Cezary Kowalski: Jesteśmy na rozdrożu. Mecz z Belgią wskaże, w jakim kierunku idziemy
Zwycięstwo w kiepskim stylu, blamaż, remis po przyzwoitym meczu. Tak wyglądały wahania nastrojów naszej kadry w trzech pierwszych meczach Ligi Narodów. Drużna Czesława Michniewicza, mimo wyeliminowania Szwecji w barażu o mundial, nie jest jeszcze zdefiniowana. Ani dobra, ani słaba.
Można było się zżymać, jak kompromitowaliśmy się w meczu z Belgią w Brukseli, albo z uznaniem spoglądać na uzyskiwane prowadzenie zarówno w Brukseli, jak i w Rotterdamie. Załamywać ręce, gdy błyskawicznie trwoniliśmy przewagę i dawaliśmy się ogrywać jak dzieci lub unosić kciuk w górę na widok niesamowitej walki i charakteru, które pokazaliśmy aby nie przegrać w końcówce meczu z Holandią. Po raz kolejny dostrzegać, że wszystko trzyma się na jednym zawodniku i bez „Lewego”, ani rusz, a chwilę później zauważać, że istnieje świat bez niego i też możemy wbić dwa gole nawet jednej z najlepszych europejskich reprezentacji.
Martwić się, że tacy doświadczeni gracze jak Kamil Glik czy Grzegorz Krychowiak już powoli przestają „dojeżdżać”, ale też przecierać oczy ze zdumienia jak dobrze potrafią grać ich następcy Szymon Żurkowski czy Jakub Kiwior. Zazdrościć technicznych graczy rywalom, którzy przez długi czas nas tłamsili i nie dopuszczali do piłki, ale także oklaskiwać chyba najładniejszą akcję kadry w ostatniej dekadzie w tercecie Piotr Zieliński, Sebastian Szymański, Robert Lewandowski i gola tego ostatniego w Brukseli. Przecież to był kunszt nie mniejszy niż ten, który prezentuje choćby trójkąt magiczny mistrzów świata Mbappe, Benzema, Griezmann.
Wreszcie nie widzieć nowych gwiazd na horyzoncie, aby po chwili konstatować, że taki Nicola Zalewski może nią być przez długie lata, a Matty Cash już jest godnym następcą Łukasza Piszczka na prawej obronie i nikt nie powie, że zabiegi o jego polski paszport nie były strzałem w dziesiątkę.
To samo tyczy się selekcjonera. Mylił się w wyborach personalnych, doborze ustawienia i taktyki na mecz z Belgią, ale potrafił bardzo dobrze zareagować i wyciągnąć wnioski przed Holandią. No i natchnąć rozbitą ekipę chwilę po takiej kompromitacji to też przecież była sztuka. I jeszcze znów miał mnóstwo szczęścia, co przecież w pracy trenera jest bardzo istotne.
ZOBACZ TAKŻE: "Pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie rywalizować z najlepszymi"
A zatem na razie znaleźliśmy się na rozdrożu. Nie ma pewności, w która stronę nasza drużyna pójdzie przed mundialem. Czy to będą realne nadzieje na cokolwiek wartościowego, czy tylko zwyczajowe w takich przypadkach oczekiwanie: jesteśmy słabi, ale a nuż coś się uda. Ale zwykle się nie udaje i nie ma o czym mówić.
Wtorkowy rewanż z Belgią w Warszawie może okazać się istotnym drogowskazem. Jeśli pójdziemy tą drogą co w Rotterdamie, podejmiemy rękawice i będą emocje (tu nawet nie najbardziej chodzi o konkretny wynik, choć ten też jest istotny), to trzeba będzie uznać, że coś drgnęło. Że za tym entuzjazmem zaszczepionym podczas starcia barażowego ze Szwecją może kryć się coś bardziej długotrwałego.
I będzie to wskazówka jak najbardziej wymierna. Nie sprawdzamy się przecież obecnie na tle jakichś przeciętniaków w letnim meczu towarzyskim, ale rywalem w walce o punkty jest czwarty zespół świata, drugi obecnie w rankingu FIFA.
To jest wartość, która jednocześnie może być przekleństwem. Nie jest przecież żadną tajemnicą, że gdyby nie Liga Narodów i fatalna postawa ekipy Jerzego Brzęczka z Włochami czy Holandią, to pewnie ówczesny selekcjoner dociągnąłby na swoim stanowisku do mistrzostw Europy i nie byłoby zmiany na Paulo Sousę.
Czy Michniewiczowi grozi to samo? Co prawda ktoś inny zarządza już PZPN, ale to jest bardzo ciekawe pytanie…
Transmisja meczu Polska - Belgia w Polsacie Sport Premium 1. Początek we wtorek o godz. 20:35. Przedmeczowe studio od godz. 19:00.
Przejdź na Polsatsport.pl