Tour de France: Primoz Roglic pesymistycznie ocenia swoje szanse na zwycięstwo
Słoweński kolarz Primoz Roglic pesymistycznie ocenia swoje szanse w Tour de France po piątym etapie do Lasku Arenberg, podczas którego stracił ponad dwie minuty do swojego rodaka Tadeja Pogacara i musiał sam... nastawić sobie zwichnięty obojczyk.
Jeden z liderów ekipy Jumbo-Visma leżał w dużej kraksie ok. 30 km przed metą. Motocyklista poprzedzający grupę kolarzy potrącił belę z sianem, ochraniającą niebezpieczne miejsce, która znalazła się na środku trasy, a to spowodowało karambol.
"Szybko wstałem i wróciłem na rower, ale zdałem sobie sprawę, że nie mogę tak jechać. Musiałem się zatrzymać i pożyczyć krzesełko od kibica. Usiadłem i sam nastawiłem ramię na swoje miejsce. Robiłem to już wcześniej. Łapię się za kolano i mocno ciągnę" - opowiadał Roglic.
ZOBACZ TAKŻE: Tour de France: Clarke wygrał etap, van Aert utrzymał prowadzenie
"Nie wiem, w jakiej formie będę jechać dalej. Na razie nie sądzę, że już przegrałem Tour. Spróbuję się zregenerować" - dodał.
W 2020 roku Roglic przegrał Tour de France z Pogacarem na przedostatnim etapie, górskiej jeździe indywidualnej na czas do La Planche des Belles Filles i w Paryżu stanął na drugim stopniu podium. Rok później wycofał się z wyścigu wskutek kraksy.
Po pięciu etapach liderem jest jego kolega z drużyny Belg Wout van Aert. Pogacar, który walczy o trzeci z rzędu triumf, zajmuje czwarte miejsce ze stratą 19 sekund.
W czwartek kolarze wystartują z belgijskiego Binche i pojadą do Longwy (219,9 km). Będzie to najdłuższy etap tegorocznej "Wielkiej Pętli".