Marian Kmita: Ten mundial już wygraliśmy
Sobotni poranek w Katowicach jest dżdżysty, ale miasto szykuje się już do wielkiego, słonecznego, sportowego święta. To przecież właśnie tutaj rozstrzygną się losy czterech najlepszych drużyn, walczących od dwóch tygodni o światowy prymat w najbardziej polskiej ze wszystkich gier zespołowych. Nieobecność w tym gronie mistrzów olimpijskich – Francuzów, to spora niespodzianka, ale już dzisiaj można podsumować, że te mistrzostwa były udane pod każdym względem.
Po pierwsze, i Polska, i Słowenia znakomicie udźwignęły ciężar organizacyjny turnieju, przygotowywanego przecież w iście ekspresowym tempie po wykluczeniu Rosji z roli gospodarza mistrzostw. A nie było to proste, bo zamiast czterech lat na przygotowania do imprezy, oba kraje miały ledwie cztery miesiące. Po drugie, w siatkarskiej geografii układu sił powoli dochodzi do pozytywnych zmian. W końcu widać nie tylko sportowe aspiracje, ale i realne możliwości postępu w tak utytułowanych historycznie drużynach, jak Japonia, czy nowych siłach, takich jak Ukraina lub Turcja. To dodaje tym mistrzostwom kolorytu i daje kibicom nadzieję, że w przyszłości w walkę o medale wielkich siatkarskich imprez włączą się też nowi gracze, spoza kilku, dobrze od lat znanych nacji, które dzielą miedzy siebie kolejne trofea. Po trzecie dla nas – Polaków, to są kolejne zawody, w których nie tylko nadajemy turniejowi ton i skutecznie kontrolujemy – jak do tej pory – rozwój wypadków w wyścigu po złoto, ale i dajemy całemu siatkarskiemu światu wzór, jak można z uśmiechem i radością celebrować taki mundial.
I to jest chyba najważniejsza konkluzja z dotychczasowych doświadczeń uczestniczenia w meczach Polaków w katowickim Spodku i gliwickiej Arenie. Pośród tych kilkunastu tysięcy ludzi, a przecież nie tylko samych fanatyków siatkówki, nie widziałem tam nikogo, kto miałby skwaszoną twarz czy narzekał na cokolwiek. Aura radości i poczucia – tak egzotycznej ostatnimi laty dla naszego narodu – wspólnoty, była tam powszechna. Nic też dziwnego, że wszyscy obcokrajowcy, z którymi rozmawiałem przed, po i w trakcie meczów twierdzili, że polska publiczność to potężny atut naszej drużyny i główny kreator rozmachu i medialnej atrakcyjności widowiska. Mówią o tym przed dzisiejszym półfinałem brazylijscy zawodnicy i dziennikarze. Mówili też o tym w czwartek Amerykanie. W loży PZPS–u podczas meczu z USA obok Mirka Przedpełskiego siedział znany działacz FIVB Doug Beal, były prezes USA Volley, kiedyś zawodnik i trener. Człowiek bardzo poważany w siatkarskim środowisku. W 2012 roku przegrał wyścig o fotel Prezydenta FIVB z Ary Gracą ledwie dwoma głosami. Słowem siatkarski VIP. Przez cały mecz kręcił z niedowierzaniem głową. W przerwie, po czwartym secie, zapytałem, jak widzi szanse obu drużyn w tie-breaku, a on odpowiada – „Byłem tu tyle razy i wciąż nie mogę uwierzyć w to, co tu się dzieje na trybunach. To niesamowite, jak potężne wsparcie dają waszej drużynie ci kibice, więc naszym – choć to dzielne chłopaki - będzie bardzo ciężko.” No i nie pomylił się. Kapitalnie dyrygowana przez Marka Magierę i Grzesia Kułagę polska publiczność ruszyła niczym polska husaria na Turka pod Wiedniem. Po raz kolejny skutecznie i zwycięsko. I chociaż znamy to zjawisko od lat, to wciąż jest miło, że są takie miejsca i jest taki czas, gdzie wszyscy Polacy są razem, bez względu na wszelkie upodobania.
ZOBACZ TAKŻE: Polscy siatkarze trzymają kciuki za Igę Świątek (WIDEO)
A propos husarii króla Jana Sobieskiego, to ciekawą paralelą w jednym z wywiadów posłużył się brat naszego coacha – Wladimir Grbić. Otóż stwierdził on, że idąc pod Wiedeń w 1683 roku król Jan III, zaciągnął do swej armii serbskich wojowników, a teraz – aby zwyciężyć w mundialu – polska siatkarska husaria potrzebuje serbskiego wodza. Ciekawe stwierdzenia, nie wiem czy do końca prawdziwe w historycznej części, ale we współczesnej jak najbardziej. Cokolwiek zdarzy się w Spodku dzisiaj i jutro, to już teraz można i trzeba powiedzieć, że Nikola Grbić wykonał dla Polski bardzo dobrą robotę. W ekspresowym tempie zbudował drużynę wyrównaną, a tą równością - właśnie bardzo, bardzo silną. I choć nieco śmieszy mnie to całe medialne zamieszanie wokół psychicznego samopoczucia Aleksandra Śliwki, to Grbić i tutaj wykazał się inteligencją, niezwykłą cierpliwością i pedagogicznym wyczuciem. I opłaciło się. Dlatego trzeba najbardziej właśnie za niego, dzisiaj i jutro trzymać kciuki, bo jak do tej pory - cokolwiek wymyśli, to się sprawdzało na boisku doskonale.
I szykując się na kolejne wielkie, sportowe emocje, bądźmy spokojni i pamiętajmy, że ten mundial już wygraliśmy. Wszyscy i pod każdym względem. My – Polacy.