Polska - Meksyk. Paweł Janas: Najważniejsze wygrać pierwszy mecz
Były selekcjoner polskich piłkarzy Paweł Janas nie ukrywa, że kluczem do sukcesu na mundialu będzie zwycięstwo w pierwszym meczu z Meksykiem. - Ostatnia historia pokazała, że gdy nie wygrywamy pierwszego meczu, to nie wychodzimy z grupy – przypomniał.
We wtorek o godz. 17 biało-czerwoni spotkaniem z Meksykiem rozpoczną rywalizację w mistrzostwach świata w Katarze. Janas, który poprowadził reprezentację na mundialu w 2006 roku, ma prostą receptę na sukces.
ZOBACZ TAKŻE: Maciej Żurawski przed Polska - Meksyk: Ten piłkarz nie powinien zagrać w wyjściowym składzie
- Trzeba wygrać pierwszy mecz. Jeśli się go nie wygra, to potem są kłopoty. Jak spojrzymy wstecz na ostatnie mundiale, wszystkie nasze reprezentacje, gdy pojechały na mistrzostwa świata i nie zwyciężyły w inauguracyjnym spotkaniu, żegnały się z turniejem po fazie grupowej. To jest też ważne z punktu widzenia mentalnego, bo po porażce "siada" atmosfera – przyznał.
Jak dodał, o zwycięstwo na inaugurację będzie niezwykle trudno.
- Meksyk na każdym mundialu wychodzi z grupy, dlatego to będzie bardzo trudna przeprawa. Oby zwycięska – nadmienił.
Na mistrzostwach świata w Niemczech drużyna Janasa zagrała na początek z Ekwadorem i niespodziewanie przegrała 0:2. Kilka miesięcy wcześniej mecz towarzyski obu zespołów rozegrany w Barcelonie zakończyłem się triumfem Polaków 3:0.
- Nie było żadnego zlekceważenia. Pierwszego gola straciliśmy w taki sam mniej więcej sposób, w jaki Ekwador strzelił z 16 bramek w eliminacjach, po wyrzucie z autu. Uczulaliśmy chłopaków na takie sytuacje, wszystko było jasne, kto kogo kryje, ale niektórzy się zagapili – opowiadał.
Były selekcjoner odsłonił także kulisy tamtego spotkania, jak się później okazało, kluczowego dla losów Polaków w niemieckim turnieju.
- Przed samym początkiem tego meczu do szatni wszedł premier Kazimierz Marcinkiewicz z ochroniarzami. Zaczęli sobie buty oglądać, takie "śmichy-chichy". Ja nic nie mogłem powiedzieć do chłopaków, nie dało się zrobić atmosfery. A gdy już wyszli, zaczęli nas wołać na hymny – wspomniał.
Polacy w Niemczech przegrali później z gospodarzami 0:1, a na koniec pokonali Kostarykę 2:1 i zajęli trzecie miejsce w grupie.
Janas zwrócił uwagę na nietypowy termin turnieju w Katarze i konsekwencje, jakie się z tym wiążą. Jego zdaniem spora grupa piłkarzy może czuć zmęczenie dość intensywnym sezonem klubowym.
- Nie było praktycznie przerwy. Skończyła się liga, trzy dni później mecz towarzyski i wyjazd na mundial. Boję się, że ci zawodnicy, którzy grali i w lidze, i w europejskich pucharach, mogą czuć już obciążenie. To jest dziwne, że mają już tyle meczów w nogach i praktycznie bez żadnej przerwy muszą grać kolejne. Niektórzy piłkarze leczyli kontuzje i też nie mieli czasu na to, by dojść do optymalnej dyspozycji – zauważył.
Były selekcjoner i reprezentant kraju przed mistrzostwami w 2006 roku dokonał dość kontrowersyjnych wyborów personalnych. O ile nominacje obecnego trenera Czesława Michniewicza nie zbudziły wielkich emocji, tak w przypadku Janasa wielu kibiców do dziś pamięta pominięcie Jerzego Dudka, Tomasza Frankowskiego czy Tomasz Kłosa.
- "Franek" przed mistrzostwami zagrał przez pół roku może z 90 minut w lidze angielskiej, zwykle wchodził na końcówki. W ostatnim spotkaniu przed mundialem graliśmy z Wyspami Owczymi we Wronkach, zszedł po 20 minutach z powodu kontuzji. Zrobiliśmy badania, które nic nie wykazały. Moim zdaniem, psychicznie nie wytrzymał. Zresztą, gdy po mnie przyszedł Leo Beenhakker, zagrał u niego tylko dwa mecze. To samo dotyczy Jurka Dudka, którego Holender też pomijał go w powołaniach – przypomniał.
Swoje zaskakujące wybory szkoleniowiec długo trzymał w tajemnicy, nie zdradził ich nawet swoim najbliższym współpracownikom.
- Prezes PZPN Michał Listkiewicz prosił mnie, bym zachował w tajemnicy te nazwiska, bowiem taki był warunek stacji telewizyjnej, która, z tego co mi mówiono, nie wypłaciłaby pieniędzy. Później zarzucano mi, że nie uprzedziłem wcześniej zawodników, ale gdybym do nich zadzwonił, to szybko wszyscy by widzieli – zakończył Janas.
Przejdź na Polsatsport.pl