Marian Kmita: Ciężka dola Czesława Michniewicza
Długo czekaliśmy na zamknięcie listy kadrowiczów, których zabierze Czesław Michniewicz na Mundial do Kataru. No i doczekaliśmy się, choć w atmosferze licznych skandali wokół PZPN-u, które jak na złość, w tym tygodniu wypaliły jeden po drugim. I jakby tego było mało jeszcze w tym najbardziej z możliwych, newralgicznym momencie, popsuła się konstrukcja dachu na Stadionie Narodowym i ostatnią próbę przed Katarem trzeba będzie grać na stadionie Legii.
Pewnie nie tak wyobrażał sobie ostatnie chwile przed startem swojej imprezy życia nasz Selekcjoner, ale cóż – żyć trzeba dalej i robić swoje – też! I tu jestem pełen podziwu dla Czesia, którego znam od kilkunastu lat, za jego spokój, medialną sprawność i jednak sporą konsekwencję w pracy z tą przecież niezwykle trudną materią, jaką zawsze była i jest piłkarska reprezentacja Polski. Wszak szykując się do takiego turnieju, nie da się uciec od wspomnień i porównań do czasów Kazimierza Górskiego, Jacka Gmocha i Antoniego Piechniczka, kiedy na piłkarskich mistrzostwach świata walczyliśmy o medale, a statystyczne - piąte miejsce w Argentynie, w 1978 roku przyjęto w kraju, jako bardzo bolesne rozczarowanie. Takie to były czasy. Dość odległe, ale piękne i trudno o nich zapomnieć. Z tą legendą, siłą rzeczy, musieli się mierzyć kolejni nasi selekcjonerzy startujący z naszą reprezentacją w kolejnych mundialach. I Jerzy Engel w 2002 r., i Paweł Janas w 2006 r. i w końcu Adam Nawałka w 2018 r.
Ten ostatni miał szczególnie trudne zadanie, bo po bardzo udanym Euro we Francji, w którym jego drużyna nawiązała stylem do wspomnianej wyżej dekady chwały polskiego futbolu, oczekiwania wobec naszej kadry na turnieju w Rosji poszybowały w górę najwyżej od ponad trzydziestu lat. Dlatego upadek polskiej drużyny w meczach z Senegalem i Kolumbią przyjęto w kraju wyjątkowo krytycznie i nawet nijakie w stylu zwycięstwo nad Japonią nie było w stanie osłodzić goryczy ogólnego wrażenia piłkarskiej katastrofy. A szkoda, bo przecież rządy Adama Nawałki, to generalnie naprawdę piękny okres w historii naszej piłki i szkoda tego fatalnego piętna, które zakończyło ogólnie bardzo udany rozdział kariery Adama, jako coacha reprezentacji i Zbyszka Bońka, jako prezesa PZPN. Tak było i tak zawsze będzie, więc dzisiaj Czesław mierzy się z naprawdę wysoką przeszkodą, z tak wysoką, jaką mieli przed sobą kolejni trenerzy naszych siatkarzy do roku 2014. Cień sukcesów drużyny Huberta Wagnera kładł się na pracę każdego z nich, uwierając emocjonalnie, deprymując i zniechęcając przy braku zwycięstw. I w jakimś sensie jest tak do dzisiaj, bo przecież zwycięstwa olimpijskiego z Montrealu jeszcze nie powtórzyliśmy.
ZOBACZ TAKŻE: Czesław Michniewicz: Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy są szczęśliwi
Nic zatem dziwnego, wracając do najbliższego losu Czesława Michniewicza, że ma i będzie miał ciężko, chyba że w Katarze zdarzy się cud i nie tylko wyjdziemy z grupy, ale jeszcze zagramy ładnie. To też jest bardzo ważne, a może nawet najważniejsze, bo styl najbardziej zapada w pamięć. Dlaczego sukces drużyny Górskiego stawia się wyżej od zespołu Piechniczka, choć to takie same, wspaniałe osiągnięcia polskiej piłki? Ano dlatego, że drużyna Pana Kazimierza grała piękniejszy futbol, o którym cały świat pamięta do dzisiaj. Albo inaczej – dlaczego tak bardzo cenimy porażki z Niemcami na MŚ w 1974, Argentyną w 1978, czy Brazylią w 1986? A dlatego, że w tych wszystkich meczach graliśmy naprawdę pięknie i nikt nigdy nie będzie miał pretensji do naszych graczy po walce do upadłego i wykrzesaniu z siebie wszystkich sił i umiejętności. I choć można przegrać 0:4, jak wtedy w Guadalajarze z Brazylią, to może to być nasz najlepszy mecz na Mundialu.
Porażki oczywiście Czesiowi nie życzę, ale fajnego, ofensywnego stylu – tak. Mamy do tego spory potencjał, bo wielu naszych graczy do przodu grać potrafi całkiem nieźle. Boję się o naszą obronę i to nie tylko z powodu wieku naszych zawodników. A tak - a propos wieku, to tym którzy, ubolewają nad metrykami naszej drużyny, dedykuję analizę składów innych finalistów. I już nawet nie chodzi o Ronaldo czy Messiego, ale choćby o mój ukochany Urugwaj. Do Kataru jadą i Luis Suarez, i Edinson Cavani, i Diego Godin, i Fernando Muslera, którzy razem mają ponad sto czterdzieści lat! Czy to znaczy, że nie pomogą Federico Valverde i Rodrigo Bentancurowi w trudnych meczach z Portugalią, Ghaną i Koreą Południową? Odwrotnie – pomogą i to bardzo. I tak samo pewnie będzie z polską reprezentacją.
Dlatego wierzę, że Czesław Michniewicz wykrzesze z naszych graczy wszystkie fizyczne i wolicjonalne rezerwy i że po mistrzostwach wszyscy z przekonaniem powiemy – wstydu nie było!