Cezary Kowalski: Wniosek po Cardiff. Jeśli walczymy z rywalami naszej kategorii wagowej, nie ma wstydu i możemy wygrywać
To nie był perfekcyjny mecz w wykonaniu reprezentacji Polski, ale po beznadziei z Holandią, jednak delikatnie powiało optymizmem. Oto byliśmy w stanie wygrać na wyjeździe z uczestnikiem mundialu w meczu o punkty. Rywal był od nas wyżej sklasyfikowany w rankingu FIFA i przy gorącej publiczności bardzo chciał zwyciężyć, aby utrzymać się w najwyższej dywizji Ligi Narodów.
Przede wszystkim w naszej ekipie widać było reakcję po meczu na PGE Narodowym. Krytykowany za wszystko Czesław Michniewicz poszedł na kompromis w Cardiff. Ustawienie z trójką obrońców zostawił, ale Robertowi Lewandowskiemu dodał napastnika. Nie spodziewanego Arkadiusza Milika, ale Karola Świderskiego. Oba wybory okazały się trafione.
Wygraliśmy 1:0 - po golu tego pierwszego i pięknej asyście RL9.
ZOBACZ TAKŻE: Kasperczak: Będzie trochę spokoju przed mistrzostwami świata
Mieliśmy wreszcie walkę, jakiś tam pomysł (choć nie na grę we wszystkich miejscach na boisku), wiele rzeczy się zgadzało, kilku zawodników wypadło przyzwoicie, albo nawet więcej niż przyzwoicie. Podobali się Jakub Kiwior, Nicola Zalewski, Bartosz Bereszyński, Wojciech Szczęsny, Karol Świderski, Kamil Glik.
Była dobra organizacja w obronie, asekuracja. Męska, twarda gra, której brakowało z Holandią. Kiedy Bereszyński przegrywał z prawej strony, Bednarek ruszał do asekuracji. Tak jak Kiwior z lewej do Zalewskiego.
Mimo że w końcówce zakotłowało się pod naszą bramką, to generalnie słynny Gareth Bale ani z Bednarkiem, ani z Glikiem pojedynków nie był w stanie wygrywać.
Po przerwie zaczął być sobą Lewandowski, słaby wcześniej Żurkowski odpalił silnik i bił się z rywalami na całym boisku, pięknie dośrodkowywał, harował w obronie. Bardzo dobrą zmianę dał Krzysztof Piątek.
Walczyliśmy, byliśmy bardzo zaangażowani w grę. Jak już Walijczycy dostali się pod naszą bramkę, to samego siebie przechodził Szczęsny, w doliczonym czasie gry Bale trafił w poprzeczkę. Byliśmy lepsi i jeszcze sprzyjało nam szczęście.
A propos Szczęsnego - trudno przypomnieć sobie aż tak dobry mecz naszego bramkarza i aż tyle świetnych interwencji.
Podniecać się przesadnie nie ma powodów. Wiadomo, że Walia to nie Holandia. Wciąż ewidentnie jest problem z kreatywnością, wykorzystaniem w należyty sposób Lewandowskiego i jeszcze kilkoma innymi sprawami, ale… to nie jest tak, że z tej gliny nie da się kompletnie niczego ulepić i jesteśmy skazani na sromotną porażkę w Katarze.
Jednak kilka pozytywnych sygnałów przed pierwszym meczem na mundialu z Meksykiem nasi piłkarze wreszcie wysłali. Spotkanie w Cardiff pokazało również, jak ważny w ocenie drużyny jest kontekst. Banalne stwierdzenie, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala, jest po raz kolejny bardzo zasadne. Holendrzy to klasa sama w sobie, poziom w wielu przypadkach kosmiczny. Walijczycy - rywal zdecydowanie bardziej przyziemny, możliwy do dotknięcia, zbliżony poziomem do naszego.
I teraz pojawia się pytanie, do której kategorii zalicza się Meksyk? Ich ranking FIFA (obecnie 9. miejsce) jest nieco niewymierny, bo podopieczni Gerardo Martino grają głownie z wieloma słabymi rywalami strefy CONCACAF. Ostatnio Meksykanie wymęczyli zwycięstwo nad Peru 1:0 w towarzyskim meczu w Pasadenie po golu wbitym w 85. minucie autorstwa Hirvinga Lozano. Mimo tego atmosfera wokół kadry „El Tri” jest fatalna, a media domagają się nawet zwolnienia argentyńskiego selekcjonera, który... nie potrafi skorzystać z potencjału ofensywnego drużyny.
A zatem być może, tak jak teraz w Lidze Narodów, o wyniku w naszym pierwszym starciu w Katarze istotną rolę odegra forma i klasa rywala? Czy chodzi on w naszej kategorii wagowej? To oczywiście ważne. Zdecydowanie lepiej patrzeć jednak na siebie.
Przejdź na Polsatsport.pl