PZPN ma pieniądze. Czy to oznacza uznane nazwisko na ławce trenerskiej?
Sytuacja finansowa Polskiego Związku Piłki Nożnej jest na ten moment bardzo dobra - informuje "Przegląd Sportowy". Taki obrót spraw powoduje, że w związku coraz mocniej rozważane jest zatrudnienie szkoleniowca o "dużym nazwisku".
Dobre wyniki sprzedaży biletów na mecze polskiej reprezentacji, ale przede wszystkim niezły rezultat Biało-Czerwonych na mundialu w Katarze sprawiły, że w Polskim Związku Piłki Nożnej mogą spać spokojnie. Teraz prezes Cezary Kulesza musi przede wszystkim zastanowić się nad tym, kto obejmie stery drużyny narodowej. Liczne źródła podają, że mało prawdopodobne jest bowiem pozostanie na stanowisku trenera Czesława Michniewicza.
ZOBACZ TAKŻE: Zbigniew Boniek o wyborze nowego selekcjonera. "Polacy wierzą w cuda"
Zatrudnienie zagranicznego szkoleniowca, będącego uznaną marką w piłkarskim środowisku, zwykle niesie ze sobą ogromne wydatki na pensję dla samego zainteresowanego. W związku zatem zastanawiają się, czy warto takie ryzyko podjąć. Bo pieniądze w obecnym budżecie się znajdą.
Zarobki trenera Michniewicza nie zostały nigdy ujawnione, ale szacuje się, że jest to kwota wynosząca w przybliżeniu pół miliona euro za rok pracy z kadrą. Trener z wyrobionym na arenie międzynarodowej nazwiskiem zapewne "życzyłby" sobie około pięć razy więcej.
Paulo Sousa za pracę z reprezentacją Polski dostawał około 900 tysięcy euro rocznie. Podobnie wyglądało to w przypadku Leo Beenhakkera, który do powyższej kwoty zbliżył się jednak dopiero po awansie na Euro 2008. Dylemat przed prezesem Kuleszą jest więc spory.
Jak podaje "Przegląd Sportowy", PZPN dobrze zabezpieczył się, lokując oszczędności w czteroletnich obligacjach skarbowych PKO BP. Zysk netto w ubiegłym roku wyniósł natomiast 3 mln 497 tys. 536 zł 33 gr. Teraz ma być o wiele lepiej.
Przejdź na Polsatsport.pl