Wytrawny gracz czy zwykły kabotyn? Kim pan jest, panie Infantino?
Nie ma chyba ostatnio bardziej irytującej postaci w światowej piłce nożnej niż jej… szef. Prezydent FIFA Gianni Infantino niepostrzeżenie stał się futbolowym synonimem hipokryzji, obciachu, braku smaku, taktu i umiaru.
Jego „słit focie” z przyjacielem Putinem, brak jakiejkolwiek refleksji na temat wojny na Ukrainie, honorowanie i bycie adwokatem łamiących prawa człowieka władz Kataru podczas ostatniego mundialu czy list, jaki miał czelność wysłać do uczestników mistrzostw, aby ci zamiast na polityce „skupili się na piłce”, rozwiały wszelkie złudzenia. On nawet nie próbuje maskować tego, co jest dla niego najbardziej istotne. Czyli pieniędzy, wpływów i długości władzy. Pytanie, czy osiąga to dzięki wybitnej inteligencji, zaplanowanym zmyślnym rozgrywkom, realizując plan punkt po punkcie, czy po prostu tak jakoś mu wychodzi? Bo znajduje się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, a tak naprawdę wewnątrz nie ma nic i próbuje tylko grać, aby pokazać się w jak najlepszym świetle.
Zobacz także: Pierwszy na świecie stadion otrzymał imię Pelego
Bez wątpienia mamy do czynienia z działaczem moralnie upadłym, bez skrupułów. Można śmiało powiedzieć, że słynny człowiek-guma, przy Infantino, ma kręgosłup twardy jak skała.
Szwajcar, który został następcą skorumpowanego poprzednika Seppa Balttera i wygrał wybory w FIFA dlatego, że jego skorumpowany konkurent Michel Platini był na tyle skorumpowany, że nie mógł wystartować, jest w stanie nagiąć się do każdej sytuacji. Jak trzeba powie, że czuje się Arabem, gejem, albo wie, co to znaczy być prześladowanym, bo zanim wyłysiał, był rudy i musiał się borykać z tym problemem. Nota bene są już opublikowane zdjęcia z młodości Gianniego, na których widać wyraźnie, że obecnie po prostu łże.
Przy okazji kupionego przez Putina mundialu w Rosji wychwalał dyktatora, przedstawiając jako wrażliwego demokratę, „Wołodię” zakochanego w sporcie, który z pasją realizuje swoje dziecięce marzenia przy okazji pokazując, jak pięknym przyjaznym i otwartym państwem jest Rosja.
Tak jak latał do Moskwy swoim prywatnym jetem i goszczony był z rozmachem w carskich pałacach, tak ostatnio skorzystał z gościny emira w Katarze i po prostu zamieszkał tam na lata z całą rodziną, broniąc miejscowego reżimu całym swoim „autorytetem”. Impreza rzeczywiście w sensie sportowym okazała się bardzo dobra, ale przecież z góry można było tak zakładać. „Łysy z FIFA” określi ją najlepszą w historii. I tak się stało.
Jego cechą jest niezwykłe „parcie na szkło”, co może świadczyć o tym, że jest też próżny, ale nie tylko o tym…
Dziennikarka hiszpańskiego „Mundo Deportivo” Monika Planas zauważyła, że realizatorzy telewizyjni mundialu w Katarze w ciągu pięciu minut każdego meczu pierwszej fazy pokazywali siedzącego na trybunie honorowej szefa FIFA przed piątą minutą gry.
Twierdzi ona, że nie ma takiej możliwości, aby był to przypadek. Ta prawidłowość musiała być zadekretowana w jakimś protokole wykonawczym. Każdy, kto liznął pracy w stacji telewizyjnej wie co to „running order”. Kolejność prezentowanych zdarzeń: Plan stadionu, publiczność, sędziowie, pomieszczenia VAR, płaszczyzna murawy z ogromnymi flagami uczestników meczu na samym środku, składy, hymny… a gdy mecz się rozpocznie kolej na wizerunek Infantino. Koniecznie przed piąta minutą. Samego, a nie w towarzystwie. Cała sylwetka, a nie jakiś amerykański plan. Aby było widać także białe tenisówki dobrane do garnituru, co miało pewnie podkreślić, jak bardzo swobodny i otwarty na różnorodności jest prezydent.
Obrazek spokojnego władcy w wygodnym fotelu, cieszącego się spektaklem. Plan oczywiście en face w bardzo delikatnym kontrapunkcie, tak aby nadać mu subtelną chwałę, na która zasługuje jego pozycja. W ten sposób Infantino zapewniał sobie udział w globalnym show.
Ta strategia telewizyjna (a to przecież tylko wycinek całości) wykracza poza zwykły egocentryzm Szwajcara, który jest oczywisty, ale to także czysta propaganda. Forma czci, wychwalania, próby nadania mu jakiejś transcendencji. Jej właśnie dodają przy okazji wielkich imprez zapraszani królowie, książęta, szefowie państw, politycy czy aktorzy.
Na mundialu w Katarze to powtarzające się ujęcie Infantino samego w loży miało wartość symboliczną. Wskazywało na niego jako postać, która jednoczy wszystkie reprezentacje krajów pod jego potężnym wpływem.
Obraz dzięki któremu chciał pewnie przekazać: „Oto jestem. Panuję nad wszystkim. To jest moje. Jestem tu najważniejszy”. Taki wizerunek szefa FIFA miał się utrwalić na świecie, bo przecież te transmisje docierały wszędzie. Nie ma lepszej platformy reklamowej niż zarezerwowanie kilku sekund podczas każdego meczu na piłkarskich mistrzostwach świata.
Przy całym oburzającym back groundzie Infantino nie sposób nie przyznać, że dobrze to sobie wykombinował. Wydaje się jednak, że jego zdolności socjotechniczno-dyplomatyczno-polityczne (bez takich nie miałby przecież szans wspiąć się aż tak wysoko w hierarchii takiej organizacji) są przykrywane przez jego ewidentne słabości i deficyty.
Ostatnio głośno było o nim przy okazji pogrzebu Pele. Prezydent postanowił z uśmiechem na twarzy zrobić sobie selfie na tle otwartej trumny Króla Futbolu. Tłumaczył oczywiście później, że został o to poproszony przez rodzinę najsłynniejszego Brazylijczyka, ale nie wykalkulował chyba, że pierwszy przekaz poszedł w świat.
I teraz, nie tylko zresztą z powodu incydentu przy trumnie, uchodzi on w jego oczach raczej na zwykłego kabotyna, niż kogoś kogo chciał przedstawić w słynnej loży podczas każdego meczu w Katarze…
Przejdź na Polsatsport.pl