Marek Magiera: Tomasz Wójtowicz - największy z największych
Bałem się tego dnia, choć miałem świadomość, że kiedyś nadejdzie. Szybciej niż później. Odszedł od nas Tomasz Wójtowicz. Największy z największych. Legenda. Ale odszedł tylko stąd, z ziemskiego padołu, bo z nami pozostanie na zawsze. Jego potęga i chwała pozostaną z nami na wieki. Największy z największych! Dziękuję!
Z dziennikarstwem jestem związany już prawie 30 lat. Najpierw była lokalna gazeta w Częstochowie, później lokalna rozgłośnia radiowa, teraz jest największa sportowa telewizja w Polsce. Polsat Sport. Nigdy w życiu nie pisałem pożegnalnego tekstu. To mój pierwszy raz. Tak jak pierwszy raz debiutowałem na antenie Polsatu Sport tego samego dnia i podczas tej samej łączonej transmisji meczów PLS z Wrocławia i Piły wspólnie z Tomaszem. To wtedy, kiedy w większym redakcyjnym gronie spędziliśmy noc w pilskim hotelu "Rodło" i naprawialiśmy polski sport, Pan Tomek, powiedział do mnie i moich kolegów – "słuchajcie, starszy od was jestem, ale pracujemy razem, to nie będziemy sobie panować. Tomek jestem". I ktoś wtedy powiedział, OK Tomek, ale my do ciebie będziemy się zwracać "Legenda".
I tak było. Później tak się złożyło, że przez kilkanaście lat to właśnie z Tomkiem skomentowałem najwięcej spotkań naszych siatkarskich lig. Przejechaliśmy wspólnie tysiące kilometrów, przegadaliśmy niezliczone godziny, dowiedziałem się i nasłuchałem tylu rzeczy, że świat nie widział. Spokojnie mógłbym z tego wszystkiego przygotować drugą biografię Tomasza o jego przygodach i przygodach jego kolegów ze Złotej Drużyny Wagnera o których świat nigdy nie słyszał. A były to historie niesamowite, ale ode mnie nikt się o nich nic nie dowie. Nigdy! Tak jak obiecałem Tomkowi. One zostały na zawsze w mojej pamięci i moim samochodzie. Koniec i kropka.
Z racji wieku mogę powiedzieć, że Tomasz mógłby być moim ojcem, sam zresztą ma syna Roberta raptem rok, czy dwa lata młodszego ode mnie. Nigdy nie traktował mnie jako jakiegoś młokosa. Wiem, że to wielkie słowo, ale wydaje mi się, że udało nam się ze sobą zaprzyjaźnić. Czasami było mi głupio, kiedy to On pierwszy dzwonił z życzeniami przy świątecznych okazjach czy pierwszego stycznia z życzeniami najlepszego w Nowym Roku. 25 kwietnia, kiedy obchodzę imieniny dzwonił zawsze. Co roku…
Chciałbym napisać coś mądrego, ale proszę mi uwierzyć nie jest to dla mnie dzisiaj łatwe. Na koniec napiszę o dwóch historiach. Pierwsza związana jest z moim tatą, który kochał i kocha sport, a Tomasz Wójtowicz był dla niego idolem. Kiedyś ojciec zapytał mnie z kim rozmawiałem przez telefon używając powiedzmy sobie różnych słów kończąc rozmowę frazą – "cześć Legenda do jutra". Odpowiedziałem, że z Tomkiem Wójtowiczem. Co usłyszałem w odpowiedzi? – Jak ty śmiesz do pana Tomka mówić na "ty", to jest dla ciebie pan Tomek, pan Tomasz Wójtowicz.
Jakiś czas później poznałem tatę z panem Tomkiem. Co ciekawe nie przeszli ze sobą na "ty"…
I druga historia z której Tomek śmiał się do rozpuku. Mój syn Maciej, dzisiaj 20-letni facet, kiedy miał trzy, czy cztery lata, przybiegł do mnie i powiedział "tata, tata, chodź szybko w telewizji mówią o twoim koledze".
Ha. To był jakiś motoryzacyjny program poświęcony produkcji samochodu marki Trabant, gdzie padło zdanie o legendzie NRD-owskiej motoryzacji. Młody usłyszał wtedy hasło "Legenda" i tak powiązał fakty.
Tomku. Legendo. Takiego uśmiechniętego Cię zapamiętam na zawsze. Byłeś wspaniałym siatkarzem, ale przede wszystkim byłeś wspaniałym człowiekiem i fantastycznym kolegą. Żegnaj Przyjacielu. Każdą chwilę spędzoną z Tobą traktuję jako wielki przywilej od życia i losu, że akurat mi się trafiło takie szczęście.
Aniu, trzymaj się!
Przejdź na Polsatsport.pl