Joanna Wołosz: Wróciłam do innej reprezentacji
Siatkarka Joanna Wołosz po blisko dwuipółletniej przerwie wróciła do reprezentacji. Jak przyznała, dopiero poznaje nowe koleżanki i buduje relacje z selekcjonerem Stefano Lavarinim, z którym wielokrotnie rywalizowała w lidze włoskiej.
W styczniu 2020 roku w holenderskim Apeldoorn Wołosz w przegranym w dramatycznych okolicznościach meczem z Turcją (2:3) w półfinale turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich, zamknęła pewien rozdział w swojej karierze reprezentacyjnej. Upłynęło blisko dwa i pół roku, gdy siatkarka Imoco Volley Conegliano założyła narodowy trykot. Na parkiecie pojawiła się w wygranym meczu Ligi Narodów z Koreą Południową (3:0).
ZOBACZ TAKŻE: Ranking FIVB: Polscy siatkarze wciąż wiceliderem, awans Polek na 10. miejsce
- Nie skupiałam się w ogóle nad tym, że jest to mój pierwszy mecz po przerwie, że nie było mnie w tej kadrze tak długo. Koncentrowałam się na tym, żeby po prostu jak najlepiej się zaprezentować, dobrze wejść w tę grupę - powiedziała PAP siatkarka.
A ta grupa zdaniem zawodniczki, mocno się zmieniła przez ostatnie lata. Nie ma w niej, przynajmniej tymczasowo, Malwiny Smarzek oraz Magdaleny Stysiak, siatkarek, na których opierała się gra reprezentacji. Jak dodała Wołosz, dla niej jest to raczej nowa drużyna.
- Z większością dziewczyn w kadrze jeszcze nie grałam. Są te same środkowe, Marysia Stenzel na libero i Martyna Łukasik na przyjęciu. Z kolei Olivia Różański była już powoływana do kadry, ale wtedy nie spędzała zbyt wiele czasu na boisku. Dlatego cały czas poznaję te dziewczyny - podkreśliła.
Natomiast nowy selekcjoner Stefano Lavarini nie jest dla niej zupełnie obcy, gdyż siedem lat spędziła na parkietach Serie A. Z drugiej strony nigdy nie miała okazji z nim współpracować.
- Trenera Lavariniego oczywiście znałam bardzo dobrze, tyle, że tylko z perspektywy drugiej strony siatki. Dlatego też cały czas się poznajemy. Nie ma bariery językowej, bo możemy porozumiewać się w dwóch językach. Ważne jest natomiast to, by szybko zbudować wzajemne zaufanie i wspólnie postarać się wyciągnąć z tej reprezentacji to, co najlepsze. Te dwa tygodnie wspólnej pracy oceniam bardzo pozytywnie - wyjaśniła.
Jak dodała, selekcjoner biało-czerwonych przykłada dużą rolę do detali, stara się też mentalnie podbudowywać zawodniczki dodając im pewności siebie.
- Według niego, żeby grać na najwyższym poziomie, te detale, najprostsze rzeczy powinny wykonywane z zamkniętymi oczami. Poza tym stara się dużo pracować indywidualnie, ale także rozmawiać zarówno podczas treningów, jak w trakcie przerwy w meczu. W ten sposób próbuje dodawać pewności siebie, żeby dziewczyny się nie bały pokazywać tego, co naprawdę potrafią. Poza tym można zauważyć bardzo różnorodność samych treningów. Chyba nie zdarzyło się jeszcze, żeby dwa treningi pod rząd były takie same - tłumaczyła.
Wołosz nie ukrywa, że po wyczerpującym sezonie, który zakończyła dopiero 22 maja finałem Ligi Mistrzyń (Imoco przegrało z VakifBankiem Stambuł 1:3), nie miała okazji nawet na krótki urlop.
- Tak naprawdę to czasu na odpoczynek miałam... 24 godziny. Jeszcze po finale Ligi Mistrzyń, przez dwa kolejne dni byłam we Włoszech, miałam obowiązki klubowe - spotkania ze sponsorami i kibicami. Potem wróciłam do kraju, miałam tylko czwartek dla siebie. Dlatego też nie byłam brana pod uwagę w tych dwóch pierwszych meczach. Wspólnie z trenerem Lavarinim ustaliliśmy, że lepiej będzie, gdy popatrzę na zespół z perspektywy kwadratu i przy okazji trochę odpocznę - wyjaśniła.
Polki od wtorku są w koreańskim Daejeon, gdzie przygotowują się do kolejnego turnieju na Filipinach. Wołosz nie ukrywa, że na razie drużyna dopiero przyzwyczaja się do azjatyckiej strefy czasowej.
- O ile podróż do Kanady i samo przestawienie się na lokalny czas nie było dla nas większym problemem, tak teraz jesteśmy rozregulowane i trochę też wychodzi zmęczenie. Czasami jest ciężko, ale to bardzo dobry pomysł, żeby być już teraz w Korei i dostosowywać się do tego czasu. W przyszłym tygodniu, gdy zacznie się turniej, będziemy mogły skupić się już tylko na tym, żeby dobrze zagrać, a nie myśleć o tym, że źle się spało w nocy spało - stwierdziła.
W filipińskim Quezon City biało-czerwone zagrają z niepokonaną dotąd Japonią oraz Stanami Zjednoczonymi, Tajlandią i Belgią.
- Czeka nas zdecydowanie trudniejszy turniej niż ten w Stanach Zjednoczonych. Zagramy z bardzo mocnymi zespołami, nawet Tajlandia w pierwszych meczach pokazała się znakomicie. Kończymy turniej spotkaniem z Belgią i tu już też musimy szukać zwycięstwa - podsumowała Wołosz.
Przejdź na Polsatsport.pl