Cezary Kowalski: "Poldi" z Zabrza, czyli niebezpieczny balans na granicy dobrego smaku
Lukas Podolski jest kimś ekstra w Ekstraklasie i nawet w wieku 37 lat obecność mistrza świata w Górniku Zabrze to wydarzenie wręcz popkulturowe. Tym bardziej, że nie skupia się tylko graniu w piłkę (wciąż bardzo dobrym), ale wszędzie "Poldiego" pełno. Udziela się właściwie na każdym froncie. A to słychać, że przejmuje klub, a to że rozmawia z władzami miasta zamiast działaczy, a to że podobno to on zwolnił trenera, a to że wywołał wojnę na Twitterze, poobrażał kibiców, zaatakował dziennikarzy.
Wydaje się, że pan piłkarz (i określam tak Lukasa to bez żadnego szyderstwa) zaczyna jednak balansować w swoich okołosportowych wygibasach na granicy dobrego smaku.
ZOBACZ TAKŻE: Z futsalu do kadry. Jakub Piotrowski zasłużył na powołanie
Pamiętam, jak przed laty, pracując w jednym z tabloidów, namówiliśmy młodego piłkarza, aby ubrał się w koszulkę reprezentacji Polski i obiecał, że będzie grał z orzełkiem na piersi. Już jako nastolatek doskonale czuł media, więc zgodził się na show, choć pewnie doskonale wiedział, że będzie grać dla Niemiec.
Mieliśmy żal, ale nie do Lukasa. Po prostu szkoda nam było, że taki talent urodzony w polskiej rodzinie w Gliwicach nie zagra dla nas.
Od tego czasu Podolski rozegrał 130 meczów dla Niemców, strzelił 49 goli, został mistrzem świata, dwa razy zdobywał brązowy medal na mundialach, raz wicemistrzostwo Europy i takie tam...
Strzelał też gole w meczu przeciwko reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy 2008 w Klagenfurcie, ale nie demonstrował radości.
"Ch.. ci na imię, Podolski ch…ci na imię" – skandowali Polacy, którzy wypełnili stadion. Całą rozgrzewkę. Raz z jednej strony, raz z drugiej. Lukas, kiedy zbliżał się do linii bocznej, a obelgi leciały jeszcze bardziej energicznie, uśmiechał się tylko i bez żadnego szyderstwa machał kibicom pokojowo. No i załatwił nas. Dwa gole i do widzenia.
Konferencja prasowa po meczu. Uczestnikiem zawodnik wybrany „Man of the match”. - Czy mogę powiedzieć najpierw coś po polsku? - „Poldi” szepnął do prowadzącego konferencję oficera prasowego z UEFA.
Ten ewidentnie zaskoczony, po chwili zastanowienia i zmierzeniu wzrokiem niemieckiego dresu Lukasa, odparł: - Każdy reprezentant mówi w swoim języku, a później jest to tłumaczone. Taki jest regulamin.
Pierwsze pytanie od niemieckiego dziennikarza. „Dlaczego nie cieszyłeś się po golach?” Cieszyłem się. Ale nie okazywałem radości, bo mam szacunek dla kraju, w którym się urodziłem, mojej rodziny i kibiców w Polsce - powiedział.
Aż nas ciarki wtedy przeszły. Pomyślałem, że chłopak ma kręgosłup i odwagę, aby nie mówić tego, czego od niego oczekują. I że fajnie mu w duszy gra.
Podolski jako jedyny z reprezentantów Niemiec nigdy nie śpiewał też hymnu, co jednak miało swoją wymowę i strasznie Niemców irytowało. Ale uwielbiali go. Mimo tego, że lubił puścić oko do Polaków. Tak jak po meczu na mundialu w 2006 roku, kiedy Niemcy wygrywając 1:0 wyrzucili nas z turnieju. Najpierw podszedł do grupki polskich dziennikarzy i widząc protestujących niemieckich reporterów, rzucił w naszym kierunku z szelmowskim uśmieszkiem: - Patrzcie, jak się „gupki denerwujo, bo nic nie rozumiejo”, trzeba się było języków uczyć barany!”.
Pamiętam też, jak w szczycie popularności przychodził do „Cafe Futbol” i tłumaczył, dlaczego nie bierze alkoholu do ust. „Bo jest obrzydliwy w smaku”.
Wtedy wydawało się, że Lukas jest idealnym przykładem, jak mimo wszystko można zmazywać tradycyjne podziały polsko-niemieckie. Jak futbol i zdrowe podejście do trudnych przecież czasem wyborów narodowościowych może łączyć. „Poldi” był przecież trochę ich, ale też trochę nasz. Sympatyczny zawadiaka, wielki piłkarz…
Szacunek był jeszcze większy, kiedy na starte piłkarskie lata, tak jak kiedyś deklarował, naprawdę przyjechał do Górnika i realnie mu pomaga. Choć mógł bez żadnego wysiłku kasować gdzieś jeszcze zdecydowanie grubiej.
Ostatnie jego aktywności budzą jednak coraz większy niesmak. Zwłaszcza te w mediach społecznościowych. Wpisy i komentarze po prostu nie przystoją komuś takiemu. Mistrz świata na jakieś zaczepki kibiców drużyn przeciwnych powinien mieć, jak mówi młodzież, „wywalone” (wersja light), tymczasem z oficjalnego konta zieje jadem, Lukas pisze o słoikach, gó… nie płynącym Wisłą itp.
„Hipokryto, błagałeś o wywiad ze mną…” – grzmiał do znanego reportera, który pozwolił sobie wcześniej na stwierdzenie, że nie zgadza się z tym, co Lukas wygaduje.
Choć podejrzewa się, że konta piłkarza prowadzi jakiś poruszający się niezgrabnie administrator, to chyba nie ma takiej możliwości, aby Lukas tego nie akceptował.
Do swojego byłego podopiecznego odniósł się też na łamach „Przeglądu Sportowego” Jan Urban, irytując się, że ten po jego zwolnieniu powiedział: „dziwię się, że kogoś poruszyło zwolnienie Urbana”.
„Ciekawe, jak on by się czuł, gdyby w taki sposób zostało potraktowany w Koeln. Niech gra w piłkę, zamiast pouczać innych, starszych od siebie. Żalu nie czuję, ale nie przejdę nad tym do porządku dziennego, ponieważ na razie to ja coś zrobiłem dla Górnika i zapisałem się w historii tego klubu, a on dopiero na to pracuje…”.
Powiedział to piłkarz i trener, który jest prawdziwą legendą Górnika. A z całym szacunkiem dla międzynarodowych dokonań Podolskiego, gra on w Zabrzu dopiero rok (w ostatnim sezonie 8. miejsce w Ekstraklasie).
Lukas, jeszcze nie jest za późno. Bądź znów sobą, a jeśli to nie ty, zmień administratora konta!
Przejdź na Polsatsport.pl