"Bez Lewandowskiego i Zielińskiego Polska gra koszmarnie"
Dobry jest tylko wynik. 1:0 z Chile. Reszta nie do zapomnienia, ale do głębokiej analizy. W Warszawie wyglądało na to, że to rywale, a nie Biało-Czerwoni, powinni grać na mundialu w Katarze. Kilku naszych piłkarzy nie jest w formie na finały MŚ, nic dziwnego, bo w klubie grzeją ławkę, albo się leczą.
Na szczęście mamy sześciu pewniaków na mecz z Meksykiem, którzy z Chile nie zagrali. To Szczęsny, Cash, Bielik, Zalewski, Zieliński i Lewandowski. Szczególnie widoczny był brak pomocnika Napoli, nikt w drużynie Michniewicza nie potrafił rozegrać piłki.
Nie o wynik tu chodziło, bo przecież kadra Kazimierza Górskiego w ostatnim sparingu przed finałami mistrzostw świata w 1974 roku przegrała z VfB Stuttgart 1:4, a później pokonała Włochy, Argentynę oraz Brazylię i zajęła trzecie miejsce w turnieju, grając porywająco.
Tym razem, w sparingu kadry Michniewicza z Chile, prawie wszystko było złe, oprócz wyniku. Fatalne było wrażenie z gry Biało-Czerwonych nawet dla niedzielnych kibiców. Nasz zespół grał siermiężnie, dał się zepchnąć do defensywy, nie potrafił utrzymać się przy piłce, wyprowadzić jej spod własnej bramki, skonstruować akcji, zawodnicy seryjnie dawali się ogrywać, szczególnie Aleksisowi Sanchezowi, popełniali dużo błędów w obronie. Jeśli to miał być kamuflaż przed sztabem szkoleniowym Meksyku, to się w pełni udał. Znakomita robota aktorska. Oby teraz ta drużyna w ciągu sześciu dni zmieniła się - jak w bajce Hansa Christiana Andersena - z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia...
Chowają głowę w piasek jak strusie
Ten mecz z Chile przywodził mi na myśl wizytę w ptaszarni, gdzie wielki jazgot wywołują małe i duże ptaszki, przyozdobione w kolorowe piórka i mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. Momentami gra Polski z Chile przypominała toporną grę GKS-u Jastrzębie z poprzedniego sezonu w Fortuna I lidze, a przecież to miały być nasze Orły, a nie Jastrzębie, choć bardziej na myśl przychodziły strusie, gdy Grzegorz Krychowiak, Szymon Żurkowski i Sebastian Szymański chowali głowę w piasek, zamiast pokazać się obrońcom do podania.
To nie było tylko złe wrażenie. Dokładna analiza gry większości polskich piłkarzy, wywołuje koszmary podobne do scen ze słynnego horroru "Ptaki" Alfreda Hitchcocka. Gdyby nie fakt, że w tym meczu nie grało sześciu zawodników z podstawowej jedenastki Michniewicza, można by się obawiać, że w Katarze będzie jak w książce Stefana Żeromskiego - "Rozdziobią nas kruki i wrony", czyli Argentyna z Meksykiem. W środę na Legii było momentami i straszno, jak u Hitchcocka, i śmieszno, jak w kreskówkach z "Kaczorem Donaldem".
Tego wieczoru na Łazienkowskiej przeciwko Polakom były nawet liczby. Co prawda są małe kłamstwa, wielkie kłamstwa i... statystyki, co jeszcze raz się potwierdziło, gdy spojrzymy na wynik, ale tym razem statystyki nie kłamały, gdy przypomnimy sobie styl i poziom gry obu drużyn. Posiadanie piłki w tym meczu (procentowo) było 76:24 na korzyść Chile! Polacy wymienili zaledwie 253 podania (75 procent celnych), gdy goście aż 743 (90 procent celnych), czyli w tym elemencie przegraliśmy z Chile 190:667.
Przejdź na Polsatsport.pl