Bożydar Iwanow: Decyzje uzasadnione. Jesteśmy przygotowani do katarskiej lekcji
Czesław Michniewicz wybrał ostateczną kadrę na Mistrzostwa Świata. Czy ktoś z nas, kibiców lub dziennikarzy, trafiłby w stu procentach na tę samą listą zawodników, którą ujrzeliśmy w czwartek po 15:00? Wątpliwe.
I to nie tylko dlatego, że nagle, niemal w ostatniej chwili zapadła decyzja, że do Kataru nie zabieramy czwartego bramkarza, mimo że przecież taka była pierwotna idea. Już sam ten fakt musiał spowodować przynajmniej jedno "pudło" wśród ogólnopolskich typowań i prognoz. Wydaje się jednak, że selekcjoner dokonał rozsądnej selekcji. Dzięki temu bilet last minute prawdopodobnie trafił do Aten, do Damiana Szymańskiego. Niespodziewany "bohater" spotkania z Anglią na PGE Narodowym jeszcze w eliminacjach do mundialu znów może odegrać istotną rolę w tej kadrze. I wcale nie będziemy go określać piłkarzem "numer 26".
Przy kruchości zdrowia Krystiana Bielika i dużym znaku zapytania przy dyspozycji Grzegorza Krychowiaka, który przez miesiąc był jedynie w treningu, a przez pół roku grał w lidze Arabii Saudyjskiej, trzeba mieć wariant… "C". Jacek Góralski ze względu na kontuzję wypadł już wcześniej, więc przy nieszczęśliwym zbiegu okoliczności moglibyśmy zostać nagle bez piłkarza, który spełni zadanie odpowiedzialności i dyscypliny taktycznej oraz co najważniejsze – jest w ligowym rytmie. Niestety o dość dużej liczbie kadrowiczów nie da się tego powiedzieć. I choć piłkarz pochodzący z Kraśnika u Michniewicza zagrał zaledwie raz – połowę bolesnego spotkania z Brukseli przeciw Belgom w Lidze Narodów – to kto wie, czy w Katarze nie będzie miał zadania do wykonania w każdym z meczów. Nie chce mi się wierzyć, żeby przy sytuacji klubowej także naszych pomocników dwójka "Krycha" – Bielik była w stanie zagrać trzy spotkania grupowe po 90 minut.
ZOBACZ TAKŻE: Czesław Michniewicz: Widzę, jak Robert Lewandowski żyje reprezentacją
Pomruku niezadowolenia z obecności Artura Jędrzejczyka do końca nie rozumiem. Nasi dwaj podstawowi środkowi obrońcy Kamil Glik i Jan Bednarek też są w sytuacji – mówiąc oględnie - dość problematycznej. Jedynie "Jędza" może wejść w ich buty i nie przestraszyć się tego wyzwania. Ryzyko, że wykona jakiś nierozsądny ruch, albo podejmie zbyt ostre rozwiązanie? Może nie będzie takiej potrzeby, żeby wszedł na plac gry. Drużyna jednak prawdopodobnie czuć się będzie pewniej ze "starym wygą" niż jakimś debiutantem bądź Pawłem Dawidowiczem. I nie dotyczy to tylko przedstawicieli formacji obronnych.
Kamil Grosicki z pewnością nie jest w formie swojego życia, ale już wiemy – i Michniewicz tego nie kryje – że jakieś spotkanie rozegrać możemy w systemie 1-4-4-2 i to z dwóch względów. Kłopotu na środku defensywy i dobrej formy skrzydłowych, choć to ostatnie dotyczy co prawda bardziej Jakuba Kamińskiego, Przemysława Frankowskiego i Michała Skórasia, niż "Grosika", który coraz rzadziej włącza swe słynne turbo. Ale czwartym skrzydłowym w Polsce można go przecież nazwać i też doskonale wiemy, w jaki sposób może pomóc drużynie. W meczu, na treningu i poza boiskiem. Jego powołanie też wydaje się uzasadnione.
I na koniec – no właśnie – to ostatnie słowo w poprzednim akapicie. Michniewicz po ogłoszeniu nominacji ruszył na mały tour po redakcjach telewizyjnych i youtubowych. I logicznie uzasadnił każdą swoją decyzję. Wytłumaczył każdy ruch, przewidując, co może się wydarzyć podczas turnieju i jeszcze nawet przed nim. Mecz z Chile też pewnie wprowadzi jakieś korekty personalno-taktyczne. Sztab – jak podkreśla to sam selekcjoner – przygotował się do katarskiej lekcji bardzo dobrze. Ale nauczyciel i tak będzie tam bardzo surowy. Nie tylko ten z Argentyny i Meksyku. Lecz także z Arabii Saudyjskiej.