Tour de France: Duńczyk wygrał etap, Tadej Pogacar obronił koszulkę lidera
Duńczyk Magnus Cort z ekipy EF Education-EasyPost wygrał w Megeve dziesiąty etap wyścigu kolarskiego Tour de France. Żółtą koszulkę lidera obronił Słoweniec Tadej Pogacar (UAE Team Emirates).
O zwycięstwo etapowe walczyli uczestnicy długiej ucieczki, ale na ostatniej prostej na lotnisku w Megeve powstały między nimi spore różnice. Cort minimalnie wyprzedził Australijczyka Nicka Schultza (BikeExchange), a trzeci na mecie Hiszpan Luis Leon Sanchez (Bahrain Victorious) stracił do nich już siedem sekund.
Dziesiąte miejsce, ze stratą 22 s, zajął Niemiec Lennard Kaemna (Bora-Hansgrohe), który długo pozostawał "wirtualnym" liderem i do końca miał nadzieję na przechwycenie żółtej koszulki. Grupa z faworytami wyścigu nie spieszyła się z pościgiem, ale ostatecznie nie doszło do zmiany przodownika. Pogacar finiszował na czele tej grupy ze stratą blisko dziewięciu minut, zachowując 11 sekund przewagi nad Kaemną.
Ponad minutę po swoim liderze przekroczył linię mety Rafał Majka, który we wtorek rano miał pozytywny wynik testu na COVID-19, ale został dopuszczony do startu. Jak wyjaśniła w komunikacie ekipa ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, u Majki nie wykryto żadnych symptomów choroby, a ryzyko zakażenia innych osób oceniono jako "bardzo niskie". Zielone światło na start Polaka dały służby medyczne Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI).
Nie wystartował natomiast inny kolarz UAE Team Emirates Nowozelandczyk George Bennett, u którego pojawiły się objawy choroby. Z tego samego powodu wykluczony z rywalizacji został także Australijczyk Luke Durbridge (BikeExchange). W poniedziałek, dniu przerwy w wyścigu, informowano, że wszyscy kolarze i członkowie ekip mieli negatywne wyniki testów na COVID-19.
Wtorkowy etap stał pod znakiem ucieczki 25 kolarzy, zignorowanej przez peleton, mimo że wśród uciekających był kandydat do przejęcia koszulki lidera - Kaemna. Na 42 km przed metą zaatakował z tej grupy Włoch Alberto Bettiol (EF Education-EasyPost). Zdążył pokonać cztery kilometry, gdy zatrzymało go... dziewięciu siedzących na szosie obrońców klimatu. Wyścig przerwano na blisko kwadrans, a gdy żandarmi usunęli przeszkodę, kolarze ruszyli z zachowaniem różnic czasowych w momencie zatrzymania.
U stóp 19-kilometrowego, ale dość łagodnego podjazdu do mety (średni kąt nachylenia 4,1 proc.) Bettiol jeszcze prowadził, ale osłabł i nie liczył się w walce o zwycięstwo. W grupie uciekających brakowało współpracy, jednak wciąż utrzymywali oni ponad dziewięć minut przewagi nad peletonem. Sześć kilometrów przed metą zaatakował Sanchez, doścignięty przez trzech rywali przed wjazdem na pas lotniczy w Megeve. Wydawało się, że ta czwórka, z szarżującym Holendrem Dylanem van Baarle (Ineos Grenadiers), będzie się ścigać o wygraną, ale za długo się "czarowali" i zostali doścignięci przez sześciu kolejnych zawodników, w tym Corta i Schultza, którzy stoczyli pojedynek o laur zwycięzcy.
29-letni Cort, bardzo aktywny na początku wyścigu i jadący przez kilka dni w koszulce najlepszego "górala", wyprzedził Australijczyka i odniósł drugi w karierze triumf etapowy w "Wielkiej Pętli", cztery lata po sukcesie w Carcassonne.
W środę przed kolarzami znacznie trudniejsza alpejska próba z Albertville na przełęcz Granon (151,7 km). Po drodze będą się wspinać na przełęcze Telegraphe oraz Galibier (2642 m), najwyższy punkt na całej trasie tegorocznej edycji.
Przejdź na Polsatsport.pl