Cezary Kowalski: Wybór selekcjonera, czyli wygrać możesz, przegrać musisz

Cezary Kowalski: Wybór selekcjonera, czyli wygrać możesz, przegrać musisz
fot. PAP/EPA
Czesław Michniewicz

Na początku 2022 roku piłkarska reprezentacja Polski nie miała trenera. Na koniec też nie ma. Zmiany są integralną częścią futbolu, ale nikt nam nie wmówi, że taka sytuacja, jak w polskiej piłce, to mniej więcej norma, a federacja ma wszystko pod kontrolą.

Przeciwnie, tak częste zmiany świadczą o niestabilności, braku długofalowego planu, nieumiejętności doboru kadr. Chcąc nie chcąc, dewaluuje się też wartość samego stanowiska selekcjonera. Przecież nie ma takiej możliwości, aby potencjalny kandydat nie rzucił okiem na średnią długość pracy poprzedników i okoliczności rozstań. Po erze Adama Nawałki z dobrym smakiem miały one niewiele wspólnego.

Nie sposób nie odnieść wrażenia, że w tej kwestii wszystko puszczone jest na żywioł. Czyli trochę jak w hazardzie. „Wygrać możesz, przegrać musisz”. Można to oczywiście ładnie ubrać w słowa i podać np. komunikat: „Po zakończeniu zaplanowanego cyklu i realizacji celów, chcemy zrobić następny krok. Trwa proces rekrutacyjny”.

 

ZOBACZ TAKŻE: Czesław Michniewicz zabrał głos po rozstaniu z reprezentacją. Wymowne słowa

 

Nietrudno jednak zgadnąć, że wygląda to bardziej przyziemnie. Ot, dzwonią menedżerowie, usiłując wcisnąć swoich klientów, a prezes bombardowany jest też kolejnymi nazwiskami przez wszystkich mających dostęp do jego ucha.

 

Oczywiście może się zdarzyć tak, że i dzięki takim niewyszukanym metodom uda się trafić w dziesiątkę i oby tak się stało, ale bardziej będzie to łut szczęścia niż efekt wizji i działań systemowych.

 

Z przecieków z PZPN-u wynika, że jest obecnie mocne parcie, aby trener był zagraniczny. Argument, żeby poszukać kogoś nieuwikłanego w nasze wewnętrze wojenki i zależności, zawsze jest sensowny. Zwłaszcza jak się spojrzy na sukcesy zagranicznych selekcjonerów polskich siatkarzy, może to działać wyśmienicie.

 

Odnoszę jednak wrażenie, że tu jest nieco inna materia. Inny poziom (dużo niższy niż w siatce) i inna skala wielkości środowiska (dużo większa).

 

Obcokrajowiec, który obiektywnie nie będzie jakimś geniuszem ze znakomitym CV, wyrastającym zdecydowanie poza resztę, zawsze będzie mieć tu pod górkę. Tzw. środowisko nie chce być na siłę wyprowadzane z „drewnianych chatek” przez gościa, który dostałby tę robotę tylko dlatego, że z tego światka właśnie nie wyrósł.

 

Idealnym rozwiązaniem byłoby zatrudnienie fachowca, który zechciałby swoją wiedzą się podzielić i przy okazji wykreować kilku Polaków, którzy w przyszłości mogliby go zastąpić (trochę tak, jak było w pierwszym etapie pracy Leo Beenhakkera), ale nie oszukujmy się, że jest to realne.

 

Który uznany w świecie trener pozwoli sobie na to, aby zrezygnować ze swoich pomocników, którzy z reguły stanowią o ich sile i pomogli zbudować obecną pozycję? Przecież to byłoby zawodowe samobójstwo. A wstawianie Polaków do sztabu na siłę, aby później byli traktowani per noga, nie ma sensu.

 

Nie mówiąc o tym, że w budżecie PZPN-u (jakieś 1,5 mln euro brutto za rok pracy razem ze sztabem) żadna wybitna jednostka raczej się nie zmieści. Chyba między bajki należy włożyć informacje, że naszą kadrę mógłby objąć ktoś taki, jak niedawny trener Belgów, a wcześniej m.in. Evertonu Roberto Martinez.

 

Hiszpan, który ostatnio z Belgią nie wyszedł z grupy, ale wcześniej zajął z trzecie miejsce na świecie, może przebierać w ofertach choćby z Anglii za grube miliony. I miałby skusić się teraz na eliminacje z Polską, w których toczyłby za małe dla niego pieniądze boje z Czechami, Mołdawią, Albanią i Wyspami Owczymi? Chyba jeszcze nie ten etap kariery.

 

Podobną miarę można przyłożyć do wielu innych ciekawych nazwisk obecnie dostępnych. Nie oszukujmy się, stać nas na trenerów co najwyżej średnich na globalnym rynku, którzy przecież i tak niczego nie gwarantują, a prawdopodobieństwo, ze potraktują nas jak bankomat (patrz: Paulo Sousa), jest bardzo duże.

 

Dlatego jestem za tym, aby postawić na Polaka, pozwolić mu urosnąć razem z reprezentacją, tak jak było w przypadku Adama Nawałki czy kiedyś Antoniego Piechniczka. Zwłaszcza, że jest na to czas (eliminacje z przeciętnymi rywalami) i pewnie miejsce na jakiś margines błędu czy frycowe.

 

Jeśli postawimy na właściwego rodaka, to długofalowy zysk dla polskiego futbolu może być wręcz niepoliczalny.

 

A zaoszczędzone pieniądze na gigantyczną w naszych warunkach pensję dla zagranicznego selekcjonera proponuję wydać na szkolenie trenerów młodzieży.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie