Iga Świątek: Mam nadzieję, że jeszcze wrócę na Arthur Ashe Stadium

Tenis
Iga Świątek: Mam nadzieję, że jeszcze wrócę na Arthur Ashe Stadium
fot. PAP
Iga Świątek

- Gra na Arthur Ashe Stadium to spełnienie moich marzeń i coś pięknego. Mam nadzieję, że będę miała ku temu jeszcze wiele okazji - przyznała Iga Świątek po wygranej z amerykańską tenisistką Sloane Stephens 6:3, 6:2 na największej arenie nowojorskiego kompleksu i awansie do 3. rundy US Open.

W pierwszej rundzie ostatniej tegorocznej lewy Wielkiego Szlema Polka oddała tylko trzy gemy Włoszce Jasmine Paolini na pięknym Louis Armstrong Stadium. W czwartek w samo południe czasu lokalnego wyszła na kort areny robiącej jeszcze większe wrażenie, bo Arthur Ashe Stadium to największy tenisowy obiekt na świecie.

 

Na kolosie, który może pomieścić prawie 24 tys. widzów, zagrała po raz pierwszy w życiu.

 

ZOBACZ TAKŻE: "Ostatni taniec" Sereny Williams trwa! Amerykanka pokonała wiceliderkę rankingu

 

- Dla mnie to było spełnienie marzeń. Pamiętam, gdy jako juniorka oglądałam tu mecze z wysokości trybun. To była zupełnie inna perspektywa. To, że dziś mogłam być częścią tego widowiska, to jest coś pięknego. Mam nadzieję, że będę miała wiele okazji, aby przeżyć to znowu. Ten największy stadion tenisowy świata robi niesamowite wrażenie i w pewnym sensie pozwala uświadomić sobie, jaką drogę się przeszło, więc to jest bardzo fajne uczucie - zaznaczyła 21-letnia raszynianka.

 

Występ na głównej arenie turnieju nie przytłoczył jej emocjonalnie, a wręcz przeciwnie. Od początku meczu z zawodniczką gospodarzy ostro wzięła się do pracy i - dzięki przełamaniu w drugim gemie - objęła prowadzenie 3:0. Utrzymała je do końca wygrywając pierwszego seta 6:3. W drugim było jeszcze lepiej, bo weszła w niego przełamując triumfatorkę tego turnieju sprzed pięciu lat dwa razy i ostatecznie wygrała go 6:2 w pełni kontrolując przebieg wydarzeń na korcie.

 

- W Cincinnati poziom mojej koncentracji falował, ale dziś przez cały mecz zagrałam solidnie - oceniła Świątek.

 

- Przyznam, że w tym sezonie grałam już tyle meczów, że niekiedy rzeczywiście jest tak, jakby to był dla mnie "kolejny dzień w biurze". Czasem te dni są inne i czymś się wyróżniają, ale dziś cieszę się, że zamknęłam ten mecz dosyć szybko i że wykorzystałam wszystkie przewagi, które miałam - analizowała.

 

Jej bezapelacyjna przewaga sprawiła, że trybuny największej areny kompleksu Flushing Meadows - na których było sporo Polaków, ale w większości zasiedli oczywiście Amerykanie - nie kipiał energią. Dyspozycja Świątek, która kompletnie nie dała rywalce rozwinąć skrzydeł, sprawiła, że atmosfera na wypełnionych w połowie trybunach (najtańsze wejściówki kosztowały 250 USD) była raczej piknikowa.

 

- Szczerze mówiąc nie zwróciłam na to uwagi. To jest rzecz, od której się odcinam podczas gry. I myślę, że jakbym zwracała na to uwagę, to nie świadczyłoby to zbyt dobrze o mojej koncentracji. Ale dobrze grało się z Amerykanką czując, że nie mam przeciwko sobie publiczności. Bardzo się cieszę, że było tu dużo Polaków i oni także równoważyli doping Amerykanów - wspomniała liderka światowego rankingu.

 

W kolejnej rundzie dwukrotna triumfatorka French Open zmierzy się z Lauren Davis. Amerykanka zajmuje 105. pozycję na liście WTA i znowu to Polka będzie zdecydowaną faworytką. Do trzeciego etapu doszła po pokonaniu Lucii Bronzetti z Włoch oraz Jekateriny Aleksandrowej z Rosji, z którą przegrała pierwszą partię 0:6, ale później była lepsza 6:4, 7:6, wygrywając tzw. super tie-break 10-5.

 

Będzie to pierwsza konfrontacja Świątek i 28-letniej Amerykanki, która najwyżej dotarła do 26. lokaty klasyfikacji tenisistek, ale było to w maju 2017.

 

- Nie wiem o niej za dużo. Grałyśmy razem na treningu, ale to było w 2019 roku, więc naturalnie muszę uaktualnić swoją wiedzę na jej temat. Jeśli chodzi o taktykę, to zastanowimy się nad tym jutro - powiedziała podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego.

 

Dwie dość łatwe wygrane i tylko osiem oddanych gemów sprawiają, że o szansach Polki na wygranie US Open mówi się w Nowym Jorku coraz głośniej. W wąskim gronie faworytek widzi ją np. Mats Wilander, który jest członkiem tenisowej Galerii Sław i który sam zwyciężył na Flushing Meadows w 1988.

 

W drodze po kolejny skalp Wielkiego Szlema Polce mogą też pomóc... porażki rywalek, bo za burtą turnieju w Nowym Jorku znalazły się już m.in. Simona Halep, Emma Raducanu, Jelena Ostapenko, Daria Kasatkina, Naomi Osaka, Paula Badosa czy rozstawiona z dwójką Anett Kontaveit.

 

Świątek tonuje jednak nastroje i nie chciała komentować formy innych zawodniczek.

 

- Nie zwracam na to uwagi. Niektórym nie jest łatwo i przez pryzmat moich wcześniejszych doświadczeń rozumiem, dlaczego tak się dzieje. W każdym turnieju może pojawić się też zawodniczka, która - nawet nie będąc rozstawioną - zaskoczy swoim poziomem - zauważyła.

 

Na pomeczowej konferencji Świątek zapytana została także o niedawne spotkania z Lindsay Vonn. Nie chciała jednak zdradzać detali związanych z wymianą poglądów ze słynną amerykańską narciarką alpejską.

 

- To była rozmowa między nami. Gdybym chciała podzielić się tym, o czym rozmawiałyśmy, opisałabym to na Instagramie. Ale oczywiście fajnie jest poznać legendę, zaczerpnąć inspiracji i pogadać o sporcie z osobą, która jest tak doświadczona - podsumowała.

MC, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie