Marek Łukomski: Nie mam patentu na faworytów. Po prostu wierzę w naszą pracę

Marek Łukomski, trener koszykarzy beniaminka Sokoła Rawplug Łańcut, mimo zwycięstwa nad mistrzem Polski Śląskiem Wrocław 92:85, twardo stąpa po ziemi. „Myślimy o każdym kolejnym meczu. Gdzieś musimy szukać zwycięstw, bo naszym celem jest utrzymanie” - powiedział PAP zachrypniętym głosem.
Sokół sprawił sensację pokonując Śląsk (92:85) jako pierwsza drużyna Energa Basket Ligi w sezonie 2022/23. Mistrz kraju do Łańcuta przyjechał z bilansem 14-0. „Może 14 i wystarczy?” - zapytała Łukomskiego przed spotkaniem ze Śląskiem jedna z pracownic klubu odpowiedzialna za komunikację i media społecznościowe.
ZOBACZ TAKŻE: EBL: Grupa Sierleccy Czarni Słupsk z wygraną w Sopocie
42-letni szkoleniowiec wziął sobie te słowa do serca, a spektakularny sukces okupił utratą głosu. Z tego powodu zabrakło go na pomeczowej konferencji, a kilkadziesiąt godzin po spotkaniu, miał nadal kłopoty z mówieniem.
„Fajnie, że się udało. To tylko jeden mecz..., ale widząc jak wiele radości wygrana, właśnie ze Śląskiem, dała kibicom w Łańcucie, mam satysfakcję. Fanom, którzy przed laty kibicowali wielkiemu Śląskowi z Wójcikiem, Zielińskim czy Greerem, po zwycięstwie nad obecnym zespołem kręciły się łzy w oczach. Bez wątpienia Śląsk jest i dziś najlepszą drużyną ekstraklasy, ale podkreślę, że do każdego spotkania przygotowujemy się tak samo i nie wybiegamy za bardzo myślami w przyszłość” - zaznaczył.
21 listopada Łukomski zastąpił na ławce trenerskiej w Łańcucie Radosława Soję. Od tego czasu jego zespół odniósł trzy zwycięstwa w sześciu meczach, wszystkie we własnej hali: z Suzuki Arką Gdynia 85:74, BM Stalą Ostrów Wlkp. 70:67 i Śląskiem.
„Nie mam patentu na faworytów. Po prostu wierzę w naszą pracę. Nie mógłbym bez wiary wykonywać tego zawodu, choć zdaję sobie sprawę, że chyba nikt na nas nie stawiał w meczu Śląskiem. Moim celem jest to, by tę wiarę przelać na koszykarzy, drużynę. Sam byłem ciekawy, jak to zadziała. Widziałem w szatni, że jest fajna atmosfera, że nikt nie pamięta o porażce ze Spójnią (63:96 - PAP), gdy zmagaliśmy się z poważnymi problemami zdrowotnymi, że wszyscy są mentalnie przygotowani na Śląsk. Udało się! W sporcie trzeba mieć szczęście i ono było po naszej stronie” - ocenił.
Łukomski o pracy w Łańcucie mówi „misja” utrzymania w ekstraklasie. Beniaminek ma pięć zwycięstw i 10 porażek, co pozwala mu plasować się na 12. miejscu w tabeli EBL.
„Chcę to zrobić, wypełnić misję dla miejscowych ludzi zakochanych w koszykówce. Ostatnio doszedł do nas kolejny sponsor, inwestor prywatny, dzięki któremu udało się zakontraktować Jamesa Eadsa III i Michała Kołodzieja. To pokazuje, że to co robimy jest ważne dla lokalnej społeczności.
- Teraz mamy ponad tydzień przerwy, a potem czeka nas seria wyjazdów do Warszawy, Włocławka, Szczecina i Słupska, gorący teren w każdym z tych miast. Stąpamy twardo po ziemi, choć kibice już by chcieli, jak napisano w jednym z artykułów, by Sokół leciał do play off” - dodał szkoleniowiec, który po zwycięskim meczu 15. kolejki dał kilka dni wolnego zawodnikom, a sam kuruje gardło na krótkim wypadzie do rodzinnego Szczecina.
Szkoleniowiec zdradził PAP, że po spotkaniu przyszedł do niego jeden z wyróżniających się zawodników wrocławian, kadrowicz Jakub Nizioł, syn Piotra, z którym Łukomski grał przed laty w drużynie ze Szczecina. Potem Piotr Nizioł reprezentował m.in. barwy Śląska.
„Wspominaliśmy dawne czasy. Kuba zapytał się, czy pamiętam, jak jego tata wyganiał go z parkietu, bo kręcił się pod naszymi nogami na treningach. Pewnie, że pamiętam, bo mam dobrą pamięć. Fajnie, że są takie chwile po meczu, choć wcześniej, na parkiecie, bywa ostra rywalizacja i jesteśmy przeciwnikami” - przyznał.
Przejdź na Polsatsport.pl