Cezary Kowalski: Raków bawi, a Lech dręczy kibiców. Zmiana trenera w Poznaniu koniecznością
Raków Częstochowa jest drużyną, która bardzo przyjemnie ogląda się w europejskich rozgrywkach. Bez względu na rywala zespół Marka Papszuna gra mniej więcej tak samo. Bez żadnych kompleksów, bardzo dużo biegając, ale z sensem. Działacze sprzedając bilety mogliby już właściwie wpisywać na nich co jest gwarantowane. Poza wynikiem, to właściwie constans: konsekwencja, walka od początku do końca, świetna defensywa i przynajmniej jeden popisowy numer jedynego artysty w składzie, czyli Iviego Lopeza.
Dokładnie tak było w pierwszym starciu ze Slavią Praga. Drużyna, grająca ostatnio trzy razy z rzędu w ćwierćfinałach europejskich rozgrywek, i klub, który tak naprawdę była brany za wzór działania w naszej piłkarskiej strefie geograficznej (podobna najnowsza historia kraju i warunki ekonomiczne, a wyniki znacznie przewyższające od osiąganych przez polskie ekipy), mógł się cieszyć, że przegrał w Częstochowie tylko 1:2. Wicemistrzowie Czech prowadzeni czwarty sezon przez twórcę ich sukcesów Jindricha Trpisovskiego tak naprawdę, mówiąc po piłkarsku: nie zrobili sztycha. Bramka, którą wbili na 1:1, była przypadkowa, bo Tomasowi Holesowi, który dośrodkowywał, piłka zeszła ze stopy i dzięki temu zaskoczył Kacpra Trelowskiego. Do tego powinien być karny dla Rakowa Częstochowa, ale sędzia nie zauważył ewidentnej ręki Czecha, a wideoweryfikacji nie było, bo UEFA oszczędza i na tym etapie rozgrywek Ligi Konferencji nie zatrudnia dodatkowych sędziów i nie używa wozów VAR.
ZOBACZ TAKŻE: Sensacyjne doniesienia! Lech Poznań zwolni trenera?
Co swoją drogą jest absurdalne, skoro gra o awans do fazy grupowej to walka o miliony euro.
Tak czy inaczej, za show jaki drużyna z Częstochowy jest w stanie dać kibicom, swego rodzaju bezkompromisowość, ale też w tym wszystkim brak zadęcia, należy się szacunek. Oglądając Raków czy też słuchając wypowiedzi zawodników, rozmawiając z trenerem, można odnieść wrażenie, że to nie jest działanie na siłę, nie na jakimś zapieku. - Czy nie załamałeś się po puszczeniu gola? - padło pytanie do 19-letniego bramkarza, który nie zachował się najlepiej przy pierwszym straconym golu przez Raków w tych rozgrywkach.
- Nie, bo koledzy od razu mnie zmobilizowali, a ja potrafię zarządzać (!) swoimi emocjami - odparł dojrzale.
To zarządzanie w Rakowie jest słowem kluczem. Czymś co odróżnia ten klub od reszty właściwie na każdym polu. Ale widać to przede wszystkim na boisku.
Czy Raków za tydzień obroni się w Pradze i awansuje do fazy grupowej? Nikt tego dziś nie zagwarantuje, ale tendencja jest dobra. Można się nawet zastanawiać, jakiego skoku jakościowego mogłaby dokonać ekipa Papszuna, jeśli do tego obecnego zestawu dołożonoby skutecznego napastnika.
Owszem Sebastian Musiolik i Vladislavs Gutkovskis wpisują się w koncepcję gry trenera (chodzi także o grę defensywną, to jak potrafią bronić), ale ich liczby nie powalają. Być może jest tak, że taki gracz już jest przygotowany, a ewentualne podpisanie kontraktu determinują losy Rakowa w meczu rewanżowym...
Jeszcze bliżej awansu niż Raków znalazł się mistrz Polski Lech Poznań, który wygrał pierwszy mecz z Dudelange 2:0 (druga bramka ze spalonego, też nie było VAR). Ale na Lecha spoglądamy inaczej z dwóch powodów. Po pierwsze skoro nie było szans na Ligę Mistrzów to oczekiwaliśmy przynajmniej Ligi Europy, a jest tylko Liga Konferencji. A zatem zjazd. Po drugie, mimo zwycięstwa na grę Lecha wciąż nie da się patrzeć.
Luksemburczycy są obecnie naprawdę bardzo przeciętnym zespołem, a Lech właściwie w żadnym momencie nie był w stanie ich zdominować. Z boiska wiało nudą. To nie była taka radosna gra, jak w przypadku Rakowa, raczej udręka dla piłkarzy. Co zresztą uczciwie przyznawali po meczu, twierdząc, że grali bardzo słabo. Tak naprawdę oba zespoły nie prezentują poziomu międzynarodowego i w takim stanie nie będą żadną atrakcją dla kibiców. Luksemburczycy nie mają żadnych argumentów w ataku i zapewne rewanż będzie dla Lecha formalnością, ale ta drużyna potrzebuje wstrząsu. Zmiany trenera? Być może, bo w jaki sposób obronić pracę Johna van den Broma?
Przejdź na Polsatsport.pl