Już nie jest (Nie)Szczęsny. Od kozła ofiarnego do bohatera i króla karnych
W meczu otwarcia Euro 2012 wyleciał z boiska po czerwonej kartce, podczas Euro 2016 doznał kontuzji, na mundialu w 2018 spisywał się fatalnie, na Euro 2020 zaliczył samobója ze Słowacją. Zagrał genialny mecz na Narodowym, gdy jedyny raz ograliśmy Niemców, ale dopiero w tym roku gra w kadrze znakomicie i powtarzalnie, zmazując dawne plamy.
W Katarze Wojciech Szczęsny obronił dwa rzuty karne, jak Jan Tomaszewski na MŚ 1974 i jest najlepszym bramkarzem turnieju. Słynie też, tak jak ojciec Maciej, z niewyparzonego języka i ciętego dowcipu. Oto saga rodu Szczęsnych...
O Wojciechu Szczęsnym można tylko z małą przesadą powiedzieć, że to w ostatniej dekadzie najbardziej kontrowersyjny bramkarz świata, a na pewno takim jest (a może już był - po tym co wyprawia na mundialu w Katarze) w Polsce. Ma równie wielu zwolenników, co przeciwników, trudno być wobec niego obojętnym. To bramkarz i człowiek, który wzbudza emocje, na boisku i poza nim. Nie on pierwszy w historii naszych reprezentacyjnych bramkarzy. Podobnie było przed laty z Janem Tomaszewskim i Arturem Borucem.
Odwieczna rywalizacja z Łukaszem Fabiańskim
Z Łukaszem Fabiańskim przez wiele lat byli jak bracia, albo koledzy ze szkolnej ławy, którzy trochę się kochają, ale też mocno i zawzięcie ze sobą rywalizują. Nie tylko w reprezentacji Polski, ale przez pewien czas także w Arsenalu Londyn. W grze w skojarzenia na hasło "Szczęsny", wielu osób odpowiedziałoby: "Fabiański". Byli jak Szczepcio i Tońcio, jak Flip i Flap.
Przez lata wśród polskich kibiców i dziennikarzy (a pewnie też i trenerów oraz wśród kolegów z kadry) był podział na zwolenników Fabiańskiego i Szczęsnego (ja zawsze byłem w obozie "Fabiana", choć cenię Wojtka jako bramkarza i jeszcze bardziej jego ojca Macieja, z którym przez lata mieliśmy bardzo dobre relacje). Z podziałami wśród sympatyków Fabiańskiego i Szczęsnego było trochę jak z orędownikami Messiego i Ronaldo, Federera i Nadala, albo z PiS-u i PO.
Nieodrodny syn swojego ojca
Wojtek Szczęsny to nieodrodny syn swojego ojca Macieja. Bramkarską klasę ma zapisaną w genach. Obaj bardzo utalentowani, choć trochę niespełnieni w karierze (bardziej Maciej, bo mógł osiągnąć znacznie więcej), obaj oryginalni i inteligentni, charyzmatyczne osobowości. Obaj kontrowersyjni, niepokorni, z niewyparzonym językiem, ciętą ripostą, poczuciem humoru. Obaj wymykający się schematom i stereotypom o niezbyt lotnych zazwyczaj piłkarzach. Maciej okazał się zdolnym fotografem, miłośnikiem i znawcą jazzu, błyskotliwym piłkarskim ekspertem telewizyjnym.
Wojtek, ze swoim pseudonimem "Szczena", barwnymi zawadiackimi wypowiedziami, prowokacjami, nieszablonowym myśleniem, przypomina też trochę Jacka Gmocha, który był taki jako piłkarz, a szczególnie jako trener i później ekspert piłkarski, w roli którego stał się prawdziwym showmanem. Świetny w roli telewizyjnego eksperta piłkarskiego jest też Maciej Szczęsny. Jego syn, gdy zakończy karierę, też na pewno sprawdziłby się znakomicie w tej roli.
Mistrzostwo Polski z czterema klubami
Maciej Szczęsny na pewno był bardziej niespełniony jako bramkarz od syna, zwłaszcza w kadrze (tylko siedem występów), no i nigdy nie wyjechał na Zachód (podobnie jak jego koledzy z reprezentacji, Legii i Widzewa - Jacek Zieliński i Tomasz Łapiński), co zamknęło mu drogę do wielkiej kariery. Miał bowiem wielki talent, moim zdaniem nawet większy od Wojtka. Mógł być bramkarzem najwyższej światowej klasy, a pozostał - niestety - tylko lokalną polską gwiazdą, która przez moment pokazała się w europejskich pucharach.
Maciej na polskich boiskach dokonał sztuki nie lada. Zdobył mistrzostwo Polski z czterema różnymi klubami: Legią Warszawa, Widzewem Łódź, Polonią Warszawa i Wisłą Kraków (przejścia do Widzewa nigdy nie wybaczyli mu kibice Legii, wielokrotnie uprzykrzając mu życie). Pokazał się też z Legią w Europie. Awansował z nią do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów (1:3 i 1:1 z Manchesterem United) i ćwierćfinału Ligi Mistrzów (0:0 i 0:3 z Panathinaikosem Ateny).
Popisy Macieja w europejskich pucharach
Fantastycznie bronił w ćwierćfinałowych meczach PZP z ówczesnym mistrzem Włoch Sampdorią Genua, ale dostał czerwoną kartkę i nie mógł zagrać w półfinale z Manchesterem United. Gdy jego odwieczny rywal w walce o miejsce w bramce Legii Zbigniew Robakiewicz (taki jak Fabiański dla Wojtka w kadrze i Arsenalu) kapitalnie bronił przeciwko "Czerwonym Diabłom", Anglicy - gdy się dowiedzieli, że to rezerwowy bramkarz Legii - pytali: to jak, u diabła, broni ten wasz pierwszy bramkarz, skoro drugi jest tak dobry?
Z Czarkiem Kowalskim, komentatorem Polsatu, gdy byliśmy dzieciakami na meczach Legii - gdy cały stadion skandował "Zbyszek Robakiewicz", gdy ten akurat bronił, my głośno krzyczeliśmy: "Maaaaciek Szczęsny", bo bardzo go ceniliśmy.
Maciejem Szczęsnym interesowało się kilka dobrych zagranicznych klubów, w tym właśnie z ligi angielskiej, ale jego wyjazd dwa razy zablokowali wojskowi działacze Legii, nie mogąc się porozumieć co do wysokości transferu i podziału profitów. Ojcu udało się za to w młodym wieku wysłać do Anglii syna. Wojtek został bramkarzem młodzieżowych drużyn Arsenalu Londyn, gdy miał 16 lat opuścił Legię i Warszawę.
Przejdź na Polsatsport.pl