Iwanow: Superpuchar. Wrzód zamiast święta?
Superpuchar Polski to najbardziej niechciane dziecko naszej klubowej piłki. Może nie dla wszystkich zespołów, które do niego przystępują, bo tymi słowami kilka drużyn przystępujących w przeszłości do tego meczu bym skrzywdził. Ale generalizując, zamiast święta, które jednocześnie zarówno rozpoczyna nowy sezon jak i zamyka poprzedni, powstaje wrzód w miejscu, które znajdując się poniżej pleców traci swą szlachetną nazwę.
Tym razem idea z przełożeniem tego spotkania pojawiła się już dawno. W momencie, kiedy Lech Poznań wylosował mało przyjemnego rywala w pierwszej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów. Do tego takiego, do którego trzeba odbyć męczącą podróż. Domyślam się, że gdyby „Kolejorz” trafił na jakichś półamatorów, z którymi nie byłoby żadnych kłopotów sportowo-logistycznych, nikomu taki pomysł w głowie by się nie pojawił. Możemy wrzucać w eter teksty na temat tego, że przecież poprawa naszego UEFO-wskiego rankingu jest najważniejsza, więc trzeba zrobić wszystko, by mieć jak największy komfort w przygotowywaniu się do eliminacji o Europę. Przyjmuję to do wiadomości jednocześnie z politowaniem patrząc na nazwy klubów i kraje, które w tej fazie przystępują do tej rywalizacji. W ścieżce Champions League jest jeszcze w „miarę”. Ale już w kwalifikacjach do Ligi Konferencji, które w czwartek zwycięsko zaczęły zarówno Pogoń Szczecin i Lechia Gdańsk, od dawna pojawiają się tak enigmatyczne nazwy jak KF Lapi, Deci czy Bala Town. A jedynym „poważnym krajem”, który już od tego momentu przystępuje do walki poza … Polską jest Słowacja. Poza tym Andora, San Marino, Kosowo czy Gibraltar. To tak jakbyśmy w reprezentacyjnej Lidze Narodów byli w Dywizji D. Czyli najsłabszej.
ZOBACZ TAKŻE: Cezary Kowalski: Trener Lecha narzekający na Superpuchar to brak szacunku dla tradycji
To świadczy o tym, w jakim miejscu jesteśmy ale z czegoś to wynika. Taka forma „ratunku” raczej tego nie zmieni. Przełożenie jednego meczu nic nie da. Choć z perspektywy kogoś, komu grozi odpadnięcie w pierwszej rundzie może tak to wyglądać.
Wielu trenerów połamało sobie zęby na łączeniu gry w Europie i w lidze, wie coś na ten temat także Lech Poznań. Także Raków wystawiając przed rokiem rezerwy na mecz Jagiellonią między konfrontacjami pucharowymi ustami Marka Papszuna stwierdził, że oddał to spotkanie walkowerem. Może tych trzech punktów zabrakło częstochowianom do zdobycia mistrzostwa? Ciekaw jestem czy gdyby to klub spod Jasnej Góry był dziś na miejscu Lecha też optowałby za zmianą terminu sobotniego meczu? Skoro już przełożył spotkanie ligowe między bojami z Astaną?
Podejrzewam, że za rok znów będziemy wracać do tego tematu. Jest to możliwe. Dobrze byłoby się więc do tej kwestii dobrze przygotować. Jeżeli faktycznie zawsze na tydzień przed startem ligi zamiast przyjemnego prologu serwować wszystkim aperitif, którego jedynym składem jest kranówka, to może faktycznie wymyślmy jakąś inną datę lub format? Uwaga! Piszę to z przekąsem, nie serio. Ale przecież w naszym klubowym futbolu co chwilę coś zmieniamy, modyfikujemy, niby ulepszamy. Regulaminy, liczbę drużyn, podziały punktów i inne tego typu „magiczne” rozwiązania. Tylko, że od samego mieszania herbata nie staje się słodsza. Tak jak od przełożenia/odwołania Superpucharu nie zależy los mistrza Polski czy naszego miejsca w rankingu UEFA.
Przejdź na Polsatsport.pl