Liga Konferencji. Barry Douglas: To był dla nas prawdziwy test
Piłkarze Lecha zagrali wreszcie jak przystało na mistrza Polski i w pierwszym meczu 2. rundy eliminacji Ligi Konferencji rozgromili Dinamo Batumi 5:0. - Ten mecz był prawdziwym testem dla nas samych - przyznał obrońca Barry Douglas.
Po ostatnich meczach na najlepszą drużynę minionego sezonu spadła fala krytyki. Szczególnie dotkliwa była porażka 1:5 w Baku w eliminacjach Ligi Mistrzów z Karabachem Agdam, ale przegrane u siebie spotkanie ze Stalą Mielec chluby Lechowi nie przyniosło. Dopiero w czwartkowy wieczór piłkarze mistrza kraju mogą odetchnąć, przynajmniej na kilka dni.
- Zdawaliśmy sobie sprawę, że te ostatnie dwa tygodnie nie były dla nas zbyt dobre i oczekiwano od nas konkretnej reakcji. Dlatego ten dzisiejszy mecz był prawdziwym testem dla nas samych, ale także chcieliśmy zagrać dla klubu i dla naszych kibiców. Pragnęliśmy udowodnić, że zasługujemy na to, by być w Lechu Poznań - powiedział po spotkaniu Douglas.
ZOBACZ TAKŻE: Remis Lechii Gdańsk z Rapidem Wiedeń
Jak zaznaczył, mimo wysokiej wygranej, z jego perspektywy nie był to wcale łatwy mecz.
- Dinamo znaliśmy już wcześniej ze zgrupowania zimowego w Turcji. To drużyna mająca spore techniczne umiejętności, jeśli dasz im trochę czasu, są naprawdę groźni. Dlatego wiedzieliśmy, jak oni będą grać i staraliśmy się być agresywni od pierwszej minuty. Nasza taktyka na to spotkanie była bardzo dobra, nie daliśmy im stworzyć zbyt wiele okazji - podkreślił.
O ile pojawienie się Szkota w wyjściowej jedenastce nie było dużym zaskoczeniem, to już jego pozycja na boisku mogła zdziwić kibiców. Douglas to lewy obrońca, a z konieczności musiał zagrać jako jeden z dwóch stoperów. To też pokłosie plagi kontuzji, jaka dopadła poznański zespół. Bartosza Salamon kuruje się od marca, meczu reprezentacji Polski ze Szkocją. Uraz leczy też inny stoper Antonio Milic, a jakby tego było mało, w czwartek rano okazało się, że szykowany na to spotkanie 19-letni Maksymilian Pingot ma infekcję.
- Jeszcze wczoraj mówiłem na konferencji prasowej, że Pingot zagra w tym meczu. Natomiast dziś rano dostałem telefon, że jest chory. A do tego Lubomir Satka też nie jest w stu procentach zdrowy. Rozmawiałem z Tomkiem (Rząsą, dyrektorem sportowym Lecha) i zapytałem, kogo mam dać na środek obrony. On mi podpowiedział: "weź Barry'ego, grał w lidze angielskiej na środku defensywy". Spytałem się więc Barry'ego, czy zagra na tej pozycji, bo w końcu jest niezwykle doświadczonym piłkarzem. On odparł: "nie ma problemu" - opowiadał trener Lecha John van den Brom.
Douglas potwierdził słowa szkoleniowca.
- Byłem nawet podekscytowany możliwością gry na środku defensywy. Jestem profesjonalnym piłkarzem i jeśli była taka konieczność, to nie widziałem problemu. Nie było trudno się przestawić, ale wiadomo, że na tej pozycji musisz być bardziej odpowiedzialny i nie biegasz tyle, co skrajny obrońca. W defensywie dużo gramy piłką, wymieniamy wiele podań. Możemy dziś stwierdzić, że nie straciliśmy bramki dzięki nowemu środkowego obrońcy. Ale tak poważnie, to nie pozwoliliśmy rywalom na stworzenie zbyt wielu sytuacji - wyjaśnił.
Mimo wysokiej wygranej, dwukrotny mistrz Polski (z Lechem wygrał ligę także w 2015 roku) tonuje hurraoptymistyczne nastroje i nie myśli już o kolejnym rywalu. A nim będzie zwycięzca dwumeczu Vikingur Reykjavik (Islandia) - The New Saints FC (Walia).
- Najpierw musimy polecieć do Gruzji, zakończyć rewanżowe spotkanie w Batumi. A potem zobaczymy, z kim zagramy w następnej rundzie. W futbolu różne rzeczy się dzieją i musimy zachować szacunek dla rywali i dla samych siebie. Trzeba się dobrze przygotować do rewanżu. Z Karabachem wygraliśmy wprawdzie tylko 1:0 w pierwszym meczu, ale wiele osób już uważało, że mamy ogromną szansę na awans. A potem była katastrofa. Stworzyliśmy sobie dobrą pozycję wyjściową, żeby zakwalifikować się do trzeciej rundy, ale rywalizacja jeszcze się nie zakończyła - podsumował Douglas.
Przejdź na Polsatsport.pl