Znamy kulisy afery pieniężnej w reprezentacji Polski. Lewandowski na czele grupy łasej o pieniądze!

Znamy kulisy afery pieniężnej w reprezentacji Polski. Lewandowski na czele  grupy łasej o pieniądze!
fot. Cyfrasport
Selekcjoner reprezentacji Polski Czesław Michniewicz i kapitan zespołu Robert Lewandowski.

Poznaliśmy nowe kulisy afery związanej z przekazaniem pieniędzy publicznych przez premiera Mateusza Morawieckiego polskiemu sztabowi oraz reprezentantom Polski. Zgrzyty miała wywołać starszyzna, która poróżniła się zarówno z trenerem, jak i resztą kadrowiczów. Na jej czele, według Przeglądu Sportowego, miał znaleźć się kapitan reprezentacji Robert Lewandowski.

Całą burzę wywołała obietnica pieniężna premiera Mateusza Morawieckiego. Ten obiecał reprezentantom pokaźną premię za awans do fazy pucharowej.  Ten bonus z publicznych pieniędzy spowodował jednak więcej oskarżeń i krytyki, aniżeli poparcia wśród normalnych obywateli.

 

ZOBACZ TAKŻE: Jest pilny komunikat w sprawie Czesława Michniewicza. Co dalej z selekcjonerem?

 

Sam pomysł wyszedł od rządzących. Nikt z piłkarzy nie prosił o tego typu nagrody. Temat finansów wdarł się tak szybko i tak bardzo do opinii publicznej, że w pewnym momencie był on bardziej interesującym niż chociażby ten o samej formie Polaków i historycznym wyjściu z grupy mundialu.

 

"To nie tak, jak mówił Robert Lewandowski w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego, że temat premii zajął piłkarzom pięć minut. Trwał na tyle długo, że zdążył ich podzielić" - pisze w swoim artykule Łukasz Olkowicz.

 

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ten temat ujrzał "światło dzienne", to znaczy, wyciekł do mediów, a co za tym idzie, do ogólnej wiedzy Polaków.

 

Sami piłkarze w pewnym momencie rzekomo nie wiedzieli nawet, jaka premia jest w zasięgu ich... kieszeni. 30, 40, 50 milionów złotych? Zabrakło stanowczej reakcji ze strony selekcjonera, który mógłby zatrzymać te dywagacje i nakazać swoim podopiecznym skupić się na grze, a przede wszystkim oczyścić głowy, a o ewentualnej premii dać im myśleć w bezpiecznym odstępie czasowym.

 

W negocjacjach miał brać udział jeden z asystentów Michniewicza. "Do piłkarzy dotarła informacja, że Kamil Potrykus podwyżkę premii negocjował ze swoim znajomym z otoczenia premiera. Trop prowadzi do Mariusza Chłopika, doradcy premiera, który był zatrudniony w Legii jako pełnomocnik zarządu klubu ds. projektów infrastrukturalnych i szkoleniowych w czasie, kiedy pracował w niej Potrykus" - pisze Przegląd Sportowy.

 

Ten miał wynegocjować o 10 milionów więcej, czyli łącznie 50 milionów. W samej reprezentacji za kwestie finansowe odpowiada starszyzna - Robert Lewandowski, Wojciech Szczęsny, Grzegorz Krychowiak i Kamil Glik. Pieniądze miały być dzielone na podstawie rozegranych minut na mistrzostwach.

 

W trzech grupowych meczach na mundialu Lewandowski, Szczęsny i Glik nie opuścili boiska na minutę, a Krychowiak z możliwych 270 minut rozegrał 263. Patrząc z ich perspektywy, najmocniej zapracowali na pieniądze, które miały trafić do całej grupy.

 

Wyżej wspomniana czwórka okrzyknęła m.in. siebie piłkarzami, którzy zasłużyli na najwięcej, co za tym idzie również tymi, którzy zrobili najwięcej. Według nich każdy zawodnik podstawowego składu miał otrzymać 3 miliony, a rezerwowy niepodnoszący się z ławki 400 tysięcy.

 

Pozostałym zawodnikom nie spodobał się taki podział. Ich zdaniem wkład procentowy był znacznie inny. Zirytowało ich rzekomo także to, że nie mieli słowa w negocjacjach.

 

Po meczu z Argentyną wyszły największe zgrzyty. Reszta drużyny uznała, że przy tak ogromnej premii różnica pomiędzy grającymi i rezerwowymi jest zbyt duża.

 

– Przez cały wjazd atmosfera była świetna, byliśmy jak rodzina. Na moment zaburzył to temat premii po meczu z Argentyną – powiedział jeden z reprezentantów.

 

Michniewicz zaproponował, żeby premię podzielić równo i identyczna kwota trafiła do każdego z zawodników. Tłumaczył, że on traktuje wszystkich tak samo i dla niego wszyscy są ważni, nawet jeżeli na tym turnieju są bez szans na grę. 

 

Selekcjoner uznał, że oprócz pieniędzy dla piłkarzy, te należą się także jego sztabowi. Zażądał 10 milionów. Tego nie mógł przeboleć Lewandowski, który wręcz zażądał przekazania maksymalnie 5 milionów!

 

W pewnym momencie trener Michniewicz odpuścił. Nie miał już ochoty poróżniać się pieniędzmi i kazał podzielić je między piłkarzy. Miał już zwyczajnie dość. Ci tak zrobili - według nowych ustaleń zawodnicy pierwszoplanowi mieli dostać po 2 miliony, a rezerwowi połowę z tego.

 

– W imieniu drużyny jako kapitan poszedłem do trenera przekazać nasze ustalenia, a trener przyjął je do wiadomości. Nikt z nas nie wiedział, czy te pieniądze będą, na jakich zasadach i skąd. I tak naprawdę nie chcieliśmy o tym myśleć i rozmawiać w trakcie turnieju, więc szybko chcieliśmy zamknąć ten temat i skupić się na tym, co dla nas jest najważniejsze - powiedział Lewandowski.

 

Kuriozalne były zdarzenia mające miejsce po meczu z Francją. Podczas pożegnania reprezentacji z Katarem zabrakło Krychowiaka, Lewandowski wyjechał tuż po meczu, a Szczęsny postanowił spędzić czas z rodziną. Naturalnie, pozostała część została w swoim gronie.

 

Czytając dalej tekst Przeglądu Sportowego, możemy dowiedzieć się, że większość zespołu finalnie żałowała, że wszystko już się skończyło. Nie tylko dlatego, że każdy chciał osiągnąć jak najwięcej, ale również przez świetną atmosferę, która utrzymywała się niemal cały okres mistrzostw. Wyjątkiem oczywiście był podział o pieniądze...

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie