MLS dobrą szkołą i trampoliną dla piłkarzy reprezentacji Polski
Major League Soccer to już nie jest tylko przystań dla emerytowanych gwiazd. Poziom MLS rośnie, trafiają tam coraz młodsi piłkarze, także z Polski i rozwijają swoje kariery. Z USA do RC Lens wylansowali się Przemysław Frankowski i Adam Buksa, który zadziwił Amerykę wspaniałą grą głową. W miniony weekend show w meczu z Chicago Fire dał Karol Świderski, który w Charlotte FC staje się coraz lepszym zawodnikiem. Cała trójka może być na mundialu w Katarze tajną bronią trenera Michniewicza.
Świderski przeżył prawdziwy rollercoaster nastrojów w sobotnim meczu ze "Strażakami" z Chicago. Wszystko zaczęło się dla niego niczym w koszmarze. Już w pierwszych pięciu minutach meczu, najpierw we własnym polu karnym wyłożył piłkę rywalowi na gola, chwilę później zmarnował tysiąc procentową sytuację do zdobycia bramki. Było 0:2 i wydawało się, że Polak zaprzepaścił beniaminkowi MLS szansę na dalszą walkę o grę w play-offach.
Karol - Waleczne Serce
Druga połowa też zaczęła się fatalnie, bo Świderski co prawda strzelił gola, ale sędzia go nie uznał, gdyż po konsultacji z arbitrami VAR dopatrzył się wcześniejszego faulu klubowego kolegi Polaka. Później jednak nastąpił czas słodkiej zemsty. Świderski w końcu strzelił gola kontaktowego, uznanego przez sędziego i miał udział przy trafieniu na 2:2.
Gdy wydawało się, że remis pogrzebie szanse Charlotte na dalszą walkę o play-offy, w szóstej doliczonej minucie meczu Polak kapitalnie przełożył sobie piłkę piętą i sytuacyjnym dziubnięciem ze szpica buta pokonał 18-letniego bramkarza Chicago, mającego polskie korzenie Gabriela Sloninę, dając swojej drużynie zwycięstwo 3:2. Z trzech strzelonych tego wieczoru przez Świderskiego goli, dwa zostały uznane, tym samym zmazał plamę, jaką były fatalne zagrania w pierwszych minutach spotkania. Harował do końca za trzech, był jak Mel Gibson w filmie Braveheart - Waleczne Serce.
Slonina jednak gra dla USA
Slonina, któremu Świderski strzelił w sobotę dwa, a w zasadzie trzy gole, to cudowne dziecko MLS. Podpisał zawodowy kontrakt z Fire, gdy miał niewiele ponad 14 lat. Był drugim najmłodszym zawodnikiem z kontraktem spośród wszystkich zawodowych sportowych lig w USA. Młodszy od niego był tylko Freddy Adu, który miał być drugim Pele, ale ostatecznie wielkiej kariery nie zrobił.
Ponieważ rodzice Sloniny pochodzą z Polski i Gabriel miał nie tylko amerykański, ale i polski paszport, od dłuższego czasu był on obserwowany przez ludzi z PZPN, mimo występów w reprezentacji USA juniorów. Czesław Michniewicz rozmawiał ze Sloniną podczas swojego wiosennego tournee w tym roku po Stanach Zjednoczonych i chciał go powołać do naszej kadry. Wówczas młody golkiper "Strażaków" jeszcze się zastanawiał, czy grać dla USA, kraju, w którym się wychował, czy jednak dla Polski. Po kilku tygodniach rozterek oznajmił, że będzie jednak grał dla reprezentacji Stanów Zjednoczonych. Wkrótce potem Sloninę kupiła z Fire za 9 mln euro Chelsea Londyn, ale od razu wypożyczyła osiemnastolatka do końca tego roku do ekipy z Chicago.
Wahania formy Świderskiego
Wracając do Świderskiego - ten niesamowity występ przeciwko Chicago Fire był pierwszym jego tak dobrym meczem od kilku ładnych tygodni. Polak przeżywa jeszcze w MLS wahania formy. Miał znakomity początek w Charlotte, gdy strzelał gole, asystował, rozgrywał, był prawdziwym liderem zespołu. Szerokim echem w Polsce odbiło się zdarzenie, gdy strzelił dwa gole w MLS, w czasie gdy... nie mógł przylecieć na kadrę z powodu kontuzji. Okazało się, że doszedł do zdrowia wcześniej niż zakładano, a z USA na mecze reprezentacji Michniewicza już by nie zdążył.
ZOBACZ TAKŻE: MLS: Karol Świderski bohaterem w kosmicznym meczu! (WIDEO)
Po tym świetnym początku za Oceanem, przyszedł jednak kryzys. Zespół Charlotte grał gorzej, zdobywał mniej punktów, zwolniono trenera, Świderski też był w słabszej formie, strzelał mniej goli, wydawał się być podmęczony fizycznie i psychicznie. Ostatnio jednak odżywa zespół i Polak także wraca do formy, znów strzela gole, w meczu z Chicago był też kapitanem drużyny.
Wyjazdy do MLS młodych polskich piłkarzy zdziwiły nieco niektórych kibiców, przyzwyczajonych do tego, że do USA wyjeżdżają raczej piłkarze po trzydziestce, na sportową emeryturę, by zarobić trochę na starość. To już jednak trochę mit. Ciągle trafiają co jakiś czas z Europy do MLS wiekowi gracze z dużymi nazwiskami, ale w większości o sile drużyn w tych rozgrywkach stanowią młodzi uzdolnieni piłkarze z wielu krajów.
Polak rozwinął się w MLS
Także wyjazdy kilku polskich młodych piłkarzy okazały się bardzo dobrymi posunięciami. Po Świderskim widać w USA, że się rozwinął jako piłkarz, stał się bardziej wszechstronny, pewny siebie. Dobrze gra obiema nogami, strzela też gole głową, potrafi być i snajperem i dobrym rozgrywającym, bardzo dobrze zastawia piłkę ciałem, jest niezwykle ambitny, waleczny, dobry kondycyjnie i szybkościowo, bardzo dużo biega na boisku. Podobnie rozwinęli się też wcześniej za Oceanem Kacper Przybyłko, Przemysław Frankowski i Adam Buksa, dzięki czemu dwaj ostatni mogli wrócić do Europy i trafili do francuskiego RC Lens.
Wahania formy u Świderskiego wynikają w pewnym stopniu z powodu nie zawsze optymalnej pozycji, jaką widzą dla niego na boisku trenerzy Charlotte. Polak jest najlepszy, gdy gra trochę z tyłu za wysuniętym napastnikiem, jako taki cofnięty atakujący, podwieszony napastnik, czy wręcz ofensywny pomocnik, często rozgrywający piłkę. Gorsze mecze Świderski grał, gdy trenerzy widzieli go w roli typowej "dziewiątki", najbardziej wysuniętego i osamotnionego z przodu napastnika Charlotte. Często tracił wówczas dużo ze swoich walorów.
Podobnie z resztą było w reprezentacji Polski - Świderski bardzo dobrze odnajdywał się na pozycji tego lekko cofniętego napastnika, grającego za plecami Roberta Lewandowskiego. Miał wtedy nosa do goli, potrafił zaskoczyć rywali, wyrobił sobie w kadrze opinię dobrego jokera, super rezerwowego. W tej roli może być asem z rękawa trenera Czesława Michniewicza podczas mundialu w Katarze, bo wydaje się, że nie będzie miał problemów z wywalczeniem miejsca w 26-osobowej kadrze, choć konkurencja w naszym ataku jest teraz przecież olbrzymia.
Kłopoty Kamila Jóźwiaka
Znacznie gorzej po przeprowadzce do Charlotte wiedzie się drugiemu z reprezentantów Polski - Kamilowi Jóźwiakowi, który najczęściej jest w zespole beniaminka MLS rezerwowym, a nie zawsze nawet wchodzi z ławki. Tym bardziej to przykre, że rozmawiamy o zawodniku, który ma status tzw "designated player", czyli jednego z trzech najlepiej zarabiających w klubie, a więc wiązano z nim w Charlotte duże nadzieje na to, że będzie jednym z liderów zespołu.
Jóźwiak miał dwa lata temu świetny okres w reprezentacji Polski - imponował na skrzydle techniką, szybkością, celnymi dośrodkowaniami, odwagą. Wydawało się, że mamy bocznego pomocnika na lata w kadrze. Niestety, po transferze z Lecha Poznań do angielskiego Derby County coś zaczęło się psuć. Klub miał ogromne kłopoty finansowe, zbankrutował i spadł z Championship. Jóźwiak na dodatek borykał się z kontuzjami i wypadł z gry w klubie oraz reprezentacji.
Zbawieniem dla niego miał się okazać transfer do MLS, gdzie bardzo dobrze lub dobrze w ostatnich latach poszło innym zawodnikom z Polski - Frankowskiemu, Buksie, Przybyłce, Klimali, w mniejszym stopniu Niezgodzie, a wcześniej od Kamila bardzo udane wejście do drużyny Charlotte miał Świderski. Ten optymistyczny scenariusz się jednak nie sprawdził.
Sobociński czeka na swoją szansę
Jóźwiak początkowo aklimatyzował się i wchodził na boisko z ławki rezerwowych, ale gdy dostał szansę w podstawowym składzie - nie wykorzystał jej. Grał słabo, nie wyglądał za dobrze pod względem przygotowania szybkościowego i kondycyjnego, był mało kreatywny w ofensywie. Częściowo można to tłumaczyć tym, że był wystawiany na nietypowej dla siebie pozycji ofensywnego środkowego pomocnika, a przecież zawsze lepiej czuł się na skrzydle. Niestety, gdy dostał szansę na boku pomocy, też spisywał się przeciętnie i w efekcie usiadł na ławce rezerwowych.
W meczu z Chicago nie wszedł nawet na minutę, do czego mógł przyczynić się fakt, że w ostatnich dniach borykał się z drobną kontuzją. Niemniej sytuacja jest dla Jóźwiaka bardzo nieciekawa. Nie dostał powołania od Michniewicza na trwające zgrupowanie kadry i jego szanse na wyjazd na mistrzostwa świata w Katarze zmalały niemal do zera, zwłaszcza, że konkurencja na bokach pomocy się zaostrzyła, doszli utalentowani młodzi zawodnicy, tacy jak Jakub Kamiński, czy Nicola Zalewski, choć oni są akurat ustawiani zwykle z lewej strony, a Jóźwiak najczęściej z prawej.
Trzecim Polakiem w Charlotte FC jest były środkowy obrońca ŁKS-u Łódź i młodzieżowej reprezentacji Polski Jan Sobociński. Przez pierwsze miesiące Sobociński był rezerwowym, nie dostawał prawie zupełnie szans gry, poza dwoma epizodami. Gdy zespół zaczął grać słabiej, a inni obrońcy walczyli z kontuzjami, wreszcie dostał szansę, w niektórych meczach zagrał naprawdę nieźle. Widać jednak, że trochę brakuje mu doświadczenia i ogrania. Bardzo dobre interwencje przeplata kiksami i ostatnio znów wrócił na ławkę rezerwowych.
Świderski nie będzie miał gdzie grać?
Problemem dla Świderskiego i ewentualnie Jóźwiaka (gdyby wrócił do składu Charlotte w najbliższych meczach i jednak powalczył w kadrze o wyjazd do Kataru) może być fakt, że ich zespół prawdopodobnie jednak nie zagra w październiku w play-offach w MLS (w USA inaczej niż w Europie, liga gra systemem wiosna - jesień i kończy się zwykle w listopadzie, grudniu). Niby szanse jeszcze są, ale bardziej matematyczne niż praktyczne. Ekipa z Charlotte musiałaby wygrać trzy ostatnie mecze, a rywale przed nią seryjnie przegrywać. Zespół Świderskiego jest na dziesiątym miejscu i traci cztery punkty do Interu Miami, który jest na siódmym miejscu, dającym awans do play-off.
Odpadnięcie Charlotte po fazie zasadniczej z rozgrywek MLS oznaczać będzie w zasadzie koniec sezonu dla jego piłkarzy. Świderski i Jóźwiak nie będą wówczas mieli gdzie grać przez kilka tygodni przed finałami mistrzostw świata w Katarze. Czesław Michniewicz i jego ludzie sondowali co prawda możliwość tego, by trenowali z którymś z klubów polskiej ekstraklasy, ale na to nie chce się zgodzić amerykański klub. Charlotte, jeśli nie zagra w play-off, ma co prawda rozgrywać mecze sparingowe, ale to jednak nie to samo co gra o punkty i forma Świderskiego na mundial będzie wtedy pewną niewiadomą, choć ja mam akurat wrażenie, że jemu odpoczynek bardzo się przyda, bo jest w ostatnich miesiącach mocno eksploatowany.
Nadzieje w Charlotte związane z Polakami były i są duże. Do trójki Piotr Nowak - Jerzy Podbrożny - Roman Kosecki, którzy zdobyli z Chicago Fire mistrzostwo MLS w 1998 roku, jeszcze naszym młodzianom z Charlotte daleko, ale nie powiedzieli też chyba ostatniego słowa. Świderski już ma mocną pozycję, Jóźwiak, jeśli dojdzie do zdrowia i systematycznie potrenuje, też może w przyszłym roku być wiodącą postacią w Charlotte. Sobociński ma talent, gdy nabierze doświadczenia, ustabilizuje formę, może wywalczyć miejsce w podstawowym składzie. Charlotte może w przyszłym sezonie grać bardziej po polsku i liczyć się w MLS.
Najlepsza głowa w MLS
Podobnie jak Świderski, albo nawet jeszcze lepiej, swój czas w MLS wykorzystał Adam Buksa. Po transferze w młodym wieku z Pogoni Szczecin do New England Revolution, były napastnik młodzieżowej reprezentacji Polski nie tylko szybko wywalczył miejsce w składzie nowej drużyny, ale zaczął strzelać dla niej dużo goli i stał się jedną z gwiazd MLS. Zwłaszcza jego kapitalna gra głową budziła zachwyt na stadionach Stanów Zjednoczonych i Kanady, ale generalnie był napastnikiem uniwersalnym, bardzo pożytecznym dla zespołu. New England z Buksą w składzie pobili rekord zdobytych punktów w fazie zasadniczej sezonu MLS, choć w play-offach szybko przegrali.
Buksa bardzo dobrze rozwijał się pod skrzydłami doświadczonego trenera, legendy amerykańskiej piłki Bruce'a Areny. Na tyle dobrze, że trafił do dorosłej reprezentacji Polski i miał w niej świetne wejście, strzelając kilka goli w eliminacjach mistrzostw świata. W ważnym i trudnym meczu z Albanią na Stadionie Narodowym został nawet wystawiony w podstawowej jedenastce, zajmując miejsce obok Lewandowskiego, a na dodatek strzelił gola. Oczywiście głową.
Kontuzja zatrzymała Buksę
Buksą interesowało się wiele klubów europejskich z kilku lig, miał różne propozycje, ostatecznie wybrał RC Lens, trafiając do tego francuskiego klubu śladami Przemysława Frankowskiego, który również powędrował do Lens z MLS, tyle, że z Chicago Fire. Buksa ma jednak ostatnio trudniejszy moment w karierze. Nie wyszły mu ostatnie mecze w reprezentacji, a przede wszystkim największym problemem była kontuzja, która przyplątała mu się w czerwcu i pauzował w zasadzie aż do teraz. Dopiero 10 dni temu zaczął wchodzić na końcówki meczów w Lens.
Nie dostał teraz powołania od Michniewicza, musi wrócić do pełni zdrowia, formy i wywalczyć miejsce w składzie swojego nowego zespołu. Jeśli znów zacznie grać tak jak w poprzednim sezonie w MLS, to selekcjoner na pewno zabierze go do Kataru, bo Buksa jest szalenie groźny przy stałych fragmentach gry, w walce w powietrzu (ma 192 cm wzrostu), gra głową jak niewielu napastników na świecie. Problem tylko w tym, że tego czasu do mundialu i na odnalezienie formy, zostało już bardzo mało.
Uniwersalny Frankowski
W tym i poprzednim sezonie z dobrej strony niejednokrotnie pokazał się już w Lens Frankowski. Co prawda nie zawsze ma miejsce w podstawowym składzie francuskiej drużyny, ale potrafi zachwycić swoimi golami, asystami, rajdami. Gra w MLS w Chicago u boku Bastiana Schweinsteigera, czy Nemanji Nikolicia, rozwinęła Polaka jako piłkarza. Stał się bardzo uniwersalny. W Fire grał na przeróżnych pozycjach - z prawej i lewej strony pomocy, jako ofensywny środkowy pomocnik, zdarzało mu się nawet grywać w ataku, czy na boku obrony.
W Lens też był próbowany na kilku pozycjach, ostatnio grał jako wahadłowy w ustawieniu z trójką środkowych obrońców. To może być atut w kadrze, bo w takim zestawieniu najczęściej chyba będzie widział reprezentację Polski Czesław Michniewicz. Jest prawdopodobne, że Frankowski wyjdzie w podstawowym składzie Biało-Czerwonych na prawym wahadle na czwartkowy mecz z Holandią w Lidze Narodów.
Niezgody problemy ze zdrowiem
Nie wszystkim Polakom jednak wiedzie się tak dobrze w MLS i nie wszystko się udaje. Często pod górkę miał Jarosław Niezgoda. Były napastnik Legii Warszawa z opóźnieniem nawet podpisał kontrakt z Portland Timbers, bo musiał przejść dodatkowe badania i zabieg, gdy po raz kolejny w karierze wykryto u niego problemy z pracą serca. Gdy już zaczął grać i strzelać gole, to doznał kolejnej w karierze groźnej kontuzji - zerwania więzadeł.
Zdążył jednak z Portland zdobyć wicemistrzostwo MLS w 2021 roku (Timbers dopiero po rzutach karnych przegrali w finale z New York City FC). W tym sezonie gra w kratkę, brakuje mu po serii kontuzji dawnej dynamiki, rzadziej dochodzi do sytuacji strzeleckich i nie zawsze ma miejsce w wyjściowej jedenastce "Drwali". Raczej nie jest też realne, by dostał szansę w reprezentacji Polski.
Przybyłko miał wejście smoka
Nie zaliczył też dotąd meczu w dorosłej kadrze Kacper Przybyłko, mimo że w reprezentacjach Polski juniorów i w młodzieżówce, zagrał sporo meczów. Wychowany w Niemczech wysoki napastnik (193 cm) miał prawdziwe wejście smoka, gdy w 2019 roku przeniósł się z drugiej Bundesligi do Philadelphii Union. Strzelał gole, wypracowywał sytuacje kolegom, wykorzystywał swój wzrost. Był nawet nominowany do Meczu Gwiazd MLS. Niestety, po świetnych meczach w sezonie zasadniczym, przed decydującymi spotkaniami w play-off Przybyłce odnowiła się kontuzja stopy, z którą ponad rok walczył w Niemczech i nie mógł pomóc drużynie, która szybko odpadła.
Po 1,5 roku dobrej gry w Philadelphii i zespół i Przybyłko przeżywali pewien kryzys i Polak przeniósł się przed tym sezonem do Chicago Fire. W ekipie "Strażaków" jego forma faluje. Na zmianę ma lub nie - miejsce w składzie Chicago, na co wpływ znów niestety mają kontuzje, z tego powodu we wrześniu pauzował. Miał jednak też dobrze mecze, potrafił strzelać po dwa gole w spotkaniu i bardzo owocnie współpracować z reprezentantem Szwajcarii Xherdanem Shaqirim, znanym z występów w Liverpoolu i Bayernie.
Przybyłko, przy wszystkich swoich zaletach i wadach, to nie jest jednak napastnik na reprezentację Polski, podobnie jak Patryk Klimala, zwłaszcza w sytuacji, gdy mamy ostrą konkurencję w ataku (Lewandowski, Milik, Piątek, Świderski, Buksa). Klimala, po transferze z Jagiellonii Białystok, nie przebił się w Celtiku Glasgow i postanowił szukać szczęścia za Oceanem. Już w pierwszym sezonie wywalczył miejsce w ataku New York Red Bulls, strzelił trochę goli, ale było też sporo meczów, gdy nie błyszczał, nie dochodził do sytuacji. To solidny piłkarz, który wszystko ma niezłe, ale niczego nie ma ekstra. Nie rozwija się też w MLS tak dobrze jak wcześniej Frankowski, Buksa, czy później Świderski. Nie miał też takiego efektownego wejścia jak Przybyłko.
Polacy mogą uczyć się od gwiazd
Pozytywne jest to, że Major League Soccer - której mecze od kilku sezonów pokazujemy na antenach Polsatu Sport - jest coraz silniejsza, drużyny i mecze są na coraz wyższym poziomie. Polacy mają się od kogo uczyć. W ostatnim czasie do MLS trafił kolejny zaciąg gwiazdorów i nie wszyscy są mocno po trzydziestce - Gareth Bale, Lorenzo Insigne, Federico Bernardeschi, Giorgio Chiellini, Xherdan Shaqiri, Gonzalo Higuain, Christian Benteke. Do niedawna grali też Zlatan Ibrahimović, Bastian Schweinsteiger, czy Wayne Rooney, który teraz jest trenerem DC United.
Jednak siłą MLS nie są tylko ci podstarzali gwiazdorzy, ale przede wszystkim młodsi zawodnicy, reprezentanci USA, Meksyku, Kanady, wielu krajów z Ameryki Południowej, czy z Europy, w tym z Polski. O tym, że MLS jest silna świadczy też fakt, że piłkarze z tej ligi robią też kariery w Europie, a najlepszym tego przykładem jest choćby Alphonso Davies w Bayernie Monachium, czy były kolega Przybyłki z Philadelphii Brenden Aaronson, który mimo młodego wieku na tyle dobrze wylansował się w RB Salzburg, że został sprzedany za 33 mln euro do Leeds i zdążył już strzelić gola w Premier League. My czekamy natomiast na bramki Frankowskiego, Buksy i Świderskiego w reprezentacji Polski, najlepiej podczas mundialu w Katarze...
Przejdź na Polsatsport.pl