Bożydar Iwanow: Wiosna uratowana! W czwartki oglądać będziemy nie tylko "Lewego"
Inteligencja, intensywność, impulsy. Trzy raz "i" w postawie piłkarzy Lecha Poznań dały drużynie z Bułgarskiej awans do fazy pucharowej Ligi Konferencji. I to po najlepszym w tym roku spotkaniu "Kolejorza" w europejskich zmaganiach. A próba ocen jest wystarczająco długa. Dla mistrza Polski było to już czternaste międzynarodowe spotkanie. Kiedyś byłaby to cała runda jesienna jedynie ligowego grania.
Jak mówił były premier, mężczyzn poznaje się nie po tym jak zaczynają, ale jak kończą. Trzynastopunktowa strata w Ekstraklasie do lidera z Częstochowy, porażka z nim przed kilkoma dniami u siebie, przykre odpadnięcie z Pucharu Polski ze znajdującym się w dolnej częściej tabeli Śląskiem Wrocław już w 1/16 finału, mało sympatyczna dyskusja dyrektora sportowego Tomasza Rząsy z prowadzącymi Ligę Plus Extra w Canale Plus Sport. To wszystko mogło potęgować uczucie niesmaku i niezadowolenia. Do pełni "nieszczęścia" brakowało jeszcze pożegnania się z Europą.
ZOBACZ TAKŻE: Lech Poznań zarobił wielkie pieniądze w Lidze Konferencji
A tu nagle - bam - Lech na tle Hiszpanów zaprezentował się jak solidna europejska drużyna. Z planem, energią, pomysłem i skutecznością. Wreszcie oglądając mecz "Kolejorza" w pucharach - nawet via telewizor - czuło się, że ogląda się spotkanie w poważnych rozgrywkach. W naszych realiach nie można bowiem zgodzić się z tezą, że to puchary, które nikogo nie interesują. W tej chwili to nasz poziom, tu powinna pokazywać się nie tylko jedna polska drużyna. Choć wiemy, że droga do nich wcale nie jest taka prosta i łatwa.
Po pierwsze znów trzeba złożyć hołd Filipowi Bednarkowi, który od lat nie wiedzieć czemu kreowany jest na zmiennika bramkarzy z zagranicy – najpierw Mickeya van der Harta, a latem Artura Rudko, a znów okazuje się, że to on najlepiej zna swój fach. Dla przypomnienia, gdyby nie brat Janka z Aston Vilii Birmingham nie byłoby z pewnością fazy grupowej Ligi Europy jeszcze za kadencji Dariusza Żurawia.
Po drugie Michał Skóraś. Skrzydłowy "Kolejorza" przypieczętował tym występem swój wyjazd na mistrzostwa świata. Pewność siebie, ciąg na bramkę, podejmowanie właściwych decyzji. Ja wiem, że pierwszą ideą Czesława Michniewicza absolutnie nie jest gra skrzydłowymi ale chłopak z Jastrzębia-Zdroju, skąd pochodzą zarówno Kamil Glik jak i Szymon Żurkowski, geny ma bardzo dobre. Wiemy, jakie walory prezentują "Glikson" i "Żurek". Być może to jednak Michał będzie jokerem na wagę "czegoś" na katarskich boiskach.
Po trzecie Mikael Ishak. Grał dla drużyny, nie chciał sam spijać śmietanki tylko tym razem bardziej popracował dla innych.
Po czwarte Kristoffer Velde, który co prawda wystrzela zdecydowanie zbyt rzadko jak na swoją rynkową wartość i potencjał, ale akurat w czwartek zagrał najlepszy mecz, odkąd jest w naszym kraju. Właśnie w momencie, gdy drużyna tego tak bardzo potrzebowała. Kolejny mały przebłysk czy będzie kontynuacja? Tego nie wiem. Przykładów piłkarzy z zagranicy zaledwie kilku świetnych meczów, tak zwanych momentów, znam wielu. Pamiętacie Sebino Plaku i jego trafienie z Brugią jeszcze w barwach Śląska Wrocław?
Po piąte druga linia. Bez zawieszonego za kartki Jespera Karlstroema dała sobie radę. Ktoś powie: Villareal z awansem z pierwszego miejsca w kieszeni, w nie najmocniejszym składzie, ale to już przecież nie nasz problem, nie nasza sprawa. 3-0 z klubem, który jeszcze pół roku temu grał w półfinale Champions League zawsze robi wrażenie. Choć piłkarzy z tamtego składu w pierwszej jedenastce można było wyliczyć na palcach jednej ręki i to nieudolnego stolarza.
Kończąc środowe studio Ligi Mistrzów w Polsacie Sport Premium wiceprezydent UEFA Zbigniew Boniek zaapelował do widzów "Teraz trzymamy kciuki za Lecha". Jako ważnemu człowiekowi w europejskiej federacji nie jest zbyt przyjemnie, że polska piłka klubowa pojawia się w Europie tak rzadko i często bywa rodzynkiem, którego w oglądaniu "przegryźć" się nie da. Do tego przygoda "poznańskiej lokomotywy" wcale nie musi zakończyć się wiosną już na pierwszej przeszkodzie. Jeżeli mnie pamięć nie myli, ostatnim polskim zespołem, który przebrnął pierwszą po zimie rundę play off była Legia Warszawa w 1991 roku. W Pucharze Zdobywców Pucharów, którego już dawno nie ma. Dlatego w lutym będziemy robić to samo. W czwartek będziemy czekać nie tylko na Roberta Lewandowskiego w Lidze Europy. Mamy coś jeszcze. Zobaczymy, kto dłużej w pucharach się utrzyma. Lech czy jej były napastnik i jego nowa drużyna?