US Open: Iga Świątek z pierwszym wielkoszlemowym triumfem na kortach twardych
Wygrywając nowojorski US Open Iga Świątek świętowała trzeci wielkoszlemowy tytuł w karierze, ale pierwszy na kortach twardych. Polska tenisistka pokazała, że na wielkie sukcesy stać ją nie tylko na ziemnych kortach w Paryżu, gdzie w 2020 i 2022 roku wygrywała French Open.
Świątek wywodzi się ze sportowego domu - jest córką byłego wioślarza Tomasza, olimpijczyka z Seulu. W środowisku tenisowym o urodzonej 31 maja 2001 roku zawodniczce jako o nadziei polskiego tenisa mówiło się już od kilku lat. W 2015 roku została mistrzynią Europy w singlu i deblu do lat 14 oraz drużynową mistrzynią świata w tej kategorii wiekowej.
W kolejnym sezonie razem ze Stefanią Rogozińską-Dzik i Mają Chwalińską cieszyła się z sukcesu w juniorskim Pucharze Federacji. Tego samego roku jesienią - jako 15-latka - wygrała turniej ITF w Sztokholmie. Był to jej pierwszy w karierze występ w zawodowej imprezie. W kolejnych latach przyszły cztery następne triumfy w tej rangi imprezach - w Bergamo, Gyor (oba 2017), Szarm el-Szeik oraz Pelham (oba 2018).
ZOBACZ TAKŻE: Świątek: Czułam ulgę, że nie musimy grać trzeciego seta
Podopieczna ówczesnego trenera Piotra Sierzputowskiego równolegle coraz lepiej spisywała się w juniorskich turniejach wielkoszlemowych. W styczniu 2017 razem z Chwalińską dotarła do finału debla w Australian Open. Drugą połowę tamtego sezonu straciła z powodu kontuzji - podczas turnieju ITF w Warszawie uszkodziła staw skokowy i musiała pauzować przez kilka miesięcy.
"To był najtrudniejszy moment w mojej karierze" - uważa.
W 2018 roku wróciła do gry podwójnie zdeterminowana, co przełożyło się na kolejne warte odnotowania wyniki. Z dobrej strony pokazała się w maju w silnie obsadzonym turnieju ITF w Charleston, gdzie dotarła do półfinału, a następnie do półfinału juniorskiego French Open w singlu i sięgnęła po tytuł w deblu. Zwieńczeniem rosnącej formy był triumf w Wimbledonie, ulubionym turnieju wszystkich nadziei polskiego tenisa w ostatnich dekadach.
Została piątą Polką, która wygrała juniorską rywalizację w Wielkim Szlemie w singlu. Jedną z zawodniczek, którym udało się to wcześniej, była Agnieszka Radwańska. To właśnie do krakowianki najczęściej porównywana była Świątek, która jednak za tym nie przepadała.
"Nasz styl gry bardzo się różni. Nie wzoruję się na niej, nie idę tą samą drogą. Bardzo ją podziwiam za wszystkie sukcesy, jakie osiągnęła, ale idę własną drogą" - podkreśliła wtedy nastolatka z Raszyna.
Radwańska słynęła z drobnej budowy i efektownej gry w defensywie. Świątek, która ma 1,76 m wzrostu i waży 65 kg, gra znacznie bardziej ofensywnie. Jak kiedyś zaznaczyła, chętnie przejęłaby zaś zachowanie i reakcję na własne błędy Hiszpanki Garbine Muguruzy, siłę i wytrwałość Amerykanki Sereny Williams, a cierpliwość od Rumunki Simony Halep.
Dobre wyniki skutkowały systematycznym awansem w rankingu WTA - 2016 rok zakończyła na 903. pozycji, rok później była 690., a na koniec 2018 wdarła się do światowej dwusetki - była 175.
Po sukcesie w juniorskim Wimbledonie zaznaczyła, że od tego momentu skoncentruje się na rywalizacji seniorskiej. Zaczęło się od udanych kwalifikacji i drugiej rundy Australian Open. Później ten sam etap w Budapeszcie, a trzeci występ w poważnym turnieju - w kwietniu ubiegłego roku w Lugano - przyniósł pierwszy finał WTA. Osiągnęła go jako najmłodsza Polka w historii, gdyż do pełnoletności brakowało jej niespełna dwa miesiące, a Agnieszka Radwańska w 2007 roku w Sztokholmie miała 18 lat i cztery miesiące. Po tym sukcesie znalazła się w czołowej "100" światowej listy.
18. urodziny świętowała w Paryżu, co z powodu trwającego zwykle na przełomie maja i czerwca French Open stało się tradycją. W seniorskim debiucie w tej imprezie dotarła do 1/8 finału. Szans wówczas nie dała jej Halep; mecz trwał zaledwie 45 minut. Jak wspominała, przegrała wtedy sama ze sobą i nerwami. Rywalka przepowiadała jej jednak wielką przyszłość, a o tym, że jej słowa były prorocze, przekonała się już w kolejnej edycji, gdy znów spotkały się w 1/8 finału.
Najwyżej rozstawiona Rumunka była faworytką turnieju, ale tym razem uległa gładko Świątek 1:6, 2:6. Z powodu pandemii rywalizacja na kortach imienia Rolanda Garrosa miała wówczas miejsce jesienią, a rozpędzonej Polki nikt już nie zatrzymał.
W stolicy Francji odniosła największy sukces w karierze. Imponowała skutecznością, wszechstronnością i opanowaniem. W tym ostatnim aspekcie zawsze podkreśla zasługi psycholog Darii Abramowicz, z którą pracuje od kilku lat. Wcześniej emocje nieraz utrudniały jej rywalizację na korcie.
W sezon 2021 wkroczyła już w zupełnie nowej roli. W 1/8 finału Australian Open znów spotkała się z Halep i tym razem po trzysetowym boju lepsza była Rumunka. Niepowodzenie Świątek powetowała sobie wygraną w turnieju w Adelajdzie.
Przed obroną tytułu we French Open świetnym prognostykiem był triumf w Rzymie, gdzie pierwszy raz okazała się najlepsza w imprezie WTA rangi 1000. W Paryżu ostatecznie dotarła do ćwierćfinału, w którym lepsza okazała się Greczynka Maria Sakkari.
W drugiej połowie roku sukcesu już nie odniosła. Zarówno Wimbledon, jak i US Open kończyła na 1/8 finału, a w igrzyskach w Tokio odpadła już w drugiej rundzie. Grała jednak na tyle solidnie, że wystąpiła w kończącym sezon turnieju WTA Finals w Guadalajarze. Meksyku nie zawojowała. Porażki z Sakkari oraz Białorusinką Aryną Sabalenką uniemożliwiły jej wyjście z grupy. Na zakończenie pokonała Hiszpankę Paulę Badosę, której wcześniej uległa w olimpijskich zmaganiach.
"Zadowolona jestem z solidności, którą prezentowałam przez cały sezon. Nie miałam jednego super wyniku, jak w 2020 roku, ale w każdym z wielkoszlemowych turniejów dotarłam do czwartej rundy. To daje dużo pewności siebie. Mam nadzieję, że w kolejnych latach dalej będę utrzymywała stabilność, ale na wyższym poziomie" - powiedziała na konferencji podsumowującej 2021 rok.
Końcówka roku przyniosła jeszcze jedno istotne wydarzenie. Świątek zakończyła współpracę z Sierzputowskim, a jej trenerem został Tomasz Wiktorowski. Były szkoleniowiec Radwańskiej miał wizję, aby jego nowa podopieczna grała bardziej agresywnie, dyktowała warunki na korcie.
Świątek do jego założeń dostosowała się idealnie. Bieżący sezon bowiem przebiega już nie pod hasłem stabilności, a dominacji. Zaczęło się od półfinałów w Adelajdzie i Australian Open. Potem była porażka z Łotyszką Jeleną Ostapenko w drugiej rundzie w Dubaju 16 lutego. To pamiętna data, bo od tego dnia Świątek długo nie przegrała meczu. Wygrywała kolejno turnieje w: Dausze, Indian Wells, Miami, Stuttgarcie, Rzymie i Paryżu.
Ostatecznie seria zakończyła się na 37 spotkaniach, po niespodziewanej porażce z Francuzką Alize Cornet w 3. rundzie Wimbledonu. Po 1990 roku żadna tenisistka nie miała dłuższej serii zwycięstw, a również 37 wygranych w 1997 roku zanotował Szwajcarka Martina Hingis.
W US Open nie wszystkie mecze wygrywała gładko, ale im dłużej trwał turniej tym lepiej się prezentowała. W finale pokonała Tunezyjkę Ons Jabeur 6:2, 7:6 (7-5).
"To był czas pełen wyzwań. Po wygraniu Szlema (w Paryżu - PAP) trudno wraca się do formy. Musiałam na nowo skupić się na celach. Poza tym to Nowy Jork - szalone miejsce pełne znanych ludzi, mnóstwo pokus. Jestem z siebie dumna, że mentalnie sobie z tym poradziłam" - powiedziała po finale US Open.
Jest pierwszą od 2016 roku zawodniczką, która wygrała dwie wielkoszlemowe imprezy w jednym sezonie. Sześć lat temu Niemka polskiego pochodzenia Angelique Kerber triumfowała w Australian Open i US Open.
Inna ważna data to 4 kwietnia - wówczas Świątek, jako pierwsza Polka w historii, objęła prowadzenie w światowym rankingu, po tym jak niespodziewanie karierę zakończyła Australijka Ashleigh Barty.
Wszystko wskazuje na to, że rakietą numer jeden będzie przez wiele miesięcy. Jej przewaga w rankingu jest olbrzymia, a na horyzoncie nie widać tenisistki, która mogłaby zacząć odnosić regularne sukcesy.