Od 1:8 do 7:1, czyli jak z Rakowa stał się "potwór" w krajowym wydaniu

Od 1:8 do 7:1, czyli jak z Rakowa stał się "potwór" w krajowym wydaniu
fot. PAP
Raków Częstochowa wygrał z Wisłą Płock aż 7:1.

9 kwietnia 2016 roku. Częstochowa. Stadion piłkarski przy ul. Limanowskiego i mecz o mistrzostwo drugiej ligi pomiędzy Rakowem Częstochowa a GKS-em Tychy. Gospodarze mieli aspiracje, aby już w tamtym sezonie wywalczyć awans. W bardzo ważnym spotkaniu doszło jednak do totalnej katastrofy, która niejako zapoczątkowała... najpiękniejszy okres w historii klubu.

Raków przegrał tamto starcie aż 1:8, a media po końcowym gwizdku były bezlitosne wobec postawy czerwono-niebieskich. I słusznie, bo przegrać można, ale w takich rozmiarach - i to na poziomie centralnym, zawodowym, niekoniecznie przeciwko potentatowi, po prostu nie wypada.

 

"Wstyd", "kompromitacja", "katastrofa" - to bardzo często używane słowa w kontekście dyspozycji RKS-u w rywalizacji z tyszanami. Kibice Rakowa, którzy oglądali to starcie na żywo na zniszczonym i pachnącym dawną epoką "stadionie" doświadczali naprzemiennie - smutku i rozczarowania oraz złości i frustracji. Załamani byli też ludzie pracujący w klubie. Tacy jak Krzysztof Kołaczyk, który pomagał na ławce pierwszemu trenerowi - Przemysławowi Cecherzowi. Ten pierwszy siedział w sali konferencyjnej z głową zatopioną w dłoniach. A na zewnątrz przed budynkiem klubowym nie brakowało fanów, którzy domagali się stanowczej reakcji na to, co przed chwilą zobaczyli.

 

ZOBACZ TAKŻE: PKO BP Ekstraklasa: Show Vladislavsa Gutkovskisa. 7:1 dla Rakowa Częstochowa

 

Niedługo później postanowiono zatrudnić Marka Papszuna. Wtedy mało kto, a w zasadzie nikt nie zakładał, że projekt pod nazwą "Raków" pod jego wodzą tak szybko i tak spektakularnie ewoluuje. Szkoleniowiec w drodze po sukcesy zaczął od "czyszczenia" szatni. Nie spodobało mu się bowiem, że niektórzy zawodnicy z tzw. "starszyzny" wprowadzają złą atmosferę. Niektórym też zabrakło zaangażowania, które jest podstawą w zawodowym sporcie. Skazali się tym samym na wygnanie.

 

Nie można powiedzieć, że Papszun swoim autorytetem doprowadził do "porządków" w zespole, bo tego autorytetu nie miał wówczas wcale. Musiał sobie na niego zapracować, ale szybko dał do zrozumienia piłkarzom, że to on jest szefem, on decyduje kto zostanie, a kto odejdzie. Nie miał skrupułów.

 

Lata mijają, ale obserwując Papszuna, rozmawiając z nim, słuchając go, wydaje się, że w ogóle się nie zmienił, że nawet na chwilę nie uderzyła mu do głowy tzw. "sodówka". A mogła, i to bardzo, bo sukcesy, jakie już osiągnął z RKS-em przerosły najśmielsze oczekiwania wszystkich w Częstochowie.

 

Papszun w Rakowie ma wpływ na wiele aspektów, nie tylko w kontekście pierwszej drużyny. Śmiało można powiedzieć, że w klubie ma "władzę absolutną". Nienawidzi, gdy ktokolwiek poza nim wypowiada się na temat zespołu w mediach, zdradza jakiekolwiek informacje dotyczące formy, kontuzji czy doniesień transferowych zawodników. Jego zdanie jest bardzo ważne niemal na każdym pionie funkcjonowania klubu.

 

Takiej pozycji w klubie może pozazdrościć każdy inny trener w naszym kraju. Oczywiście na to trzeba sobie zasłużyć poprzez ciężką pracę i wyniki, ale wydaje się, że zanim trener zapracuje sobie na tak duże zaufanie, jest już zwalniany. Często brakuje cierpliwości oraz wiary, że to właśnie ten trener jest w stanie wyprowadzić drużynę z kryzysu. Można śmiało przypuszczać, że Papszun w każdym innym polskim klubie byłby już co najmniej dwa razy żegnany. Ale nie w Rakowie, mimo że pod jego wodzą zespołowi też zdarzały się zadyszki czy nawet kryzysy.

 

5 listopada 2022 roku. Częstochowa. Stadion piłkarski przy ul. Limanowskiego i mecz o mistrzostwo Polski pomiędzy Rakowem a Wisłą Płock. Gospodarze mają aspiracje, aby wywalczyć złote medale. W bardzo ważnym spotkaniu doszło do totalnej... kanonady, która spina klamrą wydarzenia sprzed sześciu lat. Wówczas porażka 1:8, teraz wygrana 7:1 - najwyższa wygrana Rakowa w historii występów w PKO BP Ekstraklasie, jedna z najwyższych w historii polskich rozgrywek.

 

"Znakomici", "fantastyczni", "wspaniali" - to bardzo często używane słowa w kontekście dyspozycji RKS-u w rywalizacji z płocczanami. Kibice Rakowa, którzy oglądali to starcie na żywo na "wypudrowanym" i pachnącym dawną epoką "stadionie" doświadczali naprzemiennie - euforii i szczęścia oraz zaskoczenia i zdumienia. Zachwyceni byli też ludzie pracujący w klubie.

 

Papszun stworzył "potwora", zespół, który jest stworzony do mistrzostwa Polski i nastawiony na ten jeden, konkretny cel. Dawno w naszym kraju nie było takiej drużyny, która tak pewnie zmierzałaby po tytuł, grając przy tym niesamowicie widowiskowo. Raków potrafi też wyszarpać zwycięstwo w ostatnich minutach, wtedy gdy gra nie układa się. Ale właśnie w takich sytuacjach poznaje się prawdziwy charakter. RKS jest liderem tabeli z najlepszą ofensywą i defensywą w lidze (ex equo z Cracovią) - z siedmioma punktami przewagi nad drugą Legią, która wydaje się być jednym zespołem mogącym zagrozić czerwono-niebieskim.

 

Całkiem słuszne jest zastanawianie się, jak Raków poradziłby sobie, gdyby podobnie jak Lech - rywalizował w fazie grupowej europejskich rozgrywek. Całkiem słuszne jest zastanawianie się, jak będzie wyglądać wiosna, która często weryfikuje mocarne plany poszczególnym zespołom. Całkiem słuszne jest zastanawianie się, czy tak grający Raków da w ogóle nadzieje "grupie pościgowej" z Legią na czele na większe marzenia niż wicemistrzostwo kraju...

 

I jeszcze jedno. Wielu kibiców, ekspertów oraz dziennikarzy może zastanawiać się, w czym tkwi sukces projektu pod nazwą "Raków Częstochowa". Otóż wystarczy jedno słowo "normalność", wedle której właściciel nie wtrąca się trenerowi w sprawie transferów, kibice nie rządzą klubem, tylko dopingują, a zawodnicy słuchają trenera, akceptując każdą jego decyzję. "Normalność" - tyle i aż tyle. Coś, czego tak brakuje w polskim futbolu.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie