Maciej Żurawski po meczu Lecha: Wstyd? Trochę tak
- Jak przegrywasz 1:5, to już coś znaczy... I przegrywasz z Karabachem - nic nie ujmując tej drużynie, ale to jest pierwsza runda kwalifikacji - powiedział Maciej Żurawski po rewanżowym starciu Lecha Poznań z Karabachem, przegranym przez "Kolejorza" aż 1:5.
Krystian Natoński: Jak wrażenia po meczu wyjazdowym Lecha?
Maciej Żurawski: Kto mógłby się spodziewać, że ten mecz zakończy się w takich rozmiarach. Tym bardziej, że po tym pierwszy spotkaniu w Poznaniu widać było, że jest pomysł na tego przeciwnika. Mimo, że Lech w tym pierwszym meczu za dużo nie zrobił, ale zdobył bramkę, dobrze się bronił i przede wszystkim unieszkodliwiał przeciwnika w akcjach ofensywnych. I to wystarczyło. Co do rewanżu, to mówi się, że jak zbyt szybko zdobywasz bramkę, to ta koncentracja ci ucieka. Z drugiej strony lepiej jak się strzeli gola niż nie.
ZOBACZ TAKŻE: Bramkarz Lecha Poznań antybohaterem. "Miał rozwiązać problem, sam jest problemem"
Czego zatem zabrakło w rewanżu?
- Znowu polski zespół był za bardzo cofnięty pod własne pole karne, zabrakło mi trochę - przynajmniej fragmentami - przejęcia inicjatywy, utrzymania się przy piłce. Karabach zagrał swoje, bardzo agresywnie w obronie, było bardzo dużo dynamiki u każdego piłkarza. W Lechu wydawało mi się, że jeszcze tego brakuje u niektórych zawodników. Tak, jakby nie skończyli jeszcze okresu przygotowawczego.
Pół żartem, pół serio można rzec, że Lech zagrał dobrze przez pierwsze kilkadziesiąt... sekund. Początek wszak był piorunujący.
- Spodziewałem się, że jednak Lech po tym strzelonym golu będzie próbował mieć większą kontrolę nad tym spotkaniem. W zamian poddał się pod to, co rywal miał do zaproponowania. Generalnie oceniając, Karabach był zespołem zdecydowanie lepszym. Po kolejnych bramkach widać było, że Lech się trochę poddał i nie wiedział, w jaki sposób grać. Wielokrotnie było widać, że brakowało tego szybszego podejścia pod przeciwnika, który tego miejsca miał za dużo. Do tego indywidualne błędy w obronie. W ofensywie widziałem, że Ishak jest osamotniony. Nie było widać takiej chemii, fajnych wykreowanych akcji, po których można było zdobyć bramkę. W takim spotkaniu, jeżeli stwarzasz sobie sytuację, to musisz być skuteczny. Zwłaszcza na tak gorącym terenie. Lech mógł zrobić znacznie więcej, aby mieć ten mecz pod większą kontrolą.
Oczywiście można przegrać, można odpaść, bo truizmem jest powiedzieć, że taki jest sport. Ale z drugiej strony porażka 1:5 w meczu, w którym Lech tak naprawdę mógł przegrać nawet wyżej, jest chyba "lekkim" wstydem...
- Trochę tak. Tak to wyglądało, że nasza polska drużyna nie potrafiła w żaden sposób odpowiedzieć na wydarzenia boiskowe. Przypomnijmy sobie, jak wyglądała bramka dla Lecha - wysoki odbiór piłki, prostopadłe podanie i skuteczny strzał. W drugiej połowie nie wiem, ile było takich prób odbioru u Lecha. Było też dużo głupich strat. Dochodziło do kilku fatalnych strat. Jak przegrywasz 1:5, to już coś znaczy... I przegrywasz z Karabachem - nic nie ujmując tej drużynie, ale to jest pierwsza runda kwalifikacji.
Niesmak po tym meczu jest o tyle duży, że przed nim było zamieszanie z terminem Superpucharu Polski. Były lamenty, narzekania, wystawianie rezerwowego składu. I cały misterny plan...
- Oczywiście można mówić, że wszystko powinno być ukierunkowane, żeby przygotować się pod ten najważniejszy mecz, czyli w tym przypadku kwalifikacje do Ligi Mistrzów. Ale nie można też deprecjonować znaczenia Superpucharu. Mówimy o drużynie Lecha Poznań, która jest na początku sezonu i wydaje mi się, że mimo wszystko w tym krótkim czasie, nawet grając ten Superpuchar, to drużyna powinna być do kolejnego meczu przygotowana - nawet grając co trzy dni. Podkreślę - to jest początek sezonu. Wiadomo, że lepiej mieć więcej odpoczynku, ale my mówimy o zmęczeniu na początku sezonu? Takie narzekanie jest nie do końca na miejscu. Poza tym Lech ma szeroką ławkę i zawsze trzeba patrzeć na niego, że to jest zespół, który walczy o wysokie cele.
Przejdź na Polsatsport.pl