Mistrzynie Polski w curlingu: Ten sport to rozwiązywanie zagadek na lodzie
- Curling to rozwiązywanie zagadek na lodzie, bo w jeszcze większym stopniu niż mięśnie angażuje mózg - podkreśliły mistrzynie Polski oraz reprezentantki kraju w tej dyscyplinie olimpijskiej Marta Szeliga-Frynia i Adela Walczak. Jak dodały, przygodę z curlingiem można zacząć w każdym wieku.
Choć w wielu krajach curling należy do bardzo popularnych zimowych dyscyplin, w Polsce wciąż uchodzi za dość egzotyczny sport. Nad Wisłą znany jest jedynie z telewizyjnych migawek lub transmisji igrzysk olimpijskich i tylko nieliczni przekonali się, jak wiele satysfakcji może sprawić pchanie 20-kilogramego kamienia do tzw. domu, czyli centralnego punktu wyrysowanej na lodzie niebiesko-czerwonej "tarczy".
ZOBACZ TAKŻE: Polski curling wraca na międzynarodowe areny
To - jak zwróciły uwagę utytułowane curlerki łódzkiego klubu POS Curling - precyzyjna gra, która w jeszcze większym stopniu niż mięśnie angażuje... mózg.
- Powodów, by uprawiać tę dyscyplinę jest wiele, choćby fakt, że jest to sport olimpijski. Dla mnie jednak najfajniejsze jest, że to sport zespołowy i jest to rozwiązywanie zagadek na lodzie - obliczanie kątów, myślenie o ustawieniu kamieni, jak je ominąć lub wybić, wybieranie odpowiedniej strategii. Kwintesencją tej dyscypliny jest połączenie dobrej techniki, przygotowania atletycznego i szachów na lodzie - powiedziała Szeliga-Frynia, która grą w curling zauroczyła się podczas igrzysk olimpijskich Salt Lake City w 2002 roku.
Wśród innych zalet tej dyscypliny wymieniła m.in. integrację (w jednym meczu mogą rywalizować różne pokolenia, a także zawodnicy pełnosprawni z graczami na wózkach, słyszący z niesłyszącymi) oraz możliwość gry do późnych lat, ponieważ z uprawiania tej dyscypliny na rekreacyjnym poziomie można czerpać radość nawet w wieku seniora. W zawodowstwie normą jest, że drużyny narodowe zdobywające medale olimpijskie to typowe mieszanki młodości i doświadczenia.
- To bardzo wszechstronny sport, w którym łączymy wiele elementów, m.in. strategię, precyzję, balans, pracę drużynową i wysiłek fizyczny w postaci szczotkowania lodu przed jadącym kamieniem - dodała Walczak, która w curling z sukcesami gra od ponad 15 lat.
Jak podkreślają reprezentantki kraju, nie ma nic banalnego w stwierdzeniu, że jest to gra dla wszystkich i w każdym wieku. Jako najlepszy przykład na jego potwierdzenie przypominają swój wyjazd do Kinross w będącej kolebką tego sportu Szkocji, gdzie w bezpośredniej konfrontacji rywalizowały z obchodzącym wkrótce 80. urodziny Brytyjczykiem i jego niewiele młodszymi partnerami.
- Prawie z nami wygrali, uratowałyśmy się ostatnim kamieniem. Mnóstwo prawdy jest więc w stwierdzeniu, że to sport dla wszystkich. Oczywiście mówimy o jego rekreacyjnym uprawianiu, choć świetne jest w nim też to, że nawet zawodowcy nie zaczynali treningów w wieku 5 czy 10 lat, bo szczyt formy curlera przypada między 30. a 40. rokiem życia. W tym sporcie bardzo liczy się doświadczenie i głowa - tłumaczyła Szeliga-Frynia.
Curlerki wskazały, że do czerpania satysfakcji z tej gry - szczególnie na poziomie amatorskim - nie potrzeba też specjalnych predyspozycji, ale - jak dodały - wbrew pozorom puszczanie kamieni i szczotkowanie lodu wiąże się również ze sporym wysiłkiem fizycznym.
- Wiele osób, które przychodzą na pierwszy trening i próbują szczotkowania, jest zszokowanych, jak wiele trzeba włożyć w to wysiłku. Przychodzą i myślą, że jedynie lekko pozamiatają, a potem przekonują się, że trzeba za tym kamieniem biec, mocno naciskać na szczotkę ciałem i jak mocno pracują przy tym mięśnie - nadmieniła Walczak.
W Polsce curling wciąż pozostaje jednak sportem niszowym, w dalekim cieniu popularności innych zimowych dyscyplin, jak skoki narciarskie, hokej czy łyżwiarstwo szybkie. Zaledwie jedna - wybudowana za prywatne pieniądze - hala do curlingu oraz ok. 500 zawodników nad Wisłą wypada bardzo blado przy ok. 1000 lodowiskach w Kanadzie, 50 w Szwajcarii, blisko 40 w Szwecji i ponad 20 w Szkocji. Między innymi z uwagi na brak infrastruktury reprezentanci Polski sporadycznie rywalizowali w mistrzostwach świata, a w igrzyskach olimpijskich nigdy.
Bardzo małe są też szanse na historyczny udział biało-czerwonych w turnieju olimpijskim w najbliższych latach. M.in. z powodu zawieszenia przez światową federację Polskiego Związku Curlingu za nieprawidłowości w zarządzaniu. Z tego względu reprezentanci kraju przez trzy lata nie mogli uczestniczyć w międzynarodowych zawodach.
- To zmarnowane trzy lata. Sytuacja zmieniła się dwa miesiące temu i dopiero wracamy na międzynarodową arenę. Przez zawieszenie w najbliższych mistrzostwach Europy zaczniemy rywalizację w najniższej dywizji C. To oznacza, że aby zagrać w igrzyskach musimy najpierw awansować do dywizji B, a następie do A, z której osiem najlepszych drużyn wystąpi w mistrzostwach świata. Z kolei z tej imprezy dziewięć najlepszych reprezentacji wywalczy przepustkę na igrzyska, bo jedno jest zarezerwowane dla gospodarza - przedstawiły długą drogę na igrzyska i trudną sytuację Polski curlerki z Łodzi.
- Naszym marzeniem jest, by curling stał się w Polsce bardziej rozpoznawalnym i medialnym sportem. To jedyna droga do sukcesów i robimy w tym kierunku naprawdę dużo. Mamy zapał oraz dobrze zapowiadających się zawodników, ale na przeszkodzie w ich rozwoju staje brak finansowania. Przez brak medialności ciężko o sponsorów, nie mamy też finansowania z budżetu państwa. Nasze drużyny chcąc się rozwijać i grać z najlepszymi muszą jeździć po Europie za własne pieniądze - dodała Szeliga-Frynia, która swoje doświadczenie wykorzystuje również jako szkoleniowiec zespołów młodzieżowych oraz jest trenerką kadry narodowej niesłyszących.
Iskierką nadziei na poprawę kondycji polskiego curlingu i jego popularyzację jest wybudowana w 2018 roku w Łodzi profesjonalna hala do curlingu. Budowa obiektu z czterema pełnowymiarowymi torami do gry oraz zapleczem kosztowała 6,5 mln zł, które wyłożył prywatny inwestor.
- Po kilkunastu latach uprawiania tej dyscypliny było dla nas jasne, że taka hala nie powstanie z publicznych pieniędzy. Trzeba było więc działać. Inwestycja z wielu względów nie była łatwa, bo wzorce musieliśmy czerpać z innych krajów, nie mówiąc już o jej sfinansowaniu. Hala zmieniła bardzo dużo, bo przed jej powstaniem musieliśmy trenować na boiskach hokejowych, m.in. po wszystkich łyżwiarzach, np. o godz. 21, albo przed nimi, czyli o 6 rano. Przeszliśmy naprawdę wiele - przyznała pełniąca funkcję prezesa jedynego tego typu obiektu w kraju Walczak.
Dzięki powstaniu profesjonalnej hali Łódź zyskała miano polskiej stolicy curlingu. W mieście rozgrywane są wszystkie najważniejsze zawody w kraju i nie tylko, a także organizowanych jest wiele wydarzeń dla amatorów promujących dyscyplinę olimpijską.
- Hala działa przez osiem miesięcy w roku - od końca sierpnia do końca kwietnia. Praktycznie w każdy weekend mamy jakieś rozgrywki - od rangi lokalnej, przez krajową do międzynarodowej. Obiekt żyje w pełni, bo grafik wypełniają treningi, turnieje, imprezy integracyjne czy dni otwarte dla osób, które chcą spróbować swoich sił w naszym sporcie. Cieszą się one bardzo dużym zainteresowaniem, a my cieszymy się z każdej osoby, która połknie bakcyla, co jest dość łatwe - podkreśliła Walczak.
Procesjonalny obiekt ma też duży wpływ na rozwój działającego w nim klubu POS Łódź Curling, w którym liczba trenujących zwiększyła się w ostatnich latach z 40 do 115 zawodników. Duży nacisk kładziony jest też na przyciąganie na zajęcia młodzieży, która w przyszłości może spełnić marzenia o olimpijskim występie reprezentacji Polski.
- W ich rozwoju najbardziej liczy się to, że przygodę z tym sportem od początku zaczynają trenując na dobrym lodzie. Nasi zawodnicy, którzy mają dziś po 12-14 lat. są na etapie, w którym my byłyśmy po 10 latach gry. Fajne jest też to, że mamy już w Polsce grupę curlerów, która poprzez lata gry zdobyła doświadczenie oraz wiedzę i może przekazywać to dalej. Ja, kiedy zaczynałam grać, musiałam po taką naukę jeździć do trenerów zagranicznych. To wszystko daje nadzieję, że w nieodległej przyszłości za sprawą sukcesów curling przestanie być w Polsce egzotyczną dyscypliną z czajnikami i szczotkami - podsumowała Szeliga-Frynia, która podobnie jak jej klubowa koleżanka nie porzuciła swoich marzeń o występie w mistrzostwach świata.
Przejdź na Polsatsport.pl