Bożydar Iwanow: Selekcjoner to nie wszystko. Przebudowy wymaga cały projekt "Reprezentacja A"
Posada selekcjonera reprezentacji Polski na rok 2023 to bardzo intratna posada. Pewnie, że w futbolu wszystko jest możliwe. I niczego absolutnie nie można być pewnym. Ale nadchodzące 12 miesięcy za sterami „Biało-czerwonych” to kusząca perspektywa. Szczególnie w konfrontacji z tym, z czym musiał się zmagać Czesław Michniewicz.
Jego w kończącym się roku czekał baraż o Mundial, Liga Narodów z europejskimi gigantami, takimi jak Holandia oraz Belgia i na „deser” mistrzostwa świata. Ciężar gatunkowo-jakościowy potężny. Plecy selekcjonera pod nim się nie ugięły. Potknął się na innych polach i relacjach. Następca nie dość, że najtrudniejszego z rywali będzie miał w Czechach i Albanii, to spotka się w grze o punkty jeszcze z Mołdawią i Wyspami Owczymi.
ZOBACZ TAKŻE: Blisko 200 tysięcy osób podpisało się pod petycją o... powtórzenie finału MŚ
Na EURO 2024 nie sposób będzie nie awansować. Do tego otrzyma możliwość rozegrania kilku meczów towarzyskich, w których dostanie czas i możliwość do wprowadzenia i sprawdzenia swoich pomysłów oraz rozwiązań. Bez wielkiego ryzyka w przypadku wynikowego niepowodzenia. Wszystko w dobrej wierze przygotowania zespołu pod finały ME w Niemczech. Dopiero w 2024 roku zaczną się bardziej kręte schody: w UEFA Nations League Polacy znów trafią na co najmniej dwa topowe zespoły ze Starego Kontynentu, z którymi, jak wiemy, nie potrafimy wygrywać. Od ponad ośmiu lat. I wówczas może – choć nie musi – pojawić się pierwszy niepokój z oznakami zwątpienia. A potem turniej, po którym - jak znam nasze polskie realia – jeżeli nie będzie ćwierćfinału, rozpocznie się rozliczanie związku i trenera. Chyba, że zmienią się: nasz charakter i podejście także do futbolowego życia. Albo: federacja wybiegnie myślami dalej niż najbliższe miesiące i stworzy taką personalną koncepcję, która będzie się bronić nawet w przypadku niezadowalających wyników. Będzie rokować na przyszłość dalszą niż tylko ta najbliższa. Pytanie jednak, czy taka wersja jest w ogóle możliwa?
Od późnej jesieni 2020 roku z naszą kadrą pracowało już trzech selekcjonerów. Co w polskiej piłce pozostało po pracy sztabów Jerzego Brzęczka, Paolo Sousy czy zostanie po ekipie wybranej przez Czesława Michniewicza? Czy ktoś z ich doświadczeń, nauk na błędach czy rzeczach dobrych skorzystał? Za chwilę przyjdzie nowy zestaw osób, który być może za jakiś czas znów zabierze swoją wiedzę i będzie ją gdzieś indziej pożytkował. Dlaczego każde ostatnie „rozstanie z kadrą” jest obarczone ogromem przykrych doznań? Brzęczek, Sousa, Michniewicz – tylko trzy ostatnie nazwiska. Każde pożegnanie bez kwiatów, podziękowań i fanfar. Konferencji ze wszystkimi stronami z podsumowaniem i uściśnięciem sobie dłoni z życzeniem szczęścia i powodzenia na nowej drodze życia. Czy jest jakaś gwarancja, że z następnym selekcjonerem nie będziemy rozstawać się w podobnych okolicznościach?
Czasu na właściwy wybór nowego selekcjonera jest i dużo, i mało. Nie tylko kadra piłkarzy wymaga pewnego „resetu”, ale i cały projekt pod nazwą „Reprezentacja A”. To „oczko” w głowie każdej federacji na świecie. Dlatego ważna jest nie tylko jej głowa, ale i tułów, serce, płuca, ręce i nogi. I twarda ta część ciała, która znajduje się tuż poniżej pleców. Drużynie narodowej potrzebny jest nie tylko trener z nazwiskiem i charyzmą. Ale także sztab ludzi z kompetencjami, który pozostanie przy niej nawet wtedy, gdy selekcjonerowi zamarzy się inna, bardziej ponętna posada.
Przejdź na Polsatsport.pl