzemy

 

W trochę obłudnej Italii, włoski sąd był na tyle restrykcyjny, że po nakręceniu „Ostatniego tanga w Paryżu” pozbawił Bertolucciego na pięć lat praw obywatelskich i skazał na cztery miesiące aresztu w zawieszeniu.

 

Ancelotti akurat z sądami nie miał wiele wspólnego, ale w tym wcieleniu skutecznie zastępował go w trakcie swojej kariery piłkarski Marlon Brando, czyli Karim Benzema. Francuski napastnik to bowiem skandalista, oskarżany przed laty o seks z nieletnią i skazany wyrokiem po seksaferze z szantażowaniem (wspólnie z innymi osobami) taśmami wideo kolegi z kadry – Mathieu Valbueny.

 

Lądowanie w psychiatryku

 

Dla aktorki, która grała Jeanne - Marii Schneider występ w „Ostatnim tangu w Paryżu” zakończył się tragicznie. Po nakręceniu filmu przeżyła załamanie nerwowe i trafiła na leczenie do szpitala psychiatrycznego. Podobno nigdy więcej nie odezwała się już do Bertolucciego.

 

Można powiedzieć, że to co zrobili w tym sezonie Ancelotti, Benzema i jego koledzy w meczach od 1/8 do półfinału Ligi Mistrzów, to dla kibiców PSG, Chelsea i ManCity był wstrząs taki, że - podobnie jak Maria Schneider – mogli przeżyć załamanie nerwowe i również trafić do psychiatryka, po tym, jak Real w ostatniej chwili odrabiał straty, odwracał losy meczów, a Benzema strzelał hat-tricki i później decydujące gole w dogrywkach.

 

Z Algierii przez Marsylię i Lyon do Paryża

 

Przechodząc z filmu do literatury (ale często ekranizowanej), a pozostając przy tematyce piłkarskiej, Aleksander Dumas w powieści „Hrabia Monte Christo” zamieścił takie zdanie, które uwielbiają prowokacyjnie wypowiadać mieszkańcy Marsylii wobec paryżan: „Gdyby Paryż miał swoją Cannebiere, byłby małą Marsylią”. Cannebiere to słynny bulwar i deptak w Marsylii.

 

Rodzice legendarnego Zinedine’a Zidane’a przybyli z Algierii właśnie do Marsylii. Z kolei dziadkowie i rodzice Benzemy sprowadzili się z Algierii do Lyonu, gdzie w 1987 roku urodził się Karim. Lyon jest przez wiele osób uznawany za najpiękniejsze miasto Francji, co jego mieszkańcy – trochę w stylu marsylczyków - lubią podkreślać, mówiąc, że „Paryż to całkiem ładne miasto, może nawet uchodzić za Lyon północnej Francji”.

 

Zidane z Marsylii swój najsłynniejszy mecz rozegrał właśnie w tym wykpiwanym przez marsylczyków Paryżu, gdy strzelił dwa gole w finale mundialu na Stade de France i sięgnął z drużyną Trójkolorowych po mistrzostwo świata w 1998 roku. Być może także Benzema z Lyonu – którego mieszkańcy uważają Paryż za swoje satelickie, prowincjonalne miasteczko - swój najwspanialszy mecz w karierze rozegra, jak Zidane, właśnie w Paryżu na Stade de France - w sobotę 28 maja w finale Ligi Mistrzów…

 

Benzema jak hrabia Monte Christo

 

Karim Benzema ze swoimi upadkami i wzlotami, powrotami z ławki rezerwowych na piedestał, jest w Realu Madryt trochę niczym Edmund Dantes, bohater słynnej powieści Dumasa, który niesłusznie trafił do więzienia po fałszywym donosie jego wrogów. Dantes – uznany przez wszystkich za zmarłego - po ucieczce z więzienia, powraca, jakby z zaświatów, jako hrabia Monte Christo i dokonuje zemsty na ludziach, którzy perfidnie zgotowali mu tak ciężki los.

 

I znów widzimy tu pewne analogie do losów Benzemy. Czasami trochę niesłusznie i za ostro był krytykowany. Wytykano mu nieporadność, wolne ruchy, brak skuteczności, choć w rzeczywistości było trochę inaczej, Francuz strzelał sporo goli i miał znaczący udział w zdobywaniu przez Real tytułów mistrzowskich w Hiszpanii i triumfach w Lidze Mistrzów.

 

Słodka zemsta piłkarskiego Edmunda Dantesa

 

Było trochę tak, jakby kibice i media złożyli na niego taki publiczny, trochę fałszywy donos, jakby wtrącili go do piłkarskiego więzienia. Żył niczym Edmund Dantes w takim ciemnym lochu, w cieniu błyszczącego na wszelkich arenach Cristiano Ronaldo.

 

I nagle – w pewnym stopniu już w poprzednim sezonie, ale przede wszystkim w obecnym, wrócił odmieniony, jakby z piłkarskich zaświatów, Karim Benzema, który zaczął czarować skutecznością, efektownymi golami. Dokonał takiej słodkiej zemsty, na tych, którzy w niego nie wierzyli i pokpiwali sobie z francuskiego napastnika, niczym hrabia Monte Christo na swoich wrogach w powieści Dumasa.

 

Różaniec nieszczęść Modricia

 

„Życie jest różańcem, złożonym z wielkich i drobnych nieszczęść, którego paciorki człowiek inteligentny przesuwa z uśmiechem i spokojem filozofa”. To cytat z innej wielkiej powieści Aleksandra Dumasa – „Trzej muszkieterowie”. Takie też było początkowo życie Luki Modricia - różańcem, złożonym z wielkich i drobnych nieszczęść, bo jako nastolatek przeżył koszmar wojny domowej w byłej Jugosławii i stracił ukochanego dziadka.

 

Nie byłoby Realu Madryt w sobotnim finale Ligi Mistrzów w Paryżu gdyby nie gole Benzemy, ale nie byłoby go też, gdyby nie genialna gra, rozgrywanie piłki, podania, asysty 37-letniego już Luki Modricia, drugiego z weteranów drużyny Królewskich, obok 35-letniego Benzemy.

 

Chucherko najlepszym piłkarzem świata

 

Modrić to najbardziej genialne chucherko w dziejach futbolu. Wspaniały technik, strateg, serce i płuca drużyny. Bez niego Real nie jest w stanie funkcjonować. Wygląda jak niezbyt wyrośnięty trampkarz z małego wiejskiego klubiku, a gra w piłkę tak, jakby był cyborgiem.

 

Gdy w 2008 roku po raz pierwszy zobaczyłem w jednym z meczów Premier League jak gra 23-letni wówczas pomocnik Tottenhamu (przyszedł właśnie do Londynu z Dinama Zagrzeb), powiedziałem do trenera kadry dziennikarzy, byłego piłkarza Legii i eksperta Canal+ Wojciecha Jagody: „to za kilka lat będzie najlepszy piłkarz świata”.

 

Piłkarski kapitan de Treville

 

I takim się stał nie tylko w mojej ocenie, ale w 2018 roku został nim oficjalnie wybrany po triumfie Realu w Lidze Mistrzów i awansie Chorwacji do finału mistrzostw świata w Rosji. W bieżącym sezonie zachwycił świat genialną asystą zewnętrzną częścią stopy do Rodrygo, która odwróciła losy ćwierćfinałowego dwumeczu z Chelsea.

 

Nawiązując do „Trzech muszkieterów”, Luka Modrić to jest w Realu taki kapitan de Treville z powieści Dumasa, który niczym ojciec czuwał nad swoimi muszkieterami-zabijakami, opiekował się i kierował nimi, karał i nagradzał kiedy trzeba. Charyzmatyczny Modrić jest prawdziwym liderem zespołu, takim ojcem dla młodszych, mniej doświadczonych zawodników, kieruje ich grą. Po odejściu Sergio Ramosa, gdy nie gra Marcelo, także dosłownie zakłada opaskę kapitana. Jest też kapitanem reprezentacji Chorwacji.

 

Rodrygo jak d’Artagnan

 

Benzema i Modrić, już bez Cristiano Ronaldo, piszą teraz w Realu Madryt własną legendę, którą chcą zakończyć triumfem w Lidze Mistrzów 2022. To jednak bez wątpienia nie będzie tylko finał starych ludzi. Na nową wielką gwiazdę Królewskich wyrósł Rodrygo. Brazylijczyk dokonał rzeczy niebywałej w końcówce rewanżowego meczu z Manchesterem City, gdy strzelił dwa gole w 88 sekund na wagę finału Ligi Mistrzów i wyciągnął Real z wydawałoby się beznadziejnej sytuacji.

 

Rodrygo to jest właśnie taki młody, zuchwały, brawurowy d’Artagnan z powieści Dumasa, który przybył z Gaskonii, by podbić Paryż. 21-letni Rodrygo przybył z Brazylii i najpierw podbił Madryt, a w sobotę ma, niczym d’Artagnan, brylować w Paryżu podczas finałowego meczu z Liverpoolem.

 

Sam Rodrygo – d’Artagnan niewiele by wskórał, gdyby nie miał wokół siebie doświadczonych „Trzech muszkieterów” – Atosa, Portosa i Aramisa, a w zasadzie jedenastu świetnie wyszkolonych muszkieterów, bo cały zespół musi być mocny, by radzić sobie w tak prestiżowych meczach.

 

Król Słońce Florentino Perez

 

Skoro Modrić to kapitan de Treville, a Benzema niczym multibohater wskakuje do tej opowieści z filmu Bertolucciego i jako hrabia Monte Christo, to w roli doświadczonego mądrego Atosa możemy obsadzić Davida Alabę, silnego i dzielnego Portosa może zagrać bramkarz Thibaut Courtois, a sprytnym i tajemniczym Aramisem będzie Vinicius Junior.

 

Nad całym tym towarzystwem czuwa oczywiście współczesny król Ludwik XIII Florentino Perez, niekwestionowany władca piłkarskiego Madrytu, człowiek, który stworzył Galacticos, który potrafi przyciągać od lat do klubu największe światowe gwiazdy. Tym swoim rozmachem, rozrzutnością, pewnością siebie, momentami arogancją, trochę przypomina kolejnego francuskiego monarchę – „Króla Słońce”, czyli Ludwika XIV.

 

Klopp jako kardynał Richelieu

 

Ale skoro są muszkieterowie z d’Artagnanem na czele i pod opieką kapitana de Treville, to musi być też ich śmiertelny wróg - kardynał Richelieu. Tym razem w tej siejącej postrach roli wystąpi nie kto inny jak wybitny niemiecki trener Juergen Klopp, który będzie starał się zatrzymać ekipę Ancelottiego i przywrócić Liverpoolowi panowanie w Lidze Mistrzów.

 

Paryż słynął ze swoich 56 bram, zburzonych w latach 20-tych XX wieku, którymi z różnych stron wjeżdżało się do miasta. Można założyć, że Klopp jest tak wytrawnym taktykiem, strategiem, że na spotkanie z Realem w Paryżu przygotował minimum 56 różnych wariantów i rozwiązań, do zastosowania w zależności od wydarzeń na boisku i wyniku meczu.

 

Tak naprawdę symbolicznie do ról „Trzech muszkieterów” bardziej pasują piłkarze Liverpoolu, bo przecież to ekipa Kloppa słynie od lat z magicznego tercetu Salah – Firmino – Mane. Tym razem jednak obsadzimy ich w innych rolach. Sobotni finał w Paryżu jest jakby kontynuacją „Trzech muszkieterów”, czyli książką Aleksandra Dumasa „W 20 lat później”, która opisuje dalsze losy d’Artagnana i pozostałych dzielnych muszkieterów.

 

Rewanż za 2018 rok w Kijowie

 

To nie będzie jednak 20 lat później, ale 4 lata później. Ponieważ cały Liverpool pragnie zemsty na Realu za finał Ligi Mistrzów w 2018 roku w Kijowie, gdy Królewscy wygrali w kontrowersyjnych okolicznościach 3:1. Do legendy przeszły po tym meczu fatalne interwencje bramkarza Liverpoolu Lorisa Kariusa.

 

Równie pamiętne i wstrząsające było jednak inne wydarzenie, które pozwala nam obsadzić największą gwiazdę Liverpoolu Mohameda Salaha w roli kobiecej (niczym Wojciecha Pokorę w filmie „Poszukiwany, poszukiwana”) – czyli ukochanej d’Artagnana, pięknej Konstancji Bonacieaux. Złowieszczą Milady odgrywa w tym momencie oczywiście Sergio Ramos (jak Dustin Hoffman w „Tootsie”).

 

Brutalny i sprytny faul Ramosa na Salahu, w wyniku którego Egipcjanin z wybitym barkiem musiał opuścić boisko już w pierwszej połowie finału Ligi Mistrzów w 2018 roku, można bowiem porównać do tragicznego wydarzenia z „Trzech muszkieterów”, gdy Milady (Ramos) otruła Konstancję (Salah).

 

W powieści Dumasa Milady zapłaciła za to życiem, jej głowę ściął kat z Lille. Czy zemsta Salaha na Realu będzie w sobotę równie skuteczna i na Stade de France spadną głowy Królewskich (Ramosa już w drużynie nie ma)?

 

Ostatnie tango starych muszkieterów

 

Kogo przebiegły kardynał Richelieu, czyli Juergen Klopp, wystawi tym razem w roli Rocheforta, który wielokrotnie pojedynkował się z d’Artagnanem? W tej kreacji może wystąpić albo Sadio Mane, albo Diogo Jota. Dla Senegalczyka może to być ostatnia szansa na powtórzenie wielkiego sukcesu z Liverpoolem, ponieważ zaawansowane są rozmowy na temat jego przejścia do Bayernu Monachium.

 

To może więc być w sobotę na Stade de France prawdziwe piłkarskie „Ostatnie tango w Paryżu”. Zarówno dla słynnego tria z Liverpoolu Salah – Firmino – Mane, jak i ostatnia szansa dla zaawansowanych wiekowo Benzemy i Modricia, by wygrać z Realem Ligę Mistrzów bez udziału Cristiano Ronaldo.

 

Buckingham Guardiola i diamentowe spinki

 

W powieści „Trzej muszkieterowie” istotną rolę odgrywał angielski książę Buckingham, kochanek francuskiej królowej Anny Austriaczki. Do tej roli znakomicie pasuje w ostatnich dniach trener Manchesteru City Pep Guardiola. Raz, że pracuje on teraz w Anglii, a dwa, że tak jak książę Buckingham wojował z kardynałem Richelieu, tak Guardiola podmęczył liverpoolskich „gwardzistów” Kloppa, zaciekle rywalizując z nimi do ostatniej kolejki o mistrzostwo Anglii. Czy Liverpoolowi nie zabraknie w sobotę w Paryżu sił i świeżości?

 

Już od kilku tygodni – ze szczególnym napięciem w ostatnich dniach - trwa ten wyścig Realu i Liverpoolu po Puchar Ligi Mistrzów, niczym wyprawa po diamentowe spinki królowej Anny Austriaczki, podstępnie odcięte księciu Buckingham przez Milady. Czy gwardziści kardynała Juergena Richelieu Kloppa zatrzymają Rodrygo d’Artagnana i muszkieterów z Realu?

 

Odpowiedź już w sobotę na Stade de France, a mając w pamięci dreszczowce jakie nam zgotował Real w poprzednich rundach, możemy przygotować się na finałową scenę jakiej jeszcze w historii filmu i literatury oraz futbolu nie było.

 

Obywatel GC to przewidział

 

Finał Ligi Mistrzów, który tak naprawdę wcale nie miał być rozgrywany w Paryżu. Grzegorz Ciechowski, jako Obywatel GC, śpiewał przed laty piosenkę „Paryż Moskwa 17.15” z tekstem: „Naprawdę pragnę Ciebie tak, jak chłodu Moskwy. Naprawdę pragnę każdej z Twoich bram, jestem Paryżem”.

 

To jakby wizjonerski tekst w kontekście miejsca rozgrywania finału Champions League 2022. Najpierw UEFA pragnęła wielkiej piłki tak, jak „chłodu Moskwy”, a dokładniej Sankt Petersburga, bo tam pierwotnie miał być rozgrywany finał LM. Po napaści Rosji na Ukrainę spotkanie finałowe zostało przeniesione przez bramy Paryża w Saint-Denis na Stade de France.

 

Gwiazdy PSG pokpiły sprawę

 

Trzej muszkieterowie byli Francuzami, więc najbardziej pasowałoby, aby w tym paryskim finale zagrała drużyna Paris Saint-Germain (choć wtedy UEFA pewnie wybrałaby inną lokalizację finału). Wiele wskazywało, że tak może się stać, bo przecież klub wykupiony przez Katarczyków miał w swoich szeregach trzech supermuszkieterów Mbappe, Neymara i Messiego.

 

Ci jednak zawiedli, choć piłkarsko byli lepsi od Realu. Długo prowadzili, jednak jeden kiks bramkarza Donnarummy sprawił, że wszystko się odwróciło i Real dokonał jednego z tych swoich niesamowitych powrotów do świata żywych.

 

W Paryżu wierzą jednak, że za rok Ligę Mistrzów wygra już PSG, a ta wiara opiera się na cudzie, czyli tym, że Kylian Mbappe został jednak w Paryżu, choć wydawało się już niemal pewne, że będzie od nowego sezonu napastnikiem Realu. W tym momencie nastąpiło coś zupełnie odwrotnego niż na boisku. Tak jak w tym sezonie w LM Królewscy cudownie ratowali skórę w ostatnich sekundach, tak teraz w ostatniej chwili musieli obejść się smakiem w kwestii transferu Mbappe.

 

Paryż wart jest mszy i Liga Mistrzów w tivi

 

Mbappe był w tym momencie jak król Henryk IV i mógł wypowiedzieć – po decyzji o pozostaniu w PSG – słynne słowa: Paryż wart jest mszy.

 

To zamieszanie przypomina trochę historyczną sytuację, gdy Henryk IV, przed wstąpieniem na tron, aby uzyskać tytuł króla Francji, zdobył się na takie wyrzeczenie, że przeszedł z wiary protestanckiej na katolicką, czym zrównał sobie poddanych, a na koniec podsumował to właśnie słowami: Paryż wart jest mszy.

 

Mbappe też uznał, że Paryż wart jest mszy i jednak zmienił swoją decyzję o odejściu do Realu. To nie zmienia jednak faktu, że póki co finał Champions League będzie mógł sobie co najwyżej obejrzeć z trybun Stade de France, albo - jak od lat polscy piłkarze i kibice - zanucić: „Mam tak samo jak Ty, Ligę Mistrzów w tivi”. A po meczu może obejrzeć „Ostatnie tango w Paryżu”, ewentualnie poczytać „Hrabiego Monte Christo”, albo „Trzech muszkieterów”.

Robert Zieliński/Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie