Polska - Arabia Saudyjska: "Odwagi, trenerze!"
Powyższe słowa to cytat z Antoniego Piechniczka zaczerpnięty z październikowej wizyty Czesława Michniewicza u byłego selekcjonera w Wiśle. Dotyczyły one nie tylko sugestii co do decyzji o powołaniach na Katar. Nie chodziło jedynie o odstawieniu w kąt sentymentów wobec starych i młodych boiskowych znajomych czy przymknięcie oczu i uszu ma naciski ze środowiska menedżerskiego. Ale także o właściwe nastawienie samego siebie, swojego sztabu, jak i zawodników już podczas samego turnieju.
Jeżeli przeciw Meksykowi przeważył pragmatyzm i pierwszym przekazaniem było "pod żadnym pozorem nie przegrać", to w sobotę trzeba otworzyć kolejny rozdział. I bez - jak mówił słynący z wielu bon motów Jan Tomaszewski - mylenia "odwagi z odważnikiem". Selekcjoner musi pozwolić naszym "orłom" rozwinąć skrzydła. Jeżeli tego nie zrobią, nie będzie to błąd. Tylko - znów cytując "Tomka" - "wielbłąd". I nie dotyczy to wcale zwierzęcia, które jest charakterystyczne dla regionu, w którym rozgrywane są te mistrzostwa świata.
ZOBACZ TAKŻE: Antoni Piechniczek o zmarnowanej szansie
Wynik jest sprawą nadrzędną i to jest fakt. Pod niego ułożona była cała strategia na mecz z Meksykiem, choć nie będę ukrywał, że odrobina odejścia od totalnego zabezpieczenia być może wcale nie byłaby aż tak nadmiernym podjęciem ryzyka. Ale to już historia. Jeżeli drużyna z takim potencjałem ofensywnym znów będzie trzymana mocno za lejce z wysokości trenerskiej ławki także w sobotę, nie będzie w stanie skorzystać z atutów, które przecież posiada. Do gry "a'la Mexico" i tak pewnie będziemy musieli wrócić już w środę, gdy naprzeciw nas stanie Argentyna. Ten wariant mamy sprawdzony. A zatem: "odwagi, trenerze", na pewno pamięta Pan słowa Antoniego Piechniczka.
Futbol to dziś przede wszystkim coraz bardziej analityczne i poparte statystkami oraz liczbami rozmowy o ustawieniach, strategiach, parametrach, wykorzystaniu półprzestrzeni i przytaczaniu wartości tak zwanych "expected goals". Wyższa matematyka, fizyka kwantowa i rozrysowywanie dokładnych miejsc, gdzie kto w jakim momencie ma się poruszać. Jasne, że bez tego obecna piłka nie jest w stanie funkcjonować, ale na końcu liczą się i tak umiejętności piłkarskie, psychika plus dziesiątki sytuacji, których przewidzieć się nie da. Wczorajsze gapiostwo bramkarza reprezentacji Portugalii w meczu z Ghaną mogło zespół Fernando Santosa sporo kosztować. Przepiękny gol Richarlisona przeciw Serbii wynikał nie być może z wytrenowanych schematów akcji, ale padł przede wszystkim dzięki fantazji. Mundiale pozostają w pamięci właśnie dzięki takim obrazom, a nie z faktów, że ktoś dobrze zawężał i przesuwał.
Problemem w ocenie pierwszego meczu naszej reprezentacji w Katarze jest to, że zobaczyliśmy jak z Argentyną zagrał nasz sobotni rywal, co z Niemcami zrobili Japończycy i jak przeciw Belgom zaprezentowała się Kanada. To potęguje nasz niedosyt i poczucie, że można inaczej. I w sobotę nie tylko nie można, ale już trzeba. Bez względu, czy z trójką środkowych obrońców, czy dwójką, wahadłowymi czy skrzydłowymi, z jednym napastnikiem czy tak oczekiwanym wsparciem dla Roberta Lewandowskiego w postaci Karola Świderskiego bądź Arkadiusza Milika. Przecież z Meksykiem skład na papierze był ofensywny, ale nic z tego nie wynikało. W sobotę filozofia naszej gry musi być inna. Odwagi, trenerze. Drugiego takiego meczu jak ten z Meksykiem nikt nie chce już oglądać.
Przejdź na Polsatsport.pl