Michał Lesiński: Jeremy Sochan spełnia marzenia dziadka
Jeremy Juliusz Sochan został wybrany przez San Antonio Spurs z dziewiątym numerem w drafcie do ligi NBA. - Wnuk spełnia marzenia dziadka – powiedział Michał Lesiński, wieloletni prezes Warszawskiego Okręgowego Związku Koszykówki, który poznał całą rodzinę 19-latka.
W 2018 roku w Podgoricy podczas mistrzostw Europy do lat 16 dywizji B Lesiński był kierownikiem reprezentacji Polski, w której występował młody Sochan.
- Widać było, że Jeremy się wyróżnia, jest naprawdę predysponowany do gry w koszykówkę. Bardzo dobrze prezentował się zarówno w ataku, jak i w obronie, a ukoronowaniem tego był tytuł MVP turnieju, jaki otrzymał po jego zakończeniu – podkreślił Lesiński.
ZOBACZ TAKŻE: Cezary Trybański: Jeremy Sochan wyróżnia się koszykarskim IQ
Polacy wygrali wówczas dywizję B i awansowali do A. W 2019 roku nie odbyły się rozgrywki w kat. U-16, a to byłby dopiero właściwy rocznik dla Sochana, który wcześniej grał w drużynie narodowej jako rok młodszy. Potem osiągnął jeszcze wyższy poziom – jako 17-latek zadebiutował w reprezentacji seniorów.
- W Podgoricy miał 15 lat, był rok młodszy od kolegów z drużyny, ale normalnie wkomponował się w zespół. Wszyscy znakomicie współdziałali. Akurat ten zespół był według mnie wyjątkowo zgrany. Trener Dawid Mazur nie stawiał na indywidualności. Wszyscy współpracowali ze sobą - i w trakcie meczów, i poza boiskiem, gdy razem spędzali czas. Atmosfera była bardzo dobra – zaznaczył były prezes WOZKosz.
Mama Jeremy’ego Aneta to wychowanka warszawskiej Polonii. Pierwsze lata koszykarskiej kariery związała z ul. Konwiktorską, także SKS 12 Warszawa.
- Od początku grała w zespole "Czarnych Koszul", m.in. u trenera Wojciecha Fuska. W pewnym momencie drużyna wyjechała na mecze do USA. Tam Aneta Sochan nawiązała kontakty i postanowiła kontynuować treningi na uczelni w USA – przypomniał Lesiński.
Studiowała psychologię i była kapitanem drużyny w Oklahoma Panhandle State University. Mały Jeremy nie raz towarzyszył jej w hali na treningach. Potem stała się ona jego pierwszą trenerką.
Jeremy na drugie imię ma Juliusz – po dziadku, znanej i zasłużonej postaci nie tylko dla warszawskiej koszykówki. Zmarły w lutym 2014 r. w wieku 65 lat w Sztokholmie Juliusz Sochan był m.in. wieloletnim kierownikiem drużyny koszykarzy AZS AWF, słynnych „Czarodziejów z Bielan”, a między 1976 a 1981 rokiem prezesem Warszawskiego Okręgowego Związku Koszykówki.
Lesiński, który w minionym roku ustąpił ze stanowiska prezesa WOZKosz po 30 latach sprawowania tej fukcji, pracował z nim w zarządzie okręgu w drugiej połowie lat 70.
- Od kiedy znam dziadka Jeremy’ego Sochana? Od zawsze, można powiedzieć. Przede wszystkim razem studiowaliśmy na Politechnice Warszawskiej na Wydziale Inżynierii Lądowej. Julek już wtedy "kręcił się" przy męskim zespole AZS AWF, prowadzonym przez Zygmunta Olesiewicza. Pamiętam, że postanowił skończyć jeszcze ówczesną akademię dyplomatyczną, kształcącą kadry dla służb zagranicznych. Teoretycznie była to szkoła dla osób partyjnych, ale on uparł się, dostał się tam i został absolwentem jako bezpartyjny.
- Był prezesem WOZKosz, gdy ja prowadziłem Wydział Gier i Dyscypliny. Później, gdy po Andrzeju Pstrokońskim, w 1991 roku zostałem prezesem, Julek wszedł do zarządu. W momencie gdy objął funkcję dyrektora Biura Sportu i Turystyki Urzędu m.st. Warszawy, zrezygnował z pracy w okręgu. Potem pracował w Polskiej Organizacji Turystycznej, będąc dyrektorem ośrodka w Sztokholmie. Jedno jest pewne. Jeremy dostając się do NBA spełnia dziś marzenia kochającego koszykówkę dziadka, który, niestety, nie doczekał tej chwili - zauważył Lesiński.
Czy San Antonio Spurs to dobre miejsce dla Sochana juniora?
- Trudno oceniać, bo wszystko zależy od tego, czy zawodnik w zespole, który go wybrał dostanie minuty, będzie grał czy też - jak jego polscy poprzednicy w NBA – siedział na ławce. Trybański, Lampe i nawet Gortat w pierwszych miesiącach kariery za oceanem byli zawodnikami do treningów i grali nie za wiele – nadmienił.
Były sędzia i wieloletni prezes okręgu zaznaczył, że przyszłość Jeremy’ego zależy też od niego samego.
- Znając jego zaangażowanie i talent poparty dużą chęcią do pracy, wydaje się, że powinien znaleźć sobie w miarę szybko miejsce w składzie meczowym. Jeżeli tak się stanie, to znaczy, że wybór był dobry. Takie też jest jego nastawienie. Przed draftem nie mówił konkretnie, w którym klubie chciałby być, ale podkreślał, że interesuje go organizacja, który da mu szansę do pracy i wykazania się
Przejdź na Polsatsport.pl