Dlaczego Artur Jędrzejczyk jedzie do Kataru. Nikt go nie lubi, czyli pasuje idealnie
Artur Jędrzejczyk jedzie na mundial i to wywołało nie pomruk, ale głośne niezadowolenie w środowisku piłkarskim. Sam zawodnik słyszy, że na co dzień gra tylko w polskiej przaśnej lidze, że jest za stary (skończył już 35 lat), że dawno w kadrze nie grał (ostatnio w 2019 roku), że jest zbyt wolny, za bardzo agresywny (często fauluje). No i najważniejsze, mało kto go w polskiej piłce... lubi.
W moim odczuciu większość tych zarzutów trafia kulą w płot. Pierwsza sprawa, wiek. Można bez trudu znaleźć dziesiątki przykładów zawodników, którzy w podobnym wieku są w reprezentacyjnej formie i wykorzystuje się ich w wielkich turniejach. Nie jest już przecież żadną tajemnicą, że nie wiek sportowca jest determinujący (do pewnego momentu oczywiście), ale parametry wydolnościowe, ogólny stan zdrowia. Jędrzejczyk w większości meczów w tym sezonie grał od początku do końca. Z reguły więcej niż przyzwoicie.
ZOBACZ TAKŻE: PZPN straci miliony złotych na zamknięciu PGE Narodowego. Rzecznik odsłania kulisy
Słaba polska liga? Owszem poziom rozgrywek jest co najwyżej średni, ale jednym z nielicznych atutów ESA jest intensywna walka, gra w zwarciu, niepozostawianie przeciwnikowi swobody. Nawet ci, którzy wyjeżdżają stąd do lepszego piłkarskiego świata, zauważają, że w polskiej lidze nie gra się łatwo.
Głównie właśnie dzięki takim zawodnikom jak Jędrzejczyk. Agresywnym, nieprzyjemnym, ustawionym w pionie względem napastnika, momentalnie doskakującym do rywala, a nie kryjącym "na radar".
Jędrzejczyk jest zadaniowcem, stworzonym do walki, brzydkiej piłki, czyli takiej jakiej chce twardo stąpający po ziemi Czesław Michniewicz. Napastnicy takich przeciwników wprost nie znoszą, a czyż nie o to głównie chodzi w grze obrońcy?
Do tego na co dzień gra w Legii w systemie z trójką obrońców jaki preferuje selekcjoner, ale jak trzeba bez trudu radzi sobie w formacji czteroosobowej. Kiedy u Adama Nawałki z konieczności grał na lewej obronie podczas Euro 2016, był świetny i właściwie osiągnął szczyt swoich możliwości.
Owszem, nie ruszy już pewnie do przodu i walorów ofensywnych ma stosunkowo niewiele, ale można sobie wyobrazić sytuację, w której zarygluje lewą stronę, a wtedy mając kogoś takiego za plecami swoim talentem ofensywnym wykaże się Nicola Zalewski.
W czterech ostatnich sezonach, wyłączając ten poprzedni, w którym borykał się z kontuzjami nabił mnóstwo minut na liczniku. Za czasów Michniewicza w Legii był jego zaufanym żołnierzem. Walczył w eliminacjach europejskich pucharów, świetnie spisywał się w pierwszych meczach Ligi Europy wygrywanych ze Spartakiem czy Leicester.
Michniewicz go dobrze zna, ma do niego "instrukcję obsługi". I to w końcu on odpowiada za turniej, którego stawką jest jego głowa. Miał postawić na kogoś z lepszej ligi (Paweł Dawidowicz), choć nie miał do niego przekonania?
Argument, że w roli rezerwowego (bo taka rola najpewniej przypadnie Jędrzejczykowi), lepiej postawić na kogoś młodszego, kto otrzaska się z atmosferą dużej imprezy i będziemy mieli z tego korzyść w przyszłości też jest prosta do obalenia.
Przecież obecny układ reprezentacji będzie rozliczany z tego jak wypadniemy na jednej konkretnej imprezie, która niebawem rozpocznie się w Katarze. Nikt przecież nie powie po kolejnym blamażu: co prawda nie wyszliśmy z grupy, ale paru młodych doświadczyło mundialu i to musi zaprocentować.
Warto też spojrzeć na najnowszą historię. Franciszek Smuda w 2012 roku zaprosił na turniej młodych wtedy i nie mających żadnych szans na grę w pierwszym składzie: Marcina Kamińskiego, Artura Sobiecha czy Rafała Wolskiego, Adam Nawałka Mariusza Stępińskiego i później Rafała Kurzawę, Paulo Sousa z Szymona Kozłowskiego nawet skorzystał. Dobrze, że przeżyli fajną przygodę, ale ile z tego zostało dla reprezentacji? Wszyscy jeszcze grają, cień szansy zwłaszcza w wypadku tego ostatniego pozostaje...
Piłkarze z Ekstraklasy na MŚ 2022