Bożydar Iwanow: Wojna polsko-polska. Zła krew po Katarze
Konflikt o pieniądze w reprezentacji Polski. "To jest wstyd i obciach"
Zamieszania wokół premii. "Dużo brudów wychodzi z naszej szatni"
Czesław Michniewicz jest szybki. W dobie domysłów, plotek, nie potwierdzonych informacji, które stawiały go w negatywnym świetle - postanowił przemówić. Pierwszy. I dobrze. Ma prawo się bronić. W końcu to on sam wie najlepiej, jak było w Katarze. Nie wie tylko, co będzie.
Mimo potwornego zmęczenia, powrotu do domu zaledwie kilkadziesiąt godzin wcześniej, zamiast zająć się wypoczynkiem, którego bez wątpienia potrzebuje, najpierw pojawił się "zdalnie" w Radiu ZET u Bogdana Rymanowskiego, po czym wybrał się do Warszawy. Goszcząc między innymi u Jacka Kurowskiego w TVP Sport. Czy nie jest to chore, że dziś każdy program z selekcjonerem rozpoczyna się od tematu obrosłej już legendą premii obiecanej przez Mateusza Morawieckiego? Nie "ruszam" już tej kwestii, choć jest ona dość chwytliwym nośnikiem i łatwo się do niej przyczepić. Nie jest to zresztą materia, o której w ogóle warto dyskutować, bo nie to powinno decydować o tym, czy prezes PZPN Cezary Kulesza ma kontynuować współpracę z Michniewiczem, czy szukać innych rozwiązań. Czy ma być to jeden z haczyków, który ma wysadzić z siodła trenera wraz z jego sztabem? Czemu wody w usta nabrali piłkarze, także ci czołowi? Wiem, że są na wakacjach. Ale domysły zostałyby ucięte błyskawicznie. Może piątkowy wywiad Roberta Lewandowskiego w Onecie u Bartosza Węglarczyka wyjaśni wątpliwości. Lepiej późno niż wcale. Całej tej "zadymki" można było jednak uniknąć. Albo w ogóle do niej nie doprowadzać. Mleko się jednak rozlało. Piwo zostało nawarzone. Trzeba je teraz wypić. I zmyć powstałe plamy. Czy jednak musi to robić sam selekcjoner?
ZOBACZ TAKŻE: "Decyzja o zwolnieniu należy do prezesa Cezarego Kuleszy"
Od dawna powtarzam, że polskiej reprezentacji - i całej federacji - potrzebny jest ktoś w typie Olivera Bierhoffa, który do niedawna pracował przy drużynie Niemiec. Dyrektor związku, dyrektor reprezentacji, "team oficer", "team manager", jak zwał tak zwał. To nieistotne. Chodzi nie o tytuł a obowiązki i kompetencje. Łącznik pomiędzy drużyną, federacją i mediami. Człowiek, który byłby jednocześnie tablicą informacyjną, ale też i tarczą. Żeby w takich sytuacjach, jak ta obecna, zajął się gaszeniem pożaru i wyjaśnieniami mając w swych rękach wszystkie narzędzia, i te ofensywne, i obronne. Posiadający wszelkie plenipotencje i mandat, które pozwolą mu na wykonywanie zadań, które w takim czasie, jak ten obecnie, nie powinny być aktywnościami zarówno selekcjonera, jak i szefa federacji. Ktoś z dorobkiem, charyzmą, znajomością języków i wysoką kulturą osobistą, ale i odpowiednim, twardym charakterem. Takiej osoby zabrakło przy Jerzym Brzęczku, Paolo Sousie, być może również ich poprzednikom. Wiele rzeczy byłoby bardziej prostych. A przecież futbol to prosta gra. Może być też taka poza boiskiem.
Michniewicza mi szkoda. Po ludzku. Wywalczył w niełatwych okolicznościach awans na mundial, utrzymał się w Dywizji A Ligi Narodów, wyszedł z grupy jako pierwszy trener kadry od 36 lat na największej piłkarskiej imprezie na świecie. Zachwytów jeżeli chodzi o styl nie było? Powody i przyczyny takiej, a nie innej, gry wytłumaczył dość logicznie. Niemcy nie wyszli z grupy, tak samo Belgia, Dania, a Hiszpanie, mistrzowie tysiąca i jednego podania zdobyli w grupie tyle samo punktów co my i też pożegnali się już w 1/8. My poszukujemy konfliktów, węszymy, dorabiamy ideologię. Z nikim tak mocno się nie skłócimy, jak z rodakiem. Albo nawet członkiem rodziny. Szczególnie wtedy, jeśli chodzi o pieniądze. Nawet te wirtualne.