Marian Kmita: I po Mundialu
Mecz Argentyny z Francją zakończył z przytupem katarski mundial, który na cały ostatni miesiąc przykuł nas do telewizorów. I choć obarczony był od początku ciężkim, politycznym cieniem, to sport po raz kolejny obronił samo widowisko. Dla nas, pomimo pozasportowego kwasu, jaki zafundował nam nasz trener i jego piłkarze, miłym akcentem była brawurowa rola, jaką zagrał w finale mistrzostw Szymon Marciniak.
Jaki to był mundial? Z całą pewnością bardzo atrakcyjny dla widza i tego na trybunach, i tego przed telewizorem. Piłkarski mundial to od dawna produkt medialny, dopracowany w każdym szczególe, korzystający z postępu technologicznego, nie tylko w dziedzinie techniki telewizyjnej, ale i wszelkiego rodzaju statystyk porównawczych, pokazujących w aplikacjach w czasie rzeczywistym, co, kto i ile.
ZOBACZ TAKŻE: "Wspaniały pojedynek Messiego z Mbappe"
Czy ten mundial był lepszy od innych? Wielu twierdzi, że tak, ale jak to obiektywnie porównać? Przecież każdy czas ma swoje prawa i swoich bohaterów. Swoje niespodzianki i swoje rozczarowania. Zatem rację ma Mario Kempes, który zapytany przez dziennikarzy, czy ktoś taki jak on przydałby się drużynie Leo Messiego, odpowiedział – „Ani ja nie jestem potrzebny tej drużynie, ani Leo tej naszej z 1978. Te sprawy są nieporównywalne w żadnej skali i trzeba to zostawić w spokoju”. Święte słowa. Notabene Kempes jeszcze niedawno nie był jakimś szczególnym zwolennikiem talentu Messiego. Ba, miał do niego dużą rezerwę za wtrącanie się we wszystkie sprawy argentyńskiej piłki. Pamiętam, jak w maju 2018 roku miałem przyjemność pogwarzyć chwilę z Mario Kempesem po finale Ligi Mistrzów w Kijowie. Zżymał się wtedy mocno nad dyktaturą Messiego, z tego powodu wróżąc klęskę Argentyny na mundialu w Rosji. I niewiele się pomylił, ale widać, że Leo wyciągnął wnioski z przeszłości, i w Katarze był już kimś zupełnie innym. To były jego mistrzostwa pod każdym względem. I jest to bardzo miłe także dla postronnego obserwatora, bo Messi, jak mało kto, na taki finał reprezentacyjnej kariery zwyczajnie zasłużył.
A co z nami? Jak ocenić ten mundial z naszej strony? Jeszcze miesiąc przed mistrzostwami na okładce bardzo prestiżowego, francuskiego miesięcznika „Onze” obok podobizny Messiego, Ronaldo, Mbappe i Neuera, jako gwiazd mundialu, widniała też twarz Roberta Lewandowskiego. Rzeczywistość okazała się jednak inna i tak do końca trudno za to winić samego pana Roberta. Zagraliśmy chyba tak, jak nas na dzisiaj stać. I z całym szacunkiem do naszych gwiazd Lewandowski to nie Messi, a Piotr Zieliński to jeszcze nie Luka Modrić. Stąd wynik daleki od naszych ambicji, ale czy oczekiwania Polaków nie były znacznie na wyrost? Pewnie były, ale i tak, gdyby nie qui pro quo z premiami i medialnymi niezręcznościami trenera Michniewicza, odbiór naszego udziału w tych mistrzostwach byłby zupełnie inny. A tak – ech… Lepiej jednak cieszyć się z takiego, bezpośredniego udziału w światowym święcie futbolu, niż oglądać turniej tylko w telewizji, jak np. Włosi.
Wie coś o tym Zbyszek Boniek, jako nasz rzymski rezydent, na co dzień odbierający frustracje miejscowych tifosi, którzy tym razem mogli kibicować jedynie „etranżerom” z włoskich klubów. A propos Zibiego to dał w niedzielę świetny wywiad u Romka Kołtonia w „Prawdzie Futbolu”. Wywiad paradoksalnie dotyczył nie tylko mundialu i przyszłości futbolu, ale i nas – Polaków – jako nacji od wieków z charakterystycznymi atutami, ale i krepującymi przywarami. W rozmowie Zibi najbardziej piętnował nasze malkontenctwo, brak cierpliwości, zajadłość i brak szacunku dla swoich autorytetów. Generalnie zabrzmiało to raczej smutno niż optymistycznie. Na szczęście część rozmowy dotyczyła Szymona Marciniak i jego polskiej ekipy sędziującej finał mundialu. I to, siłą rzeczy, była naturalna antyteza do wszystkich zarzutów Zbyszka względem Polaków jako takich, bo przykład pracy Szymona Marciniaka w finale, to tylko powód do dumy nas wszystkich, nie tylko tych kochających sport. I nie jest to tylko subiektywne, „polskie” odczucie, bo w trakcie rozmowy o Marciniaku do Zibiego zadzwonił Pierluigi Collina, komplementując polskiego sędziego pod niebiosa. Nawet wyrwało mu się porównanie aktualnej popularności Pan Szymona do Jana Pawła II, co zabrzmiało nieco śmiesznie, ale słychać było, że jest z jego pracy bardzo, bardzo zadowolony.
Zatem nie ma co biadolić, bo nie jesteśmy ani lepsi, ani gorsi od innych. Trzeba tylko ciężko pracować jak Szymon Marciniak, a kiedyś sięgniemy po wszystkie zaszczyty. Trzeba tylko w to uwierzyć i chcieć.
Przejdź na Polsatsport.pl