Robert Lewandowski a Złota Piłka. Kabaret, który może zakończyć się happy-endem?
Plebiscyty, rankingi, podsumowania i nagrody. Zawsze to powód do polemiki, którą w dobie cyfryzacji możemy uprawiać na każdym możliwym nośniku bardziej poważnie lub złośliwie. Dotyczy to także uważanej niegdyś za najbardziej prestiżową „Złotą Piłką”, której raz nie przyznano uznając we „France Football”, że „covidowy” sezon nie uprawnia do sprawiedliwej „wyceny” bo część lig - w tym rodzima francuska – przerwała swoje rozgrywki.
Kto najbardziej ucierpiał z tego powodu? Robert Lewandowski. Król strzelców Champions League i zdobywca Ligi Mistrzów, której sezon dokończono latem na dwóch stadionach w Lizbonie, bez kibiców, z mnóstwem obostrzeń, ale za to frapującym miniturniejem nazwanym „Final 8”, gdzie rozegrano mecze ¼ i ½ finału – bez rewanżów. Polak nigdy nie był tak blisko tej nagrody, która należała mu się bez jakichkolwiek wątpliwości. Sam Leo Messi przyznał to rok później podczas gali, na której sam – nie wiedzieć czemu – otrzymał swą siódmą nagrodę – mimo że sezon miał kiepski.
Zobacz także: "Kadra na kwalifikacje Euro 2024 bez Glików i Krychowiaków"
Ale był w Paris Saint-Germain, do tego znów „poleciał” na swej historii i renomie. „Lewemu” na pocieszenie przyznano tytuł napastnika roku. Nie powiem, że na otarcie łez, chyba że ze śmiechu, przecież kilka lat wcześniej sam nazwał wyniki wyborów określeniem „Le Cabaret”. W 2016 roku zajął dopiero szesnaste miejsce, za Vidalem, Vardym czy Aubamayangiem. Wygrał Cristiano Ronaldo przed Messim. Jego najwyższe miejsce, drugie z 2021 roku, kiedy otrzymał 580 punktów przy 613 Argentyńczyka, też mógł skwitować podobnie. Różnica głosów była niewielka. Na pewno mniejsza niż dysproporcja dyspozycji i osiągnięć obu piłkarzy w tamtym okresie. Na korzyść naszego rodaka oczywiście.
RL9 chce wygrywać wszystko, co jest możliwe. Zmienił Bayern na markę bardziej cenioną na całym świecie, ale będącą w przebudowie Barcelonę. Ta już po 4. kolejkach fazy grupowej jest praktycznie poza Ligą Mistrzów, więc „Lewy” cokolwiek nie zrobi w La Liga i jakich rekordów nie pobije w nadziei na pierwsze miejsce za obecne rozgrywki mieć nie może. Wreszcie zmieniono formę przyznawania „Złotej Piłki” i podsumowuje się nie rok a sezon, co od dawna wydawało się bardziej logiczne, więc aż dziw bierze, że na taką korektę zdecydowano się tak późno. W poniedziałek nagrodę zgarnie w pełni zasłużenie Karim Benzema, który - jeżeli Francja zdobędzie medal na mundialu w Katarze - może też być w gronie faworytów w kolejnym plebiscycie. Decydować będą o nim przede wszystkim mistrzostwa Świata i Champions League. W tej pierwszej imprezie Polska musiałaby chyba dotrzeć do finału, by bez gry wiosną w Lidze Mistrzów mógł się liczyć w walce o pierwsze miejsce. Umówmy się, że to niemożliwe.
Lewandowski wybrał fantastycznie pod wieloma względami, ale trafił do klubu, który jest w budowie i trzeba ciągle nazwać go projektem. De facto opuścił lepszą sportowo drużynę, by trafić do tej bardziej znaczącej pod względem także marketingowym, ale to ciągle jest niedokończona konstrukcja. Architekt Xavi - mimo otrzymania drogich narzędzi - też jeszcze nie posługuje się nimi tak sprawnie jak np. Carlo Ancelotti. A Polak jest na Camp Nou zarówno sufitem, jak i fundamentem. To wokół niego wszystko się kręci – kiedy on nie trafia do siatki, Barcelona zazwyczaj nie wygrywa – z wyjątkiem spotkania z Celtą przed tygodniem. Gdyby przed kilkoma laty Robert zdecydował się na Madryt albo latem tego roku na Paryż, znalazłby się w miejscach może mniej atrakcyjnych do życia, ale sportowo stabilniejszych. Jestem absolutnie przekonany, że jeśli skorzystałby z niejednej propozycji „Królewskich” miałby w gablocie co najmniej jedną „Złotą Piłkę”. Ale to chyba nie jest dla niego najważniejsze.
To wcale nie oznacza, że „Lewy” bezpowrotnie pożegnał się z szansami na ten tytuł. „Barca”, jeżeli z jakichś powodów się nie rozsypie, kolejne sezony musi mieć lepsze niż ten, który w Europie zaczął się od wywrotki. O „Złotej Piłce” za sezon 2022/2023 raczej może zapomnieć. Ale już w 2024 roku? Do mistrzostw Europy Polacy nie mogą nie awansować, a tam łatwiej o dobry wynik niż na światowej futbolowej imprezie numer jeden. Będzie miał wtedy już 35 lat? I co z tego? Tyle obecnie ma Messi. I jeśli wygra mundial w Katarze to wiadomo, że od razu stanie się kandydatem numer jeden. Luka Modrić w 2018 roku, odbierając „Ballon ’Or” też był już 33-latkiem. Dziś ma 37 wiosen i ciągle jest wielki. To nie jest wcale wymysł kabaretowego komika: za dwa lata wreszcie Polak może zostać uhonorowany za coś, za co powinien otrzymać już laur w 2020 roku. Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy. Dlatego, kto wie…