Marcin Lepa: Złoty – jedyny znany kolor
Już za chwilę zacznie się siatkarskie szaleństwo. Tylko i aż 52 mecze zadecydują, kto zostanie mistrzem świata. W Polsce ten tytuł od ośmiu lat znaczy nieprawdopodobnie dużo. Przywiązaliśmy się do niego, przyzwyczailiśmy, czujemy się, jakby był on nieodłączną częścią naszej reprezentacji. Czy 11 września nadal będzie on przynależał do biało-czerwonych?
Poczucie siatkarskiego mistrzostwa przylgnęło do nas tak mocno, że nad Wisłą wymaga się w tym sporcie tylko wiktorii. Rosnący poziom PlusLigi i dwie klubowe wygrane ZAKSy w siatkarskiej Lidze Mistrzów tylko pogłębiły naszą próżność i uczucie, że złoto nam się po prostu należy. A przecież minęło ledwie osiem lat od początku tej pięknej mundialowej historii...
ZOBACZ TAKŻE: MŚ siatkarzy 2022: Kiedy grają Polacy?
Zagadkowi trenerzy
W 2014 roku rozpoczynaliśmy mundial w imię hasła: „Wszystkie ręce na pokład”. Zawiedzeni ćwierćfinałem igrzysk w Londynie, z dosyć nieoczywistą parą selekcjonerów, marzyliśmy o czymś magicznym. Niewątpliwie czymś takim była ceremonia otwarcia mundialu na Stadionie Narodowym w Warszawie, a finał w Katowicach stał się jej najpiękniejszym dopełnieniem.
W 2018 roku znów przystępowaliśmy z zagadkowym szkoleniowcem na ławce – wybór Vitala Heynena był nieoczywisty, a Belg wydawał się wtedy postacią wciąż nieodgadnioną. Choć wśród siatkarzy czuć było mobilizację podobną do tej z polskiego mundialu, to długo forma nie zdradzała szans na obronę tytułu.
Złoci chłopcy
Dziś ponownie mamy wiele zagadek. Kadra przeszła dosyć sporą przebudowę. Z pierwszej złotej ekipy ostali się tylko Karol Kłos i Paweł Zatorski, a z ekipy złotych turyńczyków oprócz „Zatora” są jeszcze Bartosz Kurek, Grzegorz Łomacz, Aleksander Śliwka, Bartosz Kwolek, Mateusz Bieniek i Jakub Kochanowski. A trener biało-czerwonych ponownie zdaje się być osobą nieodgadnioną.
Niby to twardziel z niesamowitą charyzmą, a nagle w wywiadzie mówi i konieczności zmniejszenia presji na zespole, niby to doświadczony taktyk, bowiem i jako siatkarz, i jako trener jadł z niejednego pieca, a wciąż kibice mają do niego żal o błędy w selekcji i niewłaściwe prowadzeniu zespołu.
Decyzje z sondażu
Bo to niby Tomasz Fornal powinien grać w wyjściowej szóstce, niby Jakub Popiwczak jest lepszy od Zatorskiego, a Karol Butryn powinien jechać na mundial kosztem Łukasza Kaczmarka. A że jeszcze nie ma w drużynie rehabilitanta Wilfredo Leona?! A w ogóle to trener powinien przed podjęciem każdej decyzji, organizować badanie opinii publicznej, żeby przekonać się, który ruch słuszniejszy. W jednym jednak Nikola Grbić ma rację: Nie ma w Polsce grupy osób, która bardziej chce medalu mistrzostw od nich samych – siatkarzy i członków sztabu reprezentacji.
Francuska droga
I nie chodzi wcale o 200 tysięcy dolarów premii dla zwycięzcy, czy łącznie 500 tysięcy nagród (zespołowych i indywidualnych), ani nawet o złote, srebrne, czy brązowe krążki. Chodzi o nieodpartą chęć zapisania się w „historii polskiej siatkówki, napisania własnej księgi chwały” – parafrazując słowa Śliwki. A w ten sposób rozpoczęcia podróży do Paryża. Bo choć w Polsce presja obrony tytułu jest gigantyczna, chciałbym wierzyć, że to jest właściwy cel Grbicia i jego chłopaków, że każdy z nich odda łzy porażki w nadchodzącym mundialu za łzy szczęścia w stolicy Francji na zakończenie igrzysk olimpijskich 2024.
Wówczas znów wróci to poczucie wielkości, próżne przeświadczenie, że Polska tylko triumfami siatkarskimi stoi. Nawet jeśli na jakiś czas rozstaniemy się z ukochanym tytułem mistrzów świata.
Przejdź na Polsatsport.pl