Bożydar Iwanow: Mieć czy być? Pomysł zamiast fajerwerków
Trudno znaleźć w ostatnim czasie mecz polskiej reprezentacji, do którego bardziej pasuje slogan „wynik lepszy niż gra”. Gdyby nie „typowy” gol Krzysztofa Piątka, mniejsze niż w pierwszej połowie zaangażowanie gości z Chile i ich zimniejsza krew pod bramką Łukasza Skorupskiego, po naszej drużynie przejechałby medialny i internetowy walec. Jednak po wygranej, nawet w takich okolicznościach, rewolwery pozostały w kaburach.
Odbezpieczone, na wypadek tego, że Meksykanie okażą się kowbojami, którzy potrafią celniej strzelać. Czesław Michniewicz zdaje sobie sprawę z tego, co może się wydarzyć w przypadku inauguracyjnego niepowodzenia.
W futbolu gra się przede wszystkim na wynik. Co z tego, że wracamy do pracy z kadrą Paolo Sousy, kiedy remisowaliśmy z Hiszpanią i to na jej terenie w meczu EURO 2020, a kilka dni później „gnietliśmy” Szwedów, jak i tak turniej zakończyliśmy z jednym punktem, gorzej nigdy pod tym względem w powojennej historii nie było. Nie ma się co zastanawiać, co by było, gdy Portugalczyk nie zrejterował, że może kroczylibyśmy w stronę „joga bonita”, bo to tylko „gdybologia”.
Najważniejszym meczem w polskiej historii uznaje się „obronę Częstochowy” na Wembley w 1973 roku, w nowożytnych czasach wygraną z Niemcami w 2014 roku, kiedy z trzech sytuacji strzeliliśmy dwa gole, a rywal niemiłosiernie marnował. Chcemy na Mundialu mieć albo być? Obu tych wariantów obawiam się, że nie da się zrealizować. Gdybyśmy po takim spotkaniu jak ten wczorajszy pokonali 22 listopada Meksyk byłaby euforia, a nie rozdzieranie szat. Piłka jest często pozbawiona logiki. Wiem też, że ta dobra zawsze się obroni, ale dotyczy to raczej tych, którzy mają większy potencjał.
ZOBACZ TAKŻE: Czesław Michniewicz: Mamy sporo opcji na mundial
Czy można się dziwić, że selekcjoner przy Łazienkowskiej eksperymentował i bał się ryzyka odniesienia kontuzji przez kilku naszych asów? Robert Lewandowski już raz wystąpił na tym stadionie w meczu, w którym nie musiał grać i pamiętamy jaki był tego efekt. Nie sposób też było nie sprawdzić tych, którzy z różnych powodów nie mieli ostatnio „minut”. A że dotyczyło tych, którzy jeszcze we wrześniu wydawali się pewniakami do pierwszego składu: Jana Bednarka, Kamila Glika, Szymona Żurkowskiego, Grzegorza Krychowiaka i Karola Świderskiego, pokazuje dobitnie w jakich selekcjoner znalazł się tarapatach. To prawie połowa potencjalnej wyjściowej jedenastki! Na to, co wydarzyło się od ostatniego meczu kadry z Walią Michniewicz nie miał przecież wpływu. Można było dokonać innego personalnego wyboru? Jeśli tak, to kogo wprowadzić w ich miejsce? Selekcja być może była i tym razem prosta, ale dyspozycja wybrańców stawia już wiele znaków zapytania. I choć można się było zżymać na wiele faktów związanych z tym meczem, to jednak sztab kadry dostał trochę materiału do przemyśleń.
Choć dziś sam jestem bliższy ustawieniu 1-4-2-3-1 niż 1-3-5-2, z Bartoszem Bereszyńskim na lewej obronie, dwójką „zabezpieczających” pomocników i „tylko” jednym napastnikiem, to przecież nie ja dysponuje właściwą wiedzą na temat tego jak z Meksykiem zagrać. Poza tym, że nie ważne jak. Istotne z jakim efektem. Fajerwerków nie oczekuję. O pomysł się nie martwię. Bardziej o to, kim i czy będziemy go w stanie zrealizować.
Przejdź na Polsatsport.pl