Robert Lewandowski otworzył worek. Czy oglądamy reaktywację piłkarskiego klubowego potwora?
Co za weekend dla Roberta Lewandowskiego w stolicy Katalonii! Po efektownej piątkowej prezentacji Polaka, podczas której pokazał on umiejętności, jakich nie powstydziłby się mistrz świata w futbolowym freestyle'u, także w debiucie w barwach "Blaugrany" przed własną publicznością zobaczyliśmy mnóstwo futbolowej magii w jego wykonaniu w rywalizacji z meksykańskim UNAM Pumas. To on został królem polowania w meczu o Puchar Gampera.
Nagroda dla najlepszego piłkarza meczu wpadła w jego ręce nieprzypadkowo. "Lewy" był nie tylko drapieżnikiem w polu karnym, ale i dostojnym lwem rozdzielającym piłki jak najbardziej kreatywna "dziesiątka". Trzeba by mocno poszperać w archiwach, by znaleźć mecze, w których miał więcej asyst niż goli. A tak wyglądała jego pierwsza ekspozycja na nowych włościach.
ZOBACZ TAKŻE: Pierwszy gol Roberta Lewandowskiego w FC Barcelona (WIDEO)
Trudno sobie wyobrazić lepsze wejście w debiutancki mecz przed nowymi wyznawcami niż to, co zrobił Polak już po kilku minutach. Wyjście na pozycję, minięcie bramkarza i techniczne uderzenie z tak ostrego kąta, to była poezja futbolu, napisana ze spokojem i gracją wielkiego mistrza. Ale później oglądaliśmy często Roberta jako ofensywnego pomocnika, który idealnie obsługiwał partnerów z zespołu. A najwięcej więzi czuł z nim Pedri, jeden z największych brylantów hiszpańskiej piłki, który z prostopadłych, wypieszczonych podań "Lewego" z przyjemnością skorzystał. Współpraca ze skrzydłowymi Raphinhą i Ousmane Dembele też wyglądała wzorowo. W ofensywie "Barca" wygląda jak potwór. A przecież ma jeszcze do dyspozycji kilka interesujących nazwisk w postaci Ansu Fatiego, Ferrana Torresa, Pierre'a-Emericka Aubameyanga, Memphisa Depaya (jeśli zostanie) i zgłaszającego się po miejsce w składzie Frenkiego De Jonga, którego przyszłość w tym miejscu też stoi jeszcze pod dużym znakiem zapytania.
Najbardziej istotne jest to, że Lewandowski jest w euforii. Fascynacji możliwości grania z taką jakością piłkarzy, chociaż na kolegów w Bayernie Monachium też nie miał prawa przecież narzekać. Czuć jednak wyraźnie, że to w nowych barwach poczuł wielki entuzjazm, frajdę, widać, że ma po prostu radochę z grania w tych okolicznościach. To niesamowite, że Monachium póki co nie odczuło zupełnie jego odejścia - w dwóch meczach z mocnymi rywalami - RB Lipsk i Eintrachtem Frankfurt - bawarska "maszyna" zdobyła dziesięć goli. Może w Champions League rozpocznie się mała tęsknota za "Lewym", ale to już historia.
Przyszłość to Barcelona, która dzięki jego obecności wreszcie wygląda jak drużyna, która po latach posuchy w Lidze Mistrzów wreszcie może w niej tworzyć piłkarskie arcydzieła. Przecież nawet z Leo Messim, Luisem Suarezem czy Antoine’em Griezmannem "Blaugranie" brakowało czasem właściwego zęba i tak sprofilowanego środkowego napastnika. A to, że Lewandowski będzie z tej drużyny nie tylko czerpał i spijał śmietankę, pokazały już przedsezonowe spotkania. Jasne, że meksykańskie Pumy były w niedzielę dość bezzębne i nie miały klasy wielu przeciwników, których na swojej drodze spotka niebawem "Barca". Może za wcześnie na daleko idące prognozy i nadmiernie optymistyczne oczekiwania. Wydaje się jednak, że Polak da jednak swojemu nowemu klubowi dużo więcej niż tylko gole. Bo pasuje do tej układanki jak ulał.
Przejdź na Polsatsport.pl