Bożydar Iwanow: Antyfutbol czy realizacja założeń? Żeby wygrać, trzeba grać

Niewykorzystany rzut karny Roberta Lewandowskiego totalnie zmienił optykę pierwszego meczu na Mistrzostwach Świata w Katarze. Przez tę sytuację, praktycznie jedyną, która mogła nam we wtorek dać gola, patrzymy na to spotkanie z większym optymizmem, niż pozwala na to sposób gry polskiej reprezentacji.

Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że to turniej, faza grupowa i najważniejszym było, aby inauguracji nie przegrać. Ale żeby wygrać, trzeba grać. To nie Euro, że system rozgrywek powoduje, że można zremisować trzy spotkania i awansować do 1/8 finału, o czym we Francji przekonał się późniejszy triumfator Portugalia. Jeżeli chcemy myśleć o czymś więcej, niż to, co zazwyczaj nam się przytrafia, musimy mieć coś do zaoferowania. Ofensywa to przecież nasza najmocniejsza w teorii broń. Prawie zupełnie jednak niespożytkowana. Karnego dostaliśmy dzięki pazerności samego Roberta. Z wysokiej ligowej formy Piotra Zielińskiego, Sebastiana Szymańskiego czy Jakuba Kamińskiego zespół – w domyśle sam „Lewy” - nie zaczerpnął nawet kropli, nawet jednego ziarenka. Nie licząc uderzenia głową – ale to po stałym fragmencie. A to już przecież nie to samo… Choć i tak można zwyciężać.

 

ZOBACZ TAKŻE: Co musi się stać, żeby Polska awansowała? (SCENARIUSZE)


Informacja, że ostatnią polską bramką na mundialach z gry był gol Pawła Kryszałowicza w spotkaniu „o honor” z USA na mistrzostwach w Korei Południowej i Japonii, lekko mnie zmroziła. Może nie graliśmy po 2002 roku regularnie na mundialach, ale jednak mieliśmy MŚ 2006 i MŚ 2018, ale gola z akcji nie byliśmy w stanie zdobyć. To, co wydarzyło się we wtorek, nie jest więc żadną nową przypadłością i jedynie konstrukcją zwaną „Czesław Ball”. Ale czy w Niemczech i Rosji wyszliśmy z grupy? No nie. Na azjatyckim turnieju przed dwudziestoma laty też nie. Remis z Meksykiem trzeba szanować. Ale plan na kolejny mecz musi być już inny. I chyba nie ma innego wyjścia, przecież trudno mi wierzyć w to, że Arabia Saudyjska rzuci się na nas od pierwszego gwizdka. Już sam ten fakt spowoduje, że zostaniemy „zmuszeni” do kreowania. Szkoda, że trzeba nas do tego ponaglać.

 

Wiem, że są: strategia, plan na mecz, realizacja założeń i wszystkie te elementy, które obudowują każde piłkarskie spotkanie rozpisane na wiele scenariuszy i rozwiązań. „Cel uświęca środki” jest jednym z tych bon motów, które w tego typu sytuacjach, jak ta wtorkowa, idealnie pasowałaby do krótkiego streszczenia tego piłkarskiego potworka przedstawionego głównie przez nasz zespół na najważniejszej scenie futbolowego świata. I okay, zgadzam się że wielu piłkarzy sprawdzian zaliczyło, może z niezbyt wysoką oceną, ale według sztabu pozwalającą uzyskać promocję do następnego spotkania. Brakowało mi jednak czegoś więcej. Trochę inwencji, polotu, odrobiny fantazji, pójścia w drybling, na przebój, zrobienie czegoś ponad ramy, co potrafi przecież zrobić każdy z piłkarzy, który miał dać Lewandowskiemu więcej powietrza. Ale nie tylko jemu przecież. Zieliński, Szymański, Zalewski, Kamiński – każdy z nich potrafi poczarować. I aby to zrobić dwa, trzy razy w meczu, nie jest chyba potrzebna magiczna różdżka? Michniewicz z pewnością tego nie zabrania. Żeby wygrać, trzeba grać. Albo przynajmniej spróbować. Lepiej zróbmy to już w sobotę. Bo w środę możemy zostać stłamszeni, więc wtedy „będzie szansa” powrotu do grania, do którego jesteśmy przyzwyczajeni od dawna.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie