Belgowie nie są naszym koszmarem. Czy to się zmieni?
13 lat temu nie byli nawet w pięćdziesiątce najlepszych drużyn rankingu FIFA. Polska była o 30 miejsc wyżej. Dziś role się odwróciły. My zostaliśmy praktycznie w tym samym miejscu, natomiast Belgowie są drugą siłą w futbolu. Przed nimi jest tylko Brazylia. Oni są Brazylijczykami Europy.
O piłkarskiej reprezentacji Polski zwykło się mawiać, że ma jednego klasowego piłkarza – Roberta Lewandowskiego. Belgowie mają całą konstelację gwiazd z wycenianym na 90 milionów euro Kevinem de Bruyne na czele.
Jesteśmy warci połowę tego, co Belgia
Wartość szerokiej kadry belgijskiej reprezentacji sięga 600 milionów euro. Nasza jest warta o połowę mniej, czyli nieco ponad 300 milionów euro. A nasz największy as Lewandowski może pozazdrościć wyceny wspomnianemu de Bruyne, czy też drugiej wielkiej gwieździe Belgów Romelowi Lukaku. Napastnik Chelsea według portalu transfermarkt.de jest wart 85 milionów euro, podczas gdy Lewandowski 50.
Z meczów z Belgami nie mamy jednak złych wspomnień. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że mieliśmy szczęście, że nie trafiliśmy na nich w ostatnich latach, bo popsuliby nam humory. Celowo ich jednak nie unikaliśmy. Los tak zrządził, że dołowali nas Włosi, Holendrzy, Portugalczycy czy Anglicy. Za to z Belgami możemy się pochwalić dodatnim bilansem.
A jednak bilans mamy dobry
Z 19 dotąd rozegranych spotkań wygraliśmy 7. Bilans uzupełnia 6 remisów i 6 porażek. Ostatnia miała miejsce 30 kwietnia 2003 roku w Brukseli, gdzie przegraliśmy 1:3, a nasz honor ratował Jacek Krzynówek.
Zwykle jednak mecze z Belgami dostarczały nam pozytywnych wrażeń i wielu sportowych wzruszeń. Młodsi kibice pewnie doskonale pamiętają eliminacje Euro 2008, świetny mecz kadry Leo Beenhakkera i strzeleckie popisy Euzebiusza Smolarka. – Jesteśmy w finałach mistrzostw Europy! Po raz pierwszy, historycznie! – krzyczał do mikrofonu uradowany komentator Dariusz Szpakowski po końcowym gwizdku, kiedy na tablicy widniał wynik 2:0 dla Polski. Belgowie stali ze zwieszonymi głowami, a cały stadion skandował: Dziękujemy, dziękujemy.
Katem Belgów był Smolarek
W tamtym spotkaniu rozgrywanym na Stadionie Śląskim obie drużyny oddały po 7 strzałów. Belgowie mieli o jeden więcej celny, ale to nasza reprezentacja zaprezentowała 50-procentową skuteczność. Cztery uderzenia na bramkę i dwa gole Smolarka. Belgowie mogli się pocieszać większym procentem posiadania piłki (52 procent). Głupi błąd 20-letniego wówczas lewego obrońcy Jana Vertonghena załatwił sprawę. Po jego zagraniu do bramkarza, które przechwycił Smolarek, Polska strzeliła gola do szatni i ułożyła sobie ten mecz, pieczętując awans na Euro.
Co ciekawe w tamtym meczu Belgów prowadził trener Rene Vandereycken, który w 1985 roku grał na Śląskim przeciwko Polsce w eliminacjach do mundialu 1986 w Meksyku. Wtedy bezbramkowo zremisowaliśmy i zapewniliśmy sobie awans dzięki lepszemu bilansowi bramek, bo punktów mieliśmy tyle samo, co Belgowie. Wtedy na szczęście nie liczył się bilans bezpośrednich spotkań, bo ten mieliśmy gorszy. Belgowie wygrali u siebie 2:0. Inna sprawa, że oni ostatecznie też pojechali do Meksyku po wygraniu barażu z prowadzoną przez Beenhakkera Holandią.
A jeszcze lepiej zapamiętali Bońka
Dla pokolenia dzisiejszych 50-latków najważniejszy mecz z Belgią graliśmy jednak na mundialu 1982 w Hiszpanii. Z grupy wyszliśmy rzutem na taśmę po 5:1 z Peru. Mecz z Belgią otwierał drugą fazę, gdzie już stawką był awans do półfinału. Polacy zagrali tak, że palce lizać, a prawdziwym bohaterem został Zbigniew Boniek, który ustrzelił hat-tricka. Każdą bramkę Boniek zdobył inaczej. Była petarda, było uderzenie głową i solówka z bramkarzem Belgów.
Boniek był przed tym spotkaniem pod ostrzałem mediów, które krytykowały go za to, że nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Przed spotkaniem nasz napastnik czuł się źle. To jednak nie wpłynęło na jego postawę. Wręcz przeciwnie. Szalał, gra sprawiała mu radość, po pierwszym trafieniu słał kibicom całusy. Media pisały o „Bońku z Marsa’. Andrzej Makowiecki w książce Espana 82 opisując to spotkanie, zwrócił uwagę na zachowanie belgijskiego dziennikarza, który był obok niego na Camp Nou. – Siedział nieruchomo, niby tknięty paraliżem i tylko nerwowo przygryzał flamaster.
Co teraz? Belgia właśnie została upokorzona
Kto będzie gryzł flamaster 8 czerwca. Pewnie nikt. Czasy się zmieniły. Ktoś może co najwyżej nerwowo stukać palcami w klawiaturę. I oby nie byli to polscy dziennikarze, bo mimo pięknej historii i dobrego bilansu, faworytami meczu z Belgią nie jesteśmy. Raz, że oni mocniejsi i wyżej notowani, dwa, że grają u siebie. I nie zmienia faktu to, że właśnie zostali rozbici przez Holandię (1:4) i być może stracili Lukaku. 29-latek skręcił sobie kostkę i szybko opuścił boisko. Trener Roberto Martinez na gorąco mówił, że zdziwi się jeśli Lukaku wróci do gry na następne spotkanie.
Przegrana Belgów z Holandią czyni spotkanie z nimi jeszcze trudniejszym. Media nie zostawiły na drużynie „Czerwonych Diabłów” suchej nitki, mecz z Polską jest traktowany niczym szansa na zmazanie plamy i pokazanie, że zespół, który na ostatnim mundialu w Rosji zajął trzecie miejsce, jest w stanie bić się o medale także na tym najbliższym w Katarze.
Trener Martinez z porażki z Holandią stara się uczynić atut. Mówi, że tego Belgia potrzebowała, by poznać swoje słabości i dobrze przygotować na listopadowy mundial. Liga Narodów ma być turniejem, który pozwoli wyeliminować mankamenty. Bo Belgia przegrała z Holandią po razie pierwszy od 25 lat, a po raz pierwszy od 14 lat przegrała u siebie trzema bramkami. 24 marca 2008 roku sposób na Belgów znalazło Maroko (1:4).
Życzylibyśmy jednak sobie, by eliminowanie błędów Belgia zaczęła już po meczu z Polską. Żeby de Bruyne i spółka po raz kolejny przeczytali w rodzimych mediach, że są przereklamowani, że powinni stanąć przed lustrem. Pytanie, czy Belgowie pozwolą sobie na kolejne upokorzenie, czy też zmobilizują się i pokażą, że Holandia była wypadkiem przy pracy.
Przejdź na Polsatsport.pl