Tomasz Kaczor: Obraziłem się na sport
Pierwsza połowa 2022 roku okazała się czasem pożegnań z kibicami wielu wyjątkowych sportowców. Po wybitnych biegaczach – Adamie Kszczocie i Marcinie Lewandowskim, decyzję o zakończeniu sportowej kariery ogłosił wicemistrz świata w kajakarstwie – Tomasz Kaczor. - Obraziłem się na sport – mówi w szczerym wywiadzie dla Polsatsport.pl.
Tomasz Kaczor to jeden z najwybitniejszych polskich kanadyjkarzy – wicemistrz świata, mistrz Igrzysk Europejskich i multimedalista mistrzostw Europy. Na początku czerwca poinformował o zakończeniu sportowej kariery. W rozmowie z Polsatsport.pl podsumowuje 22-letnią „przygodę”, opowiada o kulisach rozstania ze sportem i zdradza plany na nowe życie.
Aleksandra Szutenberg: Dlaczego właśnie teraz na dwa lata przed kolejnymi igrzyskami zdecydowałeś się zakończyć sportową karierę?
Tomasz Kaczor: Biłem się z tą myślą od dłuższego czasu. Planowałem zakończyć karierę po igrzyskach olimpijskich w Tokio, oczywiście w zupełnie inny sposób. Marzyłem o tym, żeby zakończyć ją medalem olimpijskim, ale niestety nie udało się. Doszedłem do ściany. Nałożyło się na to wiele rzeczy i poczułem, że to jest właśnie ten moment, żeby to zrobić. Nie jestem coraz młodszy, tylko coraz starszy i dlatego podjąłem taką, a nie inną decyzję.
Jak wyglądały teraz Twoje warunki i możliwości treningowe? Byłeś w kadrze, miałeś finansowanie?
Nie. W zeszłym roku, po tym, jak nie zakwalifikowałem się na igrzyska olimpijskie, momentalnie dostałem pismo z klubu (red. KS Warta Poznań), że z dniem tym i tym zostaje mi zabrane stypendium. Najgorsze jest to, że nawet nikt ze mną nie porozmawiał osobiście, tylko zostało wysłane oficjalne pismo. Postanowiłem zadzwonić do prezesa Bejnarowicza w tej sprawie i usłyszałem, że w klubie nie ma pieniędzy. Wiedziałem, że to jest argument wymyślony. Wtedy usłyszałem, że to decyzja kierownika sekcji i że prezes nie będzie się wtrącał, a poza tym, że nic dla klubu nie zrobiłem, żeby to stypendium miało zostać przedłużone. To nie była pierwsza taka sytuacja. Kierownik sekcji pan Oborski postąpił podobnie z Ewelina Wojnarowską, która miała duże problemy zdrowotne i również ją pozbawił stypendium. To nie było fajne. Wiadomo, nie mogłem spodziewać się finansowania z ministerstwa, ponieważ nie wystartowałem w żadnych zawodach poważniejszych niż puchar świata, więc to finansowanie się skończyło. Urząd Miasta Poznania fajnie się zachował, bo utrzymał stypendium do końca roku. Z resztą miasto zawsze nam pomagało. Ministerstwo też, więc tu nie mogę nic złego powiedzieć, ale w tym roku nie miałem już żadnego finansowania, a z pustego i Salomon nie naleje. Żebym mógł trenować, musiałbym sobie zapewnić środki do życia – mam dzieci, zobowiązania kredytowe, które też trzeba mieć z czego spłacić.
Miałeś fantastyczny sportowo 2019 rok, zdobyłeś wicemistrzostwo świata, ale plany olimpijskie chyba przede wszystkim pokrzyżowało Ci zdrowie…
Bardzo dużo moich planów pokrzyżowało zdrowie. Ta nieszczęsna kontuzja barku, której nabawiłem się na obozie we Włoszech wiosną 2020 roku podczas treningu biegowego… Poślizgnąłem się i złapałem drzewa. Nastąpiło szarpnięcie. Jeszcze dwa miesiące trenowałem. Byłem w życiowej formie, ale po tym jak przesunięto igrzyska olimpijskie i mistrzostwa Europy, poszedłem się zbadać. Diagnoza ścięła mnie z nóg. Myślałem, że to było zwykło przeciążenie barku, a doszło do całkowitego zerwania mięśnia nadgrzebieniowego. Skończyło się operacją.
Po operacji wróciłeś do treningów i przygotowywałeś się do igrzysk w 2021 roku. Czego wtedy zabrakło?
Zdrowie było bardzo dobre, ale zgubiliśmy technikę wiosłowania. Zacząłem robić błąd, który powodował, że zamiast pływać tak, jak do tej pory, wkładałem za dużo siły, waliłem w wodę i zamiast przesuwać się z łódką do przodu, stałem w miejscu. Posłuchaliśmy z trenerem ludzi, którzy chcieli dobrze, ale zaczęli gdzieś za bardzo ingerować w moją technikę wiosłowania i to był błąd. Trzeba było zostawić wszystko tak, jak było, bo na początku sezonu wyglądało to naprawdę dobrze na sprawdzianach. Niestety za bardzo kombinowaliśmy i skończyło się tym, że nie pojechałem na igrzyska.
A jak teraz Twoje zdrowie?
W lutym się pokruszyło. Dostałem ataku kolki nerkowej. Okazało się, że nie dość, że mam kamienie na nerkach, to noszę w sobie guza w pachwinie. Całe szczęście koniec końców skończyło się wszystko dobrze. To też był powód takiej, a nie innej decyzji. Dochodzę do siebie, na razie jest ok. Miałem 10 tygodni przerwy, nie mogłem nic robić. Moją jedyną aktywnością mogło być podniesienie gazety z podłogi. Z resztą i tak byłem obrażony na sport od maja zeszłego roku. Dopiero w połowie stycznia zacząłem trenować. Teraz jest już dobrze. Wyniki przyszły i na całe szczęście - pozytywne dla mnie, więc jestem pełen optymizmu.
Do kolejnych igrzysk zostały już tylko dwa lata. Nie miałeś w głowie, żeby może jednak jeszcze spróbować?
Oczywiście, że tak. Od marca zacząłem pracę w wojsku, zostałem zawodowym żołnierzem. Rozmawialiśmy nie raz na kompanii z chłopakami, że może wrócić, że może bym spróbował. Była myśl, jeszcze tak z półtora miesiąca temu, że może zaatakuję 2023, 2024 rok. Zacznę się przygotowywać i teraz ja odbiorę komuś kwalifikację, jeśli zdobędzie ją dla Polski. Chciałem startować trochę z innej pozycji, ale po moich przemyśleniach, jak tak dłużej usiadłem, stwierdziłem, że jednak nie, że to jest ten czas, żeby odejść.
Jak w tym momencie wygląda Twoje życie? Jakie masz plany na to życie po sporcie?
Udało mi się miękko wylądować. Zostałem zawodowym żołnierzem, znalazłem pracę w wojsku. Oprócz tego żona prowadzi dwie firmy – jedną, którą sam dość mocno promuję w mediach społecznościowych, a oprócz tego świadczymy usługi dla jednej z firm przewozowych, więc fajnie udało się to wszystko ogarnąć. Nie ukrywam, że chciałbym zostać przy sporcie. Może nie w roli trenera, bo tu nie czuję się dobrze, ale może jako działacz, żeby to moje 22-letnie doświadczenie komuś przekazać, doradzić, działać w sporcie dalej.
Będziesz dalej aktywny fizycznie, będziesz trenował?
Jestem, chociaż powiem szczerze, że byłem bardzo obrażony na sport. Moja żona łapała się za głowę, że nie robię kompletnie nic, ale powiem szczerze, że miałem kompletnie dosyć po 22 latach. Potrzebowałem najzwyczajniej w świecie przerwy, ale teraz wróciłem. Codziennie się ruszam. Jeden dzień biegam, kolejnego ćwiczę na siłowni. Wiadomo nie jest to na takim poziomie, jak trenowałem zawodowo, choć czasami musze się hamować. Ruszam się, z resztą muszę, żeby podtrzymać gorset mięśniowy.
Jesteś jeszcze obrażony na kajakarstwo?
Nie. Śmiałem się ostatnio, bo znalazłem się z tej drugiej strony i poczułem się trochę jak dinozaur. Zostałem zaproszony jako VIP na puchar świata w Poznaniu. Było to bardzo miłe i powiem szczerze - już mi przeszło. Byłem wcześniej mocno obrażony. Nie jeździłem na zawody, nie oglądałem igrzysk olimpijskich, kajakarstwa w ogóle. Bardzo mocno to we mnie siedziało i nie miałem ochoty na to patrzeć. Jedyne z Tokio, co oglądałem to nasze biegowe sztafety medalowe. Poza tym kompletnie nic.
Z perspektywy tych 22 lat co będziesz wspominał najlepiej, a czego żałujesz? Co byś być może zmienił?
Najlepiej na pewno te momenty, kiedy wchodziło się na podium i można było usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego. Życzę każdemu, żeby to przeżył. To jest coś niewyobrażalnego, jak człowiek staje na najwyższym stopniu podium, widzi flagę, która wędruje najwyżej spośród tych trzech flag, które tam wiszą i leci hymn państwowy. To jest naprawdę coś… aż mi teraz ciarki przechodzą, jak o tym mówię. Czego żałuję? Może występu na igrzyskach w Rio. Tam byłem najbliżej tego, żeby zdobyć medal olimpijski. Gdybym wiedział, że będzie taka, a nie inna sytuacja, sam osobiście bym sprawdził kilkukrotnie godziny startu i jaki jest rodzaj kwalifikacji.
Przypomnijmy, co tam się wydarzyło…
Team leader za nas odpowiedzialny zapomniał nam przekazać, że jest zmiana kwalifikacji i godzin startu. Przygotowując się do igrzysk olimpijskich wiedziałem, że między przedbiegiem a półfinałem będzie odstęp 1,5 godziny, a zostało to zmienione na 45 minut. Zupełnie inaczej trenowałem. Tak, żeby pierwszy bieg był dosyć mocny, żeby się dogrzać. Miałem zejść z wody – luźna rozgrzewka, rozciąganie i iść na półfinał i polecieć go bardzo mocno. To zostało zmienione. Z tej przerwy 45-minutowej zrobiło się raptem kilka minut, bo długo trwała cała procedura zejścia z wody, zważenia łódki, a ja akurat miałem to „szczęście”, że zostałem wywołany do ważenia. Potem procedura zejścia na wodę, przebranie się, napicie i zostało mi może 10 minut. Już byłem rozwalony. Szkoda, bo wszyscy wiedzieli. Ja dowiedziałem się dopiero schodząc na pomost po oficjalnej wadze. Dowiedziałem się tego od trenera Brzuchalskiego, który był wtedy odpowiedzialny za inną reprezentację. Zapytał, czy zdaję sobie sprawę, że za chwilę startuję, bo nastąpiła zmiana godziny kwalifikacji. Mówię, że nie, na co on, że jak to nie… team leader przecież wiedział. Zabrakło mi 0,1 lub 0,4 sekundy do wejścia do finału. Popłynąłem wtedy dwa dobre biegi, dwa równe biegi, no i szkoda. Gdybym wiedział, że tak będzie, to wyglądałoby to inaczej.
Ile wcześniej wiedział team leader?
Na pewno dzień wcześniej. Albo dwa. Wtedy zawsze odbywa się odprawa team leaderów i wszystkie informacje są podawane, więc to było słabe.
A jak podsumowałbyś te 22 lata?
Ciekawa kariera, nadająca się chyba na scenariusz filmowy, bo były wzloty i upadki. Szczerze, oprócz tego Rio, to nie żałuję niczego. Wiem, że byłem nie do końca lubianym zawodnikiem, bo zawsze mówiłem to, co myślałem. Nigdy nie owijałem w bawełnę i chyba to jest dobre, choć czasami człowiek płaci za to cenę. Ale moim zdaniem lepiej powiedzieć prawdę niż chodzić i opowiadać coś za plecami.
Czego Tobie życzyć na tej nowej drodze życia?
Nie wiem, czy pamiętasz, jak kiedyś rozmawialiśmy i powiedziałaś mi: zdobądź medal olimpijski, to wtedy wezmą Cię do Tańca z Gwiazdami (śmiech). To jest chyba drugie marzenie, którego już nie spełnię poza medalem olimpijskim. A czego życzyć? Zdrowia – to jest chyba najważniejsze, bo wszystko inne człowiek może mieć w życiu. Pieniądze można zarobić w pracy, ale zdrowia się niestety nie kupi.
I tego zdrowia Ci życzę. Gratuluję pięknej kariery i dziękuję Ci za emocje, których nam przez wiele lat dostarczałeś. I powodzenia!