Zieliński: Zagrajmy z Francją w piłkę, o zwycięstwo, a nie o niską porażkę
W 1/8 finału już nie ma remisów, zwycięskich porażek, nie ma co kalkulować, liczyć goli i kartek - trzeba wygrać, choćby w rzutach karnych. Antyfutbolem tego nie osiągniemy. Koniec z "le Laga", choć musimy grać defensywnie. Ale mądrze. Polska powinna wreszcie zagrać normalny mecz, aby powalczyć o awans i zetrzeć choć trochę fatalne wrażenie z tych mistrzostw, gdy cały świat z nas szydzi.
Francuzi nie są cyborgami. Też mają swoje traumy. Kylian Mbappe często zawodzi w ważnych meczach. Podobna do nas stylem i poziomem gry Szwajcaria pokazała w 2021 roku, jak ogrywać Francuzów w 1/8 finału Euro.
Wygrajmy wreszcie jakiś ważny mecz z mocnym przeciwnikiem albo przynajmniej zagrajmy w nim dobrze. Przecież mamy kilku świetnych piłkarzy, którzy potrafią grać w piłkę nie tylko w klubach, ale wielokrotnie pokazywali to jako reprezentacja Polski i za kadencji Nawałki, i Brzęczka, i Sousy, a nawet Michniewicza (i potrafiliśmy przy tym wygrywać czy remisować w tych meczach, mając w większości tych samych piłkarzy). Przecież w tym roku ze Szwecją czy Walią, a nawet fragmentami z Belgią i Holandią, nie graliśmy takiego paździerzowego, prymitywnego futbolu jak w Katarze.
Nie wszystkie statystyki są przeciwko nam
Kwestia jak to zrobić, by podjąć walkę z aktualnymi mistrzami świata. Jaki powinien skład, jakie ustawienie, jaka taktyka? Jak grać efektywnie, mądrze bronić, ale też wyprowadzać ataki, utrzymywać się przy piłce, stwarzać sytuacje, a nawet strzelać gole. Proste futbolowe abecadło, które dla Polski na tym mundialu - tak naprawdę nie wiadomo właściwie dlaczego - stało się jakimiś nieosiągalnymi Himalajami.
Tylko cztery strzały w światło bramki w trzech meczach to statystyka zatrważająca. Niemcy strzelali 24 razy, Brazylia 23, Argentyna 21, a Francja 16. Jedyne pocieszenie, że z tych czterech celnych strzałów potrafiliśmy zdobyć dwa gole, a więc wysoki procent skuteczności - aż 50 procent, co daje nam czwarte miejsce w mistrzostwach za Holandią, Hiszpanią i Anglią. Jeśli z Francją oddamy dwa strzały w światło bramki i zachowamy tę skuteczność, to wcale nie musi być tak tragicznie.
Grajmy jak Grecja, Porto i Inter
To, że narzekamy na dotychczasowy styl i sposób gry kadry Michniewicza, wcale nie oznacza, że nie powinniśmy grać defensywnie. Przeciwnie - powinniśmy, bowiem tylko w ten sposób mamy jakieś szanse z teoretycznie silniejszymi drużynami. Ale grać mądrze defensywnie a grać antyfutbol, kopaninę, futbol prymitywny, polegający wyłącznie na przeszkadzaniu rywalowi i wybijaniu piłki do przodu, to dwa zupełnie inne pojęcia.
Można grać defensywnie, ale rozsądnie, skutecznie i w miarę ładnie dla oka, przynajmniej tak, byśmy się nie musieli wstydzić przed światem za polskiego trenera i piłkarzy. Przez całe dekady reprezentacja Polski i nasze kluby najlepiej czuły się broniąc i wyprowadzając efektowne, szybkie, skuteczne kontrataki. Z tego byliśmy znani, a w pewnym momencie nawet za to podziwiani.
Grecja tak grała i zdobyła mistrzostwo Europy w 2004 roku. Opanowała do perfekcji sztukę bronienia, nielicznych wypadów do przodu i skuteczności przy stałych fragmentach gry. Podobnie zespoły FC Porto czy Interu Mediolan triumfowały w Lidze Mistrzów pod wodzą Jose Mourinho, grając defensywnie, głównie się broniąc i stwarzając mało sytuacji. Ale to było jednak futbol z innej planety w porównaniu z tym, co Polska prezentuje w Katarze.
"Le Laga" - nowe francuskie słowo
I my powinniśmy zagrać w niedzielę z Francją jak Grecja czy Porto i Inter Mourinho albo wielki Widzew w latach 70-tych i 80-tych. A na pewno nie jak Polska Michniewicza w dotychczasowych meczach w Katarze. W końcu Pan Czesław nie bez powodu nazywany jest "polskim Mourinho", więc niech do końca idzie tropem Portugalczyka. Nasz selekcjoner co prawda zabłysnął tym, że wprowadził do słownika języka francuskiego nowe słowo - "le Laga", o której właśnie napisał francuski dziennik "L'Equipe", ale chyba nie o to chodzi.
"Ulubiony sposób podawania piłki przez Polaków to zagranie Wojciecha Szczęsnego do Roberta Lewandowskiego. Pomocnicy nie uczestniczą wtedy w grze. Nazywane to jest "le Laga", taki polski odpowiednik angielskiego kick n'rush (kopnij i biegnij). Działa raczej dobrze" - napisał dziennikarz "L'Equipe". Mam jednak wiarę w to, że Pan Czesław ma ambicje w inny sposób przejść do historii piłki nożnej i zagrać na nosie buńczucznym Francuzom w meczu 1/8 finału.
Nie tylko wynik się liczy, a stylu się nie zapomina
To nie jest też tak, że w piłce nożnej liczy się tylko wynik, a o stylu szybko wszyscy zapomną. Przeciwnie - tej futbolowej traumy z meczów z Meksykiem, Arabią i Argentyną nigdy nie da się zapomnieć. W 1982 roku na mundialu w Hiszpanii Brazylia niewiele osiągnęła, przegrała z Włochami jeszcze przed półfinałami, a zapamiętałem ją na całe życie jako najpiękniej grającą drużynę świata w ostatnich 50 latach. Tak wirtuozersko poczynali sobie Zico, Socrates, Eder, Falcao i Dirceu. A zespołu Brazylii z 1994 roku, który zdobył mistrzostwo świata, prawie zupełnie nie pamiętam. Taki jakiś bezpłciowy był. Tylko Romario trochę utkwił mi w głowie.
Nie wymagamy od Michniewicza, by Polska grała jak Brazylia 1982. Chodzi o to, że przegranych też się pamięta, często bardziej i lepiej - gdy pokazują wysokie umiejętności, waleczność i dobry styl - niż paskudnych "zwycięzców", jak my po fazie grupowej. Chodzi o to, byśmy pograli w piłkę, a nie poddali się, tak jak z Argentyną - zwłaszcza po przerwie.
Przejdź na Polsatsport.pl