Polska - Meksyk: Antoni Piechniczek mówi o zmarnowanej szansie
Polska w pierwszym meczu na mundialu w Katarze zremisowała bezbramkowo z Meksykiem. - Szkoda, bo uważam, że była szansa na wygraną różnicą dwóch bramek. Rywal nie pokazał wielkiej piłki, a Lewandowski zmarnował karnego. Zabrakło mu spokoju. W końcówce zdziwiły mnie zmiany, jakie zrobił trener Michniewicz. Zamiast Milika i Frankowskiego widziałbym innych zawodników - powiedział Antoni Piechniczek, były selekcjoner reprezentacji Polski, który z kadrą zdobył 3. miejsce na mundialu w 1982 roku.
Dariusz Ostafiński: Jak pan odbiera remis w meczu otwarcia?
Antoni Piechniczek: Jak dla mnie, to jest zmarnowana szansa, bo można było to spotkanie wygrać.
Większość atutów była po stronie Meksyku.
Tak, ale my mieliśmy karnego. I jednak, mimo większego procentu posiadania piłki przez rywali, to ja uważam, że Meksyk, to nie jest wielka drużyna. To nie jest przeciwnik, którego nie można było ograć. Można było wygrać, strzelając nawet dwie bramki.
Dlaczego tak się nie stało?
Myślę, że gdyby trener Michniewicz miał to doświadczenie z dzisiejszego meczu i raz jeszcze przystępował do meczu z Meksykiem, to zagrałby to inaczej. To doświadczenie mógł zdobyć w meczu z Chile. Mógł w tej ostatniej towarzyskiej grze przed mundialem zagrać wyjściową jedenastką na mundial, chociaż 45 minut.
Co by to dało?
To, że ta drużyna grałaby z Meksykiem lepiej. Już sama wiedza o tym, że w takim składzie zagramy, wprowadziłaby pewien ład i spokój. Tu było wiele niedomówień, sporo zmian na ostatniej prostej. W ostatnim czasie nigdy nie graliśmy tym naszym teoretycznie najsilniejszym zestawieniem. Najważniejsze, że z Meksykiem nie zawiedli ci doświadczeni.
Czyli?
Krychowiak, Bereszyński, Szczęsny, Glik i mimo wszystko Lewandowski. On się starał. Nie zapominajmy, że tego karnego to on wypracował. Jakby wykorzystał, to mówilibyśmy o golu i asyście.
On jednak strzelił jak nie Lewandowski.
Odpowiedzialność i stres związany z meczem zwyczajnie do zjadły. Ta stawka była tak ogromna, że to sparaliżowało Roberta. Lewandowski zawsze strzelał ze spokojem, ale tu wyszło inaczej. Mógł przejść do historii, bo przecież jeszcze nigdy nie strzelił na mundialu. To też mogło mu chodzić po głowie.
Co oznacza dla nas ten bezbramkowy remis?
Wszystko jeszcze jest przed nami. Arabia Saudyjska nie będzie łatwym przeciwnikiem. Przewiduję jednak, że ich nie będzie stać na to, żeby w przeciągu czterech dni zagrać z taką determinacją, z jaką zagrali z Argentyną.
Arabia Saudyjska ma jednak wyjście z grupy na wyciągnięcie ręki.
Jakby z nami wygrali, to będą najpewniej pierwszą drużyną, która zapewni sobie wyjście z grupy. Jednak ja się będę upierał, że oni będą mieli kłopot z tym, żeby powtórzyć to, co zagrali z Argentyną. My natomiast, tak myślę, zagramy o niebo lepiej, z większym spokojem.
Tu go zabrakło?
Ewidentnie. Dużo mówiło się o tym, że jest szansa na powtórzenie takiego udanego wejścia w mundial, jak to z 1974 roku, kiedy wygraliśmy 3:2 z Argentyną. Wiadomo, że jak się mówi: trzeba, musicie, to pojawiają się komplikacje. Szkoda, że jednak nie podeszliśmy z większym spokojem. Szkoda, że nie skoncentrowaliśmy się na tym, żeby przede wszystkim dobrze zagrać, licząc na to, że dobry wynik będzie przy okazji.
Ma pan jeszcze jakieś uwagi?
Ciekaw jestem, jakie wnioski wyciągnie trener Michniewicz. Ja się na przykład zastanawiałem, dlaczego na boisku pojawił się Milik, a nie Piątek. Dla mnie to on był tym piłkarzem na ostatnie pięć minut. Mecz z Chile pokazał, że Piątek potrafi dać dobrą zmianę.
Kogoś jeszcze panu brakowało?
Grosickiego. Mógł zrobić trochę wiatru na skrzydle, podryblować, pomieszać szyki rywalom. Zamiast tego pojawił się Frankowski, który nic nie wniósł. Trener ma o więc o czym myśleć. Wyciągnięcie odpowiednich wniosków może nam pomóc z Arabią i na to liczę, choć remisu z Meksykiem szkoda.